Paul Breshke Design |
Francuskie samochody. Auta, które zamiast walczyć o klienta, toczą z nim nieustającą batalię za pomocą niezliczonych zastępów awarii i napraw. Uczą cierpliwości, oszczędności. Wzbudzają też wiele silnych emocji, zwłaszcza przy opłacaniu faktury u zaprzyjaźnionego mechanika. By wykarczować tę dżunglę negatywnych skojarzeń i głęboko zakorzenionych stereotypów, trzeba sięgnąć do dawniejszych czasów. Tuż przed drugą wojną światową toczyła się zawzięta bitwa o zwycięstwa na motosportowych arenach. Prym wiodło wtedy kilku producentów z kraju miłośników wina i zepsutych serów – Bugatti, Delage, Talbot-Lago i Delahaye. Dziś skupimy się na tym ostatnim, którego historia nieoczekiwanie zahaczyła o Lublin.
Tekst: Andrzej Bzowski / Foto: Paul Breshke Design
Urodzony w 1843 roku Emile Delahaye swoje pierwsze auto zaprezentował w 1894 roku w Paryżu. Przy jego budowie wzorował się na wozach spalinowych produkowanych przez sąsiada zza wschodniej granicy, Carla Benza. Szybko okazało się, że mała fabryka nie jest w stanie nadążyć z produkcją pojazdów. Nawiązano współpracę z rodziną Morane, jednocześnie przenosząc produkcję do stolicy Francji. Société des Automobiles Delahaye trudniło się wytwarzaniem aut ciężarowych i osobowych, a kluczowe okazało się wprowadzenie modelu o niezbyt dźwięcznej, jak na francuskie możliwości oralne, nazwie 135. Pod maskę trafił silnik z ciężarówki – potężne sześciocylindrowe serce, generujące moc 120 KM z 3,6-litrową pojemnością. Auto pomagały ubrać w finezyjnie ukształtowane elementy blacharskie najlepsze firmy karoseryjne. Nieprzeciętnej urody nadwozia wraz z mocnym silnikiem pozwalały konkurować z całą europejską czołówką aut sportowo-luksusowych. W promocji marki z pewnością pomogły spektakularne triumfy sportowe – model 135 zwyciężył w 1937 roku Rajd Monte Carlo, a rok później nie dał szans rywalom w 24-godzinnym maratonie w Le Mans. Gorycz porażki musiał przełknąć sam Ettore Bugatti.
Paul Breshke Design – historia Delahaye
Okres wzmożonego rozwoju przerwała II wojna światowa. Niestety, po jej zakończeniu Delahaye nie potrafiło stanąć na nogi. Pomimo wypuszczenia dwóch modeli – 175 i 235 – firma musiała poddać się i zniknąć z rynku, podobnie jak pozostałe francuskie marki produkujące dobra luksusowe. Doraźnie pomógł w tym socjalistyczny francuski rząd, który nałożył na wytwórców produktów z najwyższej półki horrendalne podatki.
Delahaye nie odszedł jednak w zapomnienie. Paweł Breshke Czyżewski, goszczący w drugim numerze „Motóra” projektant, niedawno opublikował wizję będącą swego rodzaju spadkobiercą historii francuskiego producenta – Delahaye 94. Lublinianin, zafascynowany designem francuskiej marki, stworzył projekt będący współczesną wizją auta łączącego dwa skrajne żywioły – sport i luksus. Ukończenie tak ambitnego dzieła wymagało poświęcenia przeszło półtora roku, wypełnionego studiowaniem charakterystycznych detali, przetłoczeń i kształtów. Sporym utrudnieniem okazał się brak jakiegokolwiek współczesnego punktu odniesienia, przez co projekt miał prekursorski charakter. Sylwetka auta jest muskularna, lecz nie wulgarna. Wyważona i smukła. Jest wiernym i niezwykle udanym tłumaczeniem klasycznej elegancji we francuskim wydaniu na język współczesności.
Niestety, póki co nie wiemy, czy koncept ma szansę na przejście z wirtualnej do namacalnej rzeczywistości. Toczą się na ten temat rozmowy, lecz za wcześnie by móc formułować konkretne wnioski. Pozostaje trzymać kciuki i czekać na pomyślne wieści. Może Lublin zasłynie jeszcze jako miejsce projektowania najpiękniejszych karoserii w Europie.
Paul Breshke Design - Delahaye:
Paul Breshke Design:
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Paul Breshke Design |
Francuskie samochody. Auta, które zamiast walczyć o klienta, toczą z nim nieustającą batalię za pomocą niezliczonych zastępów awarii i napraw. Uczą cierpliwości, oszczędności. Wzbudzają też wiele silnych emocji, zwłaszcza przy opłacaniu faktury u zaprzyjaźnionego mechanika. By wykarczować tę dżunglę negatywnych skojarzeń i głęboko zakorzenionych stereotypów, trzeba sięgnąć do dawniejszych czasów. Tuż przed drugą wojną światową toczyła się zawzięta bitwa o zwycięstwa na motosportowych arenach. Prym wiodło wtedy kilku producentów z kraju miłośników wina i zepsutych serów – Bugatti, Delage, Talbot-Lago i Delahaye. Dziś skupimy się na tym ostatnim, którego historia nieoczekiwanie zahaczyła o Lublin.
Tekst: Andrzej Bzowski / Foto: Paul Breshke Design
Urodzony w 1843 roku Emile Delahaye swoje pierwsze auto zaprezentował w 1894 roku w Paryżu. Przy jego budowie wzorował się na wozach spalinowych produkowanych przez sąsiada zza wschodniej granicy, Carla Benza. Szybko okazało się, że mała fabryka nie jest w stanie nadążyć z produkcją pojazdów. Nawiązano współpracę z rodziną Morane, jednocześnie przenosząc produkcję do stolicy Francji. Société des Automobiles Delahaye trudniło się wytwarzaniem aut ciężarowych i osobowych, a kluczowe okazało się wprowadzenie modelu o niezbyt dźwięcznej, jak na francuskie możliwości oralne, nazwie 135. Pod maskę trafił silnik z ciężarówki – potężne sześciocylindrowe serce, generujące moc 120 KM z 3,6-litrową pojemnością. Auto pomagały ubrać w finezyjnie ukształtowane elementy blacharskie najlepsze firmy karoseryjne. Nieprzeciętnej urody nadwozia wraz z mocnym silnikiem pozwalały konkurować z całą europejską czołówką aut sportowo-luksusowych. W promocji marki z pewnością pomogły spektakularne triumfy sportowe – model 135 zwyciężył w 1937 roku Rajd Monte Carlo, a rok później nie dał szans rywalom w 24-godzinnym maratonie w Le Mans. Gorycz porażki musiał przełknąć sam Ettore Bugatti.
Paul Breshke Design – historia Delahaye
Okres wzmożonego rozwoju przerwała II wojna światowa. Niestety, po jej zakończeniu Delahaye nie potrafiło stanąć na nogi. Pomimo wypuszczenia dwóch modeli – 175 i 235 – firma musiała poddać się i zniknąć z rynku, podobnie jak pozostałe francuskie marki produkujące dobra luksusowe. Doraźnie pomógł w tym socjalistyczny francuski rząd, który nałożył na wytwórców produktów z najwyższej półki horrendalne podatki.
Delahaye nie odszedł jednak w zapomnienie. Paweł Breshke Czyżewski, goszczący w drugim numerze „Motóra” projektant, niedawno opublikował wizję będącą swego rodzaju spadkobiercą historii francuskiego producenta – Delahaye 94. Lublinianin, zafascynowany designem francuskiej marki, stworzył projekt będący współczesną wizją auta łączącego dwa skrajne żywioły – sport i luksus. Ukończenie tak ambitnego dzieła wymagało poświęcenia przeszło półtora roku, wypełnionego studiowaniem charakterystycznych detali, przetłoczeń i kształtów. Sporym utrudnieniem okazał się brak jakiegokolwiek współczesnego punktu odniesienia, przez co projekt miał prekursorski charakter. Sylwetka auta jest muskularna, lecz nie wulgarna. Wyważona i smukła. Jest wiernym i niezwykle udanym tłumaczeniem klasycznej elegancji we francuskim wydaniu na język współczesności.
Niestety, póki co nie wiemy, czy koncept ma szansę na przejście z wirtualnej do namacalnej rzeczywistości. Toczą się na ten temat rozmowy, lecz za wcześnie by móc formułować konkretne wnioski. Pozostaje trzymać kciuki i czekać na pomyślne wieści. Może Lublin zasłynie jeszcze jako miejsce projektowania najpiękniejszych karoserii w Europie.
Paul Breshke Design - Delahaye:
Paul Breshke Design: