Iwona Blecharczyk Trucking Girl
Rozmawiał: Mateusz Cieślak / foto: Artur Mulak
(śmiech) Nie, jeszcze nie miałam okazji, ale to fakt, że dzięki wykonywanej pracy mam szczęście być w wielu wyjątkowych miejscach. Zawsze staram się korzystać z chwili i zapamiętywać każdą sytuację, każdy widok, ale dopiero po czasie dochodzi do mnie, co tak naprawdę się wydarzyło.
Zwiedziłaś sporą część świata za kierownicą ciężarówek. Które miejsca najbardziej zapadły ci w pamięć?
Podzieliłabym je na takie, które mi się najbardziej podobały, i takie, które był dla mnie największym wyzwaniem. Kiedy jechałam na Ice Road w okolicach Yellowknife w Kanadzie, to bałam się, że nie dam sobie rady jako kierowca. Okazało się, że poradziłam sobie bez problemu. A skoro już byłam spokojna, to mogłam zachwycać się widokami, ciszą, czystością, dziewiczym pięknem zamarzniętego jeziora oraz świadomością, że jadę po nim kilkudziesięciotonową ciężarówką. Biała pustynia aż po horyzont, nieskazitelne niebieskie niebo i ja. Myślę, że moje odczucia tam były podobne do tego, co czują astronauci na księżycu, tylko w trochę mniejszej skali. Ach, no i zorze polarne co noc. Lepiej już być nie mogło.
Jeśli zaś chodzi o miejsce najbardziej wymagające, to zdecydowanie było nim pole naftowe w prowincji Alberta, uznawanej za stolicę ropy naftowej w Kanadzie.Woziłam piasek potrzebny do wydobycia. Jeździłam tam zestawem SuperB, czyli ciągnikiem siodłowym z dwiema naczepami, po wąskich, górzystych i błotnistych trasach, najczęściej przebiegających przez ogromne lasy. Co chwilę musiałam zatrzymywać się i w trudnych warunkach zakładać łańcuchy na koła. Tamtejsze błoto było podobne do gliny, bardziej śliskie i mniej przewidywalne od lodu. Było bardzo ciężko, ale cieszę się, że tego doświadczyłam.
Co pociąga cię w samochodach ciężarowych?
Jest kilka rzeczy, które mi się bardzo podobają i w ciężarówkach, i w transporcie. Przede wszystkim jazda ciężarówką daje wolność. Owszem, pracuję dla kogoś w tym czasie, mam do wykonania konkretne zadania, ale sam przejazd jest dla mnie bardzo przyjemną czynnością, uwielbiam podróżować. Jeśli jesteś zorganizowany, to możesz wygospodarować wystarczającą ilość czasu na odpoczynek czy zwiedzanie. Satysfakcję daje mi wykonanie trudnego zadania, ale też świadomość, że robię to, co lubię, i jeszcze ktoś mi za to płaci. No i oczywiście uwielbiam te samochody, często patrzę na ciężarówki i myślę sobie, że w ciągu zaledwie kilku lat swojej pracy zobaczyły więcej świata niż przeciętny człowiek przez całe życie.
Jak trafiłaś do szoferki? Nie jest to zawód, o którym marzy większość dziewczyn.
To prawda, chociaż to się powoli zmienia, coraz więcej dziewczyn jeździ ciężarówkami. W moim przypadku na początku wcale nie zapowiadało się na to, że będę zawodowym kierowcą. Po studiach zaczęłam pracę jako nauczycielka w szkole. Ale to nie było dla mnie. W trakcie roku szkolnego zrobiłam kursy, zdałam egzamin i wysłałam setki CV do firm przewozowych w Polsce, lecz żadna nie chciała mnie zatrudnić. Najprawdopodobniej z powodu płci. Na szczęście jedna firma w końcu się odezwała, oferując pracę w biurze ze względu na moje kwalifikacje w dziedzinie logistyki. Odmówiłam, prosząc o okres próbny za kierownicą, podczas którego wypadłam na tyle dobrze, że zaczęłam jeździć na stałe. Najpierw po Europie,aż postanowiłam spełnić swoje marzenie, jakim było przejechanie Kanady i Stanów Zjednoczonych za kierownicą prawdziwego amerykańskiego trucka.
Moc, gabaryty, wygląd – co cię najbardziej kręci w tych samochodach?
Moc rzędu 600 KM jest pociągająca, tak samo jak wygląd samochodu czy jego zaawansowanie techniczne, które w nowych modelach jest już kosmiczne. Mnie jednak najbardziej podoba się to, czego mogę tym samochodem dokonać. Właśnie dlatego uwielbiam jazdę na gabarytach. Tak mówimy na transport ładunków o ponadnormatywnych wymiarach. To taka dziedzina transportu, gdzie kierowca ma nieograniczone pole do rozwoju, bo samochodem ciężarowym można przewieźć niemal wszystko i wszędzie, a potrzeba do tego również ogromnej wiedzy, wyobraźni i zręczności. Największymi ładunkami, jakie przewoziłam, były łopaty wirnika turbiny wiatrowej, które miały długość 62 metrów (długość zestawu 66,5m). To tyle, co długość trzech TIR-ów, a trzeba zaznaczyć, że ładunek wystaje też po bokach, a jego transport odbywa się w specjalnym konwoju, wbrew znanym wszystkim zasadom ruchu drogowego. Przez prawie trzy lata woziłam te śmigła i dopiero po dwóch latach tak naprawdę opanowałam tę sztukę. Tak bardzo było to wymagające zadanie.
Wspomniałaś wcześniej o swoich początkach w pracy. Znalazłem fragment twojej wypowiedzi, który mnie lekko zaniepokoił: „Przez rok jeździłam w dużych męskich ciuchach, bez makijażu oraz mając wygoloną głowę”. Brzmi jak scenariusz dramatu psychologicznego, a nie historia spełnionej i uśmiechniętej dzisiaj dziewczyny. Faktycznie było tak ciężko?
Zaczynałam jeździć w gigantycznej firmie, gdzie spotkałammnóstwo kierowców z różnych krajów. Miałam 24 lata i byłam jedyną kobietą. Wszyscy ci kierowcy mieli ogromną zagwozdkę, dlaczego przyszłam do takiej pracy. Stwierdzili od razu, że jestem szpiegiem szefa i trzeba na mnie uważać. Później wymyślili, że chciałam tam sobie znaleźć bogatego męża. (śmiech) Chciałam więc udowodnić im, że te wszystkie teorie spiskowe są bujdą, a ja nie potrzebuję specjalnego traktowania, by stać się dobrym kierowcą. Dlatego na początku robiłam wszystko, by wyglądać nieatrakcyjnie. Dopiero po roku, gdy poczułam się już pewniej, wróciłam do normalnego wyglądu.
Z zawistnymi ludźmi poradziłaś sobie dość łatwo. Przyznam, że mocno się przejąłem historią twojego spotkania z dzikim zwierzęciem. To mogło skończyć się naprawdę źle.
Zatrzymałam się w nocy na polu naftowym w Kanadzie i popełniłam błąd – zgasiłam silnik. Wyszłam na zewnątrz, by obejrzeć zorzę polarną, i w pewnym momencie zobaczyłam świecące oczy w ciemności tuż obok mnie. Nigdy tak szybko nie wsiadałam do szoferki! (śmiech) Była to najprawdopodobniej puma, która raczej nie podeszłaby, gdyby silnik był włączony. W tamtym momencie przestraszyłam się okrutnie, ponieważ jakiś czas wcześniej widziałam zdjęcie kierowcy, który został zaatakowany w tamtej okolicy przez pumę i cudem przeżył. Po tej sytuacji każde wychodzenie na zewnątrz i zakładanie łańcuchów było dla mnie przerażające, ale musiałam dać radę.
Obserwuje cię 200 tys. ludzi, a twój pierwszy film obejrzało cztery i pół miliona osób. Dlaczego?
Nie wiem, dla niektórychjest tooglądanie niespełnionych marzeń o podróżach i pracy jako kierowca ciężarówki – dostaję wiele takich wiadomości. Dla innych moje filmy to źródło wiedzy na temat transportu, maszyn oraz pracy, które staram się pokazywać w szczery sposób. Są też przypadkowe osoby, które coś zainteresuje, zasubskrybują i zostają z moimi filmami na dłużej. Ta cała moja „kariera” na YouTubie zaczęła się przez przypadek od filmów, jakie zaczęłam nagrywać dla swoich bliskich. Martwili się, co się ze mną dzieje w trasie, więc żeby ich uspokoić, zaczęłam nagrywać prywatne filmy, w których opowiadałam, co robiłam danego dnia, i uspokajałam, że wszystko u mnie w porządku. Z czasem zaczęli mnie namawiać, bym opublikowała swoje nagrania w sieci, bo mogą kogoś zainteresować. Odważyłam się i… jakoś się potoczyło.
Potoczyło się genialnie! Jesteś bardzo popularna w sieci, a pod twoimi materiałami są komentarze ludzi z całego świata. Jak ich w sobie rozkochałaś?
(śmiech) Nie wiem, na pewno niczego nie udaję i być może moja szczerość im się spodobała. Cieszy mnie to, że obserwuje mnie tylu ludzi z tylu różnych stron świata. Na drugim miejscu za widzami z Polski są kierowcy z Filipin – nie wiem dlaczego. Dostaję zdjęcia zwielu państw, jest tego bardzo dużo. Są oczywiście różnice sprzętowe, w Europie jeździmy wygodnymi ciężarówkami, w Stanach są ogromne i błyszczące trucki, a ktoś mi wysyła zdjęcie z pustyni, gdzie jest 40 stopni w cieniu, ktoś inny z Syberii, gdzie panuje ogromny mróz. Każdy z tych kierowców ma inny kolor skóry, ubiór, nawet samochód, ale wszystkich nas coś łączy – to jest jedna z rzeczy, jakie uwielbiam w transporcie. Mocno zaskoczyła mnie też moja popularność w Kanadzie.
Za sprawą filmów na YouTubie?
Tak, często na stacji benzynowej czy na parkingu ktoś podchodził do mnie, by się przywitać. Albo podchodzili niepewnie i pytali: „Iwona?!”.Kanadyjczycy ogólnie są bardzo mili i często pytali się, jakie są moje odczucia, pytali oporównania transportuamerykańskiego z europejskim. Nawet jak byłam w Yellowknife, na dalekiej północy, podszedł do mnie jakiś mężczyzna, by zapytać, gdzie kupiłam okulary, bo mu się spodobały. Powiedziałam, że przywiozłam je z Europy, a on zmierzył mnie wzrokiem i krzyknął: „Ty jesteś Iwona!”. (śmiech)
Skoro ludzie w Kanadzie są mili, to jacy są pracodawcy? Staram się postawić na miejscu właściciela specjalistycznej firmy transportowej w kole podbiegunowym, do której zgłasza się młoda dziewczynaz dalekiej Europy.
Szefowie również są mili, ale kierowcy z Europy są tam traktowani z lekką rezerwą. Kanadyjczycy uważają, że jeździmy na miniaturowych ciężarówkach wyłącznie po dobrych drogach, a prawdziwej zimy to nigdy nie widzieliśmy. Dlatego nowy pracownik w Kanadzie musi powoli udowadniać swoje umiejętności i dopiero z czasem zaczyna otrzymywać poważne zadania. Moja przygoda z Kanadą była o tyle wymagająca, że miałam problemy z załatwieniem wszystkich pozwoleń, co mnie od razu zahartowało. Na początku oczywiście trafiały mi się najbardziej wysłużone i najsłabsze trucki, ale dałam radę i później mogłam się tylko cieszyć z tego, co robię i co mnie otacza.
Kiedy byłaś jeszcze w Kanadzie, mieliśmy w kraju aferę z kierowcami ciężarówek. Zakaz wyprzedzania to dobry pomysł?
To bardzo sporna kwestia i jak zwykle – wszystko zależy od człowieka. Jeżeli jedna ciężarówka zaczyna wyprzedzać drugąz prędkością tylko o pół km/h większąi wynika to z własnego widzimisię, to uważam to za głupie. Ale są też takie sytuacje, o których wiedzą tylko kierowcy ciężarówek. Najczęściej wiążą się z czasem, a dla nas nawet pół km/h na dystansie kilku tysięcy kilometrów jest istotne, żeby zdążyć dojechać do celu albo do miejsca, gdzie zaczyna się taki zakaz wyprzedzania. Tam zawsze znajdzie się kierowca, który zwolni do 80km/h i będzie hamował cały sznur aut.Są też kierowcy, którzy jeżdżą bez tempomatu – to też potrafi wyhamować innych – oraz tacy, którzy widząc, że są wyprzedzani, zaczynają przyspieszać. Wiele zależy od kultury na drodze, a ta ma ścisły związek z kulturą osobistą. Dlatego poza sprawami technicznymi jak punktualność i czysta fizyka wynikająca z ogromnej masy, pozostaje tylko czynnik ludzki.
Zawód kierowcy jest bardziej niebezpieczny, niż może się wydawać. Poza ryzykiem wypadku w ostatnich latach doszły problemy z niechcianymi pasażerami na zachodzie Europy.
To jest bardzo niebezpieczny zawód, ja mam szczęście w życiu, ale poza szczęściem mam też intuicję. Jazda po autostradzie jest dla mnie jak wojna. To miejsce, w którym giną ludzie, gdzie błąd może oznaczać ogromne konsekwencje. Poza wypadkami dochodzi ryzyko ze strony osób trzecich. Problem nielegalnych imigrantów został nagłośniony jakieś 3-4 lata temu, ale oni tam byli zawsze. Sama spotykałam imigrantów, którzy próbowali dostać się nie tylko do naczep, ale i do małych przyczepek i to przed tym kryzysem. Kolejna sprawa – często wozimy drogocenny towar, który jest celem ataków. Na szczęście nie jest to częsty proceder, ale oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy bandyci wpuszczają gaz do kabiny śpiącego kierowcy i kradną cały ładunek z paliwem. W moim przypadku ryzyko jest jeszcze większe.
Jakie problemy czyhają na kierowców w Ameryce?
Reakcje kierowców w Europie można łatwiej przewidzieć – zatrąbią, pomigają światłami itp. Tam każdy kierowca może mieć broń. Oczywiście nikt do mnie nie strzelał, aczkolwiek jak jedziesz drogą, to widzisz,że ktoś np.strzelał z pistoletu w znaki. Nigdy nie wiesz, czy przed tobą nie jedzie ktoś naćpany, komu zaczniesz przeszkadzać, i czy akurat nie ma broni przy sobie. Na początku był to dla mnie szok, słyszałam od wszystkich, że muszę się wyposażyć w broń, ale nigdy tego nie zrobiłam. Przez większość czasu jeździłam po pustkowiach lub terenach prywatnych. W Europie jest mniejszy luz i ludzie wydają się być nieco mniej przyjaźni, ale też zagrożenie nie jest tak duże. W Ameryce można spotkać większe skrajności.
Czyli są takie rzeczy, których amerykańscy kierowcy mogą nam zazdrościć?
Oczywiście! O amerykańskim transporcie często mówi się w samych superlatywach, ale nie dostrzegamy jak dobrze rozwinięty transport mamy w Europie. Amerykańskie ciężarówki są piękne, mocne i mają w sobie „to coś”, ale nie są tak komfortowe jak nasze. Patrzymy na takiego Peterbilta czy Kenwortha, na ich ogromne kabiny i myślimy, że w środku jest tyle miejsca, co w kawalerce. Tymczasem amerykańskie trucki mają bardzo niskie dachy, są mniej funkcjonalne, nie ma półek i ogólnie są mniej wygodne od naszych. Są też dużo słabiej wyposażone, posiadają mniej systemów bezpieczeństwa, nawet ABS działa, jakby go nie było.
Rozmawiamy o transporcie, samochodach innych ludziach, a chciałbym jeszcze zapytać o ciebie. Spędzasz wiele dni w samotności, stawiasz czoła wymagającym zdaniom, a mimo to widzimy cię najczęściej uśmiechniętą. Często miewasz kryzysy?
Jest coś takiego jak kryzys kierowcy. Na co dzień odczuwam jedynie chwilowe zmęczenie, ale przyznam, że miałam jeden poważny kryzys w swojej karierze i to na samym początku. Moi znajomi zaczęli udostępniać zdjęcia z rodzinami, dziećmi, z pięknych wysp, urządzonych domów, a ja akurat byłam gdzieś na trasie. Stałam w ogromnym korku, wykończona fizycznie i psychicznie problematycznym kursem. Pomyślałem wtedy: „Boże, co ja tu robię? Przecież mogłabym znaleźć sobie bogatego męża albo przynajmniej pójść do zwykłej pracy w biurze, po co ja się tak męczę?”. Kryzys trwał kilka dni, w tym czasie zastanawiałam się, czy to odpowiednia ścieżka dla kobiety, czy w szerszejperspektywie więcej mogę wygrać czy stracić… I jak widać, kryzys okazał się tylko chwilowy, a ja nie żałuję swojego wyboru!
O swoich przygodach mogłabyś napisać książkę, ale podejrzewam, że jeszcze niejedno przed tobą. Co dalej, zostajesz w Ameryce, wracasz do Polski czy może jedziesz w innym kierunku?
Do Ameryki na razie nie wracam, ponieważ czuję, że zobaczyłam i nauczyłam się wystarczająco dużo. Jeśli chodzi o wyzwania, to zostało mi jedno w naszej części świata, a jest nim jazda ciężarówką nawschodzie – Rosja, Syberia, może Kazachstan. To doświadczenie, jakiego zdecydowanie brakuje w moim portfolio. Przyznam szczerze, że po tych wszystkich wyzwaniach, jakie podjęłam, czuję, że jestem w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Dlatego skupiam się teraz na czymś zupełnie innym. Nie mówiłam o tym jeszcze nigdzie, ale chcę otworzyć w Polsce własną firmę transportową. Chcę mieć swój transport, swoje ciężarówki i rozwijać się na innym szczeblu. Jako kierowca przeszłam przez wszystko, przez co chciałam przejść. Z pewnością jeszcze spróbuję swoich sił za kierownicą ciężarówki w innych częściach świata, ale będzie to dla mnie już pewną formą zabawy.
Więcej przeczytasz i zobaczysz w papierowym wydaniu #3 Magazynu Motór.
Zamów, spodoba Ci się.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Iwona Blecharczyk Trucking Girl
Rozmawiał: Mateusz Cieślak / foto: Artur Mulak
(śmiech) Nie, jeszcze nie miałam okazji, ale to fakt, że dzięki wykonywanej pracy mam szczęście być w wielu wyjątkowych miejscach. Zawsze staram się korzystać z chwili i zapamiętywać każdą sytuację, każdy widok, ale dopiero po czasie dochodzi do mnie, co tak naprawdę się wydarzyło.
Zwiedziłaś sporą część świata za kierownicą ciężarówek. Które miejsca najbardziej zapadły ci w pamięć?
Podzieliłabym je na takie, które mi się najbardziej podobały, i takie, które był dla mnie największym wyzwaniem. Kiedy jechałam na Ice Road w okolicach Yellowknife w Kanadzie, to bałam się, że nie dam sobie rady jako kierowca. Okazało się, że poradziłam sobie bez problemu. A skoro już byłam spokojna, to mogłam zachwycać się widokami, ciszą, czystością, dziewiczym pięknem zamarzniętego jeziora oraz świadomością, że jadę po nim kilkudziesięciotonową ciężarówką. Biała pustynia aż po horyzont, nieskazitelne niebieskie niebo i ja. Myślę, że moje odczucia tam były podobne do tego, co czują astronauci na księżycu, tylko w trochę mniejszej skali. Ach, no i zorze polarne co noc. Lepiej już być nie mogło.
Jeśli zaś chodzi o miejsce najbardziej wymagające, to zdecydowanie było nim pole naftowe w prowincji Alberta, uznawanej za stolicę ropy naftowej w Kanadzie.Woziłam piasek potrzebny do wydobycia. Jeździłam tam zestawem SuperB, czyli ciągnikiem siodłowym z dwiema naczepami, po wąskich, górzystych i błotnistych trasach, najczęściej przebiegających przez ogromne lasy. Co chwilę musiałam zatrzymywać się i w trudnych warunkach zakładać łańcuchy na koła. Tamtejsze błoto było podobne do gliny, bardziej śliskie i mniej przewidywalne od lodu. Było bardzo ciężko, ale cieszę się, że tego doświadczyłam.
Co pociąga cię w samochodach ciężarowych?
Jest kilka rzeczy, które mi się bardzo podobają i w ciężarówkach, i w transporcie. Przede wszystkim jazda ciężarówką daje wolność. Owszem, pracuję dla kogoś w tym czasie, mam do wykonania konkretne zadania, ale sam przejazd jest dla mnie bardzo przyjemną czynnością, uwielbiam podróżować. Jeśli jesteś zorganizowany, to możesz wygospodarować wystarczającą ilość czasu na odpoczynek czy zwiedzanie. Satysfakcję daje mi wykonanie trudnego zadania, ale też świadomość, że robię to, co lubię, i jeszcze ktoś mi za to płaci. No i oczywiście uwielbiam te samochody, często patrzę na ciężarówki i myślę sobie, że w ciągu zaledwie kilku lat swojej pracy zobaczyły więcej świata niż przeciętny człowiek przez całe życie.
Jak trafiłaś do szoferki? Nie jest to zawód, o którym marzy większość dziewczyn.
To prawda, chociaż to się powoli zmienia, coraz więcej dziewczyn jeździ ciężarówkami. W moim przypadku na początku wcale nie zapowiadało się na to, że będę zawodowym kierowcą. Po studiach zaczęłam pracę jako nauczycielka w szkole. Ale to nie było dla mnie. W trakcie roku szkolnego zrobiłam kursy, zdałam egzamin i wysłałam setki CV do firm przewozowych w Polsce, lecz żadna nie chciała mnie zatrudnić. Najprawdopodobniej z powodu płci. Na szczęście jedna firma w końcu się odezwała, oferując pracę w biurze ze względu na moje kwalifikacje w dziedzinie logistyki. Odmówiłam, prosząc o okres próbny za kierownicą, podczas którego wypadłam na tyle dobrze, że zaczęłam jeździć na stałe. Najpierw po Europie,aż postanowiłam spełnić swoje marzenie, jakim było przejechanie Kanady i Stanów Zjednoczonych za kierownicą prawdziwego amerykańskiego trucka.
Moc, gabaryty, wygląd – co cię najbardziej kręci w tych samochodach?
Moc rzędu 600 KM jest pociągająca, tak samo jak wygląd samochodu czy jego zaawansowanie techniczne, które w nowych modelach jest już kosmiczne. Mnie jednak najbardziej podoba się to, czego mogę tym samochodem dokonać. Właśnie dlatego uwielbiam jazdę na gabarytach. Tak mówimy na transport ładunków o ponadnormatywnych wymiarach. To taka dziedzina transportu, gdzie kierowca ma nieograniczone pole do rozwoju, bo samochodem ciężarowym można przewieźć niemal wszystko i wszędzie, a potrzeba do tego również ogromnej wiedzy, wyobraźni i zręczności. Największymi ładunkami, jakie przewoziłam, były łopaty wirnika turbiny wiatrowej, które miały długość 62 metrów (długość zestawu 66,5m). To tyle, co długość trzech TIR-ów, a trzeba zaznaczyć, że ładunek wystaje też po bokach, a jego transport odbywa się w specjalnym konwoju, wbrew znanym wszystkim zasadom ruchu drogowego. Przez prawie trzy lata woziłam te śmigła i dopiero po dwóch latach tak naprawdę opanowałam tę sztukę. Tak bardzo było to wymagające zadanie.
Wspomniałaś wcześniej o swoich początkach w pracy. Znalazłem fragment twojej wypowiedzi, który mnie lekko zaniepokoił: „Przez rok jeździłam w dużych męskich ciuchach, bez makijażu oraz mając wygoloną głowę”. Brzmi jak scenariusz dramatu psychologicznego, a nie historia spełnionej i uśmiechniętej dzisiaj dziewczyny. Faktycznie było tak ciężko?
Zaczynałam jeździć w gigantycznej firmie, gdzie spotkałammnóstwo kierowców z różnych krajów. Miałam 24 lata i byłam jedyną kobietą. Wszyscy ci kierowcy mieli ogromną zagwozdkę, dlaczego przyszłam do takiej pracy. Stwierdzili od razu, że jestem szpiegiem szefa i trzeba na mnie uważać. Później wymyślili, że chciałam tam sobie znaleźć bogatego męża. (śmiech) Chciałam więc udowodnić im, że te wszystkie teorie spiskowe są bujdą, a ja nie potrzebuję specjalnego traktowania, by stać się dobrym kierowcą. Dlatego na początku robiłam wszystko, by wyglądać nieatrakcyjnie. Dopiero po roku, gdy poczułam się już pewniej, wróciłam do normalnego wyglądu.
Z zawistnymi ludźmi poradziłaś sobie dość łatwo. Przyznam, że mocno się przejąłem historią twojego spotkania z dzikim zwierzęciem. To mogło skończyć się naprawdę źle.
Zatrzymałam się w nocy na polu naftowym w Kanadzie i popełniłam błąd – zgasiłam silnik. Wyszłam na zewnątrz, by obejrzeć zorzę polarną, i w pewnym momencie zobaczyłam świecące oczy w ciemności tuż obok mnie. Nigdy tak szybko nie wsiadałam do szoferki! (śmiech) Była to najprawdopodobniej puma, która raczej nie podeszłaby, gdyby silnik był włączony. W tamtym momencie przestraszyłam się okrutnie, ponieważ jakiś czas wcześniej widziałam zdjęcie kierowcy, który został zaatakowany w tamtej okolicy przez pumę i cudem przeżył. Po tej sytuacji każde wychodzenie na zewnątrz i zakładanie łańcuchów było dla mnie przerażające, ale musiałam dać radę.
Obserwuje cię 200 tys. ludzi, a twój pierwszy film obejrzało cztery i pół miliona osób. Dlaczego?
Nie wiem, dla niektórychjest tooglądanie niespełnionych marzeń o podróżach i pracy jako kierowca ciężarówki – dostaję wiele takich wiadomości. Dla innych moje filmy to źródło wiedzy na temat transportu, maszyn oraz pracy, które staram się pokazywać w szczery sposób. Są też przypadkowe osoby, które coś zainteresuje, zasubskrybują i zostają z moimi filmami na dłużej. Ta cała moja „kariera” na YouTubie zaczęła się przez przypadek od filmów, jakie zaczęłam nagrywać dla swoich bliskich. Martwili się, co się ze mną dzieje w trasie, więc żeby ich uspokoić, zaczęłam nagrywać prywatne filmy, w których opowiadałam, co robiłam danego dnia, i uspokajałam, że wszystko u mnie w porządku. Z czasem zaczęli mnie namawiać, bym opublikowała swoje nagrania w sieci, bo mogą kogoś zainteresować. Odważyłam się i… jakoś się potoczyło.
Potoczyło się genialnie! Jesteś bardzo popularna w sieci, a pod twoimi materiałami są komentarze ludzi z całego świata. Jak ich w sobie rozkochałaś?
(śmiech) Nie wiem, na pewno niczego nie udaję i być może moja szczerość im się spodobała. Cieszy mnie to, że obserwuje mnie tylu ludzi z tylu różnych stron świata. Na drugim miejscu za widzami z Polski są kierowcy z Filipin – nie wiem dlaczego. Dostaję zdjęcia zwielu państw, jest tego bardzo dużo. Są oczywiście różnice sprzętowe, w Europie jeździmy wygodnymi ciężarówkami, w Stanach są ogromne i błyszczące trucki, a ktoś mi wysyła zdjęcie z pustyni, gdzie jest 40 stopni w cieniu, ktoś inny z Syberii, gdzie panuje ogromny mróz. Każdy z tych kierowców ma inny kolor skóry, ubiór, nawet samochód, ale wszystkich nas coś łączy – to jest jedna z rzeczy, jakie uwielbiam w transporcie. Mocno zaskoczyła mnie też moja popularność w Kanadzie.
Za sprawą filmów na YouTubie?
Tak, często na stacji benzynowej czy na parkingu ktoś podchodził do mnie, by się przywitać. Albo podchodzili niepewnie i pytali: „Iwona?!”.Kanadyjczycy ogólnie są bardzo mili i często pytali się, jakie są moje odczucia, pytali oporównania transportuamerykańskiego z europejskim. Nawet jak byłam w Yellowknife, na dalekiej północy, podszedł do mnie jakiś mężczyzna, by zapytać, gdzie kupiłam okulary, bo mu się spodobały. Powiedziałam, że przywiozłam je z Europy, a on zmierzył mnie wzrokiem i krzyknął: „Ty jesteś Iwona!”. (śmiech)
Skoro ludzie w Kanadzie są mili, to jacy są pracodawcy? Staram się postawić na miejscu właściciela specjalistycznej firmy transportowej w kole podbiegunowym, do której zgłasza się młoda dziewczynaz dalekiej Europy.
Szefowie również są mili, ale kierowcy z Europy są tam traktowani z lekką rezerwą. Kanadyjczycy uważają, że jeździmy na miniaturowych ciężarówkach wyłącznie po dobrych drogach, a prawdziwej zimy to nigdy nie widzieliśmy. Dlatego nowy pracownik w Kanadzie musi powoli udowadniać swoje umiejętności i dopiero z czasem zaczyna otrzymywać poważne zadania. Moja przygoda z Kanadą była o tyle wymagająca, że miałam problemy z załatwieniem wszystkich pozwoleń, co mnie od razu zahartowało. Na początku oczywiście trafiały mi się najbardziej wysłużone i najsłabsze trucki, ale dałam radę i później mogłam się tylko cieszyć z tego, co robię i co mnie otacza.
Kiedy byłaś jeszcze w Kanadzie, mieliśmy w kraju aferę z kierowcami ciężarówek. Zakaz wyprzedzania to dobry pomysł?
To bardzo sporna kwestia i jak zwykle – wszystko zależy od człowieka. Jeżeli jedna ciężarówka zaczyna wyprzedzać drugąz prędkością tylko o pół km/h większąi wynika to z własnego widzimisię, to uważam to za głupie. Ale są też takie sytuacje, o których wiedzą tylko kierowcy ciężarówek. Najczęściej wiążą się z czasem, a dla nas nawet pół km/h na dystansie kilku tysięcy kilometrów jest istotne, żeby zdążyć dojechać do celu albo do miejsca, gdzie zaczyna się taki zakaz wyprzedzania. Tam zawsze znajdzie się kierowca, który zwolni do 80km/h i będzie hamował cały sznur aut.Są też kierowcy, którzy jeżdżą bez tempomatu – to też potrafi wyhamować innych – oraz tacy, którzy widząc, że są wyprzedzani, zaczynają przyspieszać. Wiele zależy od kultury na drodze, a ta ma ścisły związek z kulturą osobistą. Dlatego poza sprawami technicznymi jak punktualność i czysta fizyka wynikająca z ogromnej masy, pozostaje tylko czynnik ludzki.
Zawód kierowcy jest bardziej niebezpieczny, niż może się wydawać. Poza ryzykiem wypadku w ostatnich latach doszły problemy z niechcianymi pasażerami na zachodzie Europy.
To jest bardzo niebezpieczny zawód, ja mam szczęście w życiu, ale poza szczęściem mam też intuicję. Jazda po autostradzie jest dla mnie jak wojna. To miejsce, w którym giną ludzie, gdzie błąd może oznaczać ogromne konsekwencje. Poza wypadkami dochodzi ryzyko ze strony osób trzecich. Problem nielegalnych imigrantów został nagłośniony jakieś 3-4 lata temu, ale oni tam byli zawsze. Sama spotykałam imigrantów, którzy próbowali dostać się nie tylko do naczep, ale i do małych przyczepek i to przed tym kryzysem. Kolejna sprawa – często wozimy drogocenny towar, który jest celem ataków. Na szczęście nie jest to częsty proceder, ale oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy bandyci wpuszczają gaz do kabiny śpiącego kierowcy i kradną cały ładunek z paliwem. W moim przypadku ryzyko jest jeszcze większe.
Jakie problemy czyhają na kierowców w Ameryce?
Reakcje kierowców w Europie można łatwiej przewidzieć – zatrąbią, pomigają światłami itp. Tam każdy kierowca może mieć broń. Oczywiście nikt do mnie nie strzelał, aczkolwiek jak jedziesz drogą, to widzisz,że ktoś np.strzelał z pistoletu w znaki. Nigdy nie wiesz, czy przed tobą nie jedzie ktoś naćpany, komu zaczniesz przeszkadzać, i czy akurat nie ma broni przy sobie. Na początku był to dla mnie szok, słyszałam od wszystkich, że muszę się wyposażyć w broń, ale nigdy tego nie zrobiłam. Przez większość czasu jeździłam po pustkowiach lub terenach prywatnych. W Europie jest mniejszy luz i ludzie wydają się być nieco mniej przyjaźni, ale też zagrożenie nie jest tak duże. W Ameryce można spotkać większe skrajności.
Czyli są takie rzeczy, których amerykańscy kierowcy mogą nam zazdrościć?
Oczywiście! O amerykańskim transporcie często mówi się w samych superlatywach, ale nie dostrzegamy jak dobrze rozwinięty transport mamy w Europie. Amerykańskie ciężarówki są piękne, mocne i mają w sobie „to coś”, ale nie są tak komfortowe jak nasze. Patrzymy na takiego Peterbilta czy Kenwortha, na ich ogromne kabiny i myślimy, że w środku jest tyle miejsca, co w kawalerce. Tymczasem amerykańskie trucki mają bardzo niskie dachy, są mniej funkcjonalne, nie ma półek i ogólnie są mniej wygodne od naszych. Są też dużo słabiej wyposażone, posiadają mniej systemów bezpieczeństwa, nawet ABS działa, jakby go nie było.
Rozmawiamy o transporcie, samochodach innych ludziach, a chciałbym jeszcze zapytać o ciebie. Spędzasz wiele dni w samotności, stawiasz czoła wymagającym zdaniom, a mimo to widzimy cię najczęściej uśmiechniętą. Często miewasz kryzysy?
Jest coś takiego jak kryzys kierowcy. Na co dzień odczuwam jedynie chwilowe zmęczenie, ale przyznam, że miałam jeden poważny kryzys w swojej karierze i to na samym początku. Moi znajomi zaczęli udostępniać zdjęcia z rodzinami, dziećmi, z pięknych wysp, urządzonych domów, a ja akurat byłam gdzieś na trasie. Stałam w ogromnym korku, wykończona fizycznie i psychicznie problematycznym kursem. Pomyślałem wtedy: „Boże, co ja tu robię? Przecież mogłabym znaleźć sobie bogatego męża albo przynajmniej pójść do zwykłej pracy w biurze, po co ja się tak męczę?”. Kryzys trwał kilka dni, w tym czasie zastanawiałam się, czy to odpowiednia ścieżka dla kobiety, czy w szerszejperspektywie więcej mogę wygrać czy stracić… I jak widać, kryzys okazał się tylko chwilowy, a ja nie żałuję swojego wyboru!
O swoich przygodach mogłabyś napisać książkę, ale podejrzewam, że jeszcze niejedno przed tobą. Co dalej, zostajesz w Ameryce, wracasz do Polski czy może jedziesz w innym kierunku?
Do Ameryki na razie nie wracam, ponieważ czuję, że zobaczyłam i nauczyłam się wystarczająco dużo. Jeśli chodzi o wyzwania, to zostało mi jedno w naszej części świata, a jest nim jazda ciężarówką nawschodzie – Rosja, Syberia, może Kazachstan. To doświadczenie, jakiego zdecydowanie brakuje w moim portfolio. Przyznam szczerze, że po tych wszystkich wyzwaniach, jakie podjęłam, czuję, że jestem w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Dlatego skupiam się teraz na czymś zupełnie innym. Nie mówiłam o tym jeszcze nigdzie, ale chcę otworzyć w Polsce własną firmę transportową. Chcę mieć swój transport, swoje ciężarówki i rozwijać się na innym szczeblu. Jako kierowca przeszłam przez wszystko, przez co chciałam przejść. Z pewnością jeszcze spróbuję swoich sił za kierownicą ciężarówki w innych częściach świata, ale będzie to dla mnie już pewną formą zabawy.
Więcej przeczytasz i zobaczysz w papierowym wydaniu #3 Magazynu Motór.
Zamów, spodoba Ci się.