TEDE wywiad
Winyle, klasyczne samochody… Nie jest tajemnicą, że lubisz klasykę.
O tak, w sumie bardziej lubię klasyczne samochody niż winyle. Większość samochodów, które mi się podobają, to te, które były nowe i nieosiągalne, kiedy byłem młody. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Mielnie, to był rok ’96 albo ’97. Przyjechali dwaj dżentelmeni ze Szczecina czarnym SL 500 R129, który zamiast tylnych foteli miał wielki głośnik. Całe Mielno ich słyszało – to robiło wtedy ogromne wrażenie. Takie rzeczy zostają w głowie, a potem chcesz je realizować.
TEDE wywiad | Do kanonu klasyki można też zaliczyć papierowe magazyny. Jakie masz wspomnienia z prasą motoryzacyjną?
Widziałem wiele papierowych magazynów, ale jeśli chodzi konkretnie o motoryzacyjne, to największy sentyment mam do Autogiełdy. W czasach, gdy nie było jeszcze portali ogłoszeniowych, ta gazeta była takim papierowym Allegro. Malutkie zdjęcia, krótkie opisy… Kupowałem to co tydzień, chłonąłem i marzyłem.
Zaczęliśmy od klasyków, a Ty sam jesteś już youngtimerem. Stary, Twoi rówieśnicy przeżywają problemy wychowawcze z nastoletnimi dziećmi, które z kolei tłumnie przychodzą na Twoje koncerty. Ba, są w Ciebie wpatrzone jak w obrazek. Jak to robisz?
W niektórych przypadkach być może tak jest, natomiast totalnie tego nie analizuję. Tym bardziej nie robię tego z premedytacją. Najczęściej przebywam z ludźmi młodszymi od siebie, przez co naturalnie trafiam w ich gusta. Przychodzi taki moment w życiu, gdy przestajesz oceniać ludzi przez pryzmat wieku, a zaczynasz zwracać uwagę na to, czy się z kimś dogadujesz, czy nie. To prawda, mam dobry kontakt z osobami młodszymi od siebie, co mnie bardzo cieszy.
A czy Twoje motoryzacyjne wybory mogą zdradzać oznaki starzenia? Przez wiele lat jeździłeś samochodami BMW, które pewnego dnia postanowiłeś zamienić na „dziadkowe” Mercedesy.
Miałem trzy BMW. Ich posiadanie wynikało w pewnej przekory. Kiedy kupiłem pierwszą „siódemkę” E38 czy potem E65, to środowisko rapowe nie potrafiło tego zaakceptować. Pojawiła się szydera, zarzucali mi szpan i takie tam. Minęło kilka lat, raperzy zaczęli zarabiać większe pieniądze i… pokupowali sobie BMW. Chciałem się wyróżnić i tak już totalnie instynktownie kupiłem W140, od którego zacząłem przygodę z Mercedesami. Jestem fanem serialu 07 zgłoś się oraz wielu polskich filmów z tamtych lat, kiedy to Mercedes był symbolem prestiżu, przewyższając na tym polu BMW. Ten sentyment pchnął mnie do kupna białej „Lochy”, której długo szukałem. Po obejrzeniu kilkunastu tragicznych sztuk obiecałem sobie zobaczyć jeszcze jedną w Radomiu. Auto okazało się być w świetnym stanie, a do zakupu przekonał mnie dodatkowo jeden drobiazg – choinka Wunder-Baum w bagażniku.
TEDE wywiad | Waniliowa?
Oczywiście. Pomyślałem wtedy – kto normalny wozi Wunder-Bauma w bagażniku? Zresztą wisi w nim do dzisiaj. To mi powiedziało, że gość dbał o ten samochód, choć wiadomo, że musiałem dużo w niego zainwestować i finalnie stuningować.
S Klasa, G Klasa, SL… Masz w tym momencie flotę Mercedesów, ale mimo wszystko najmocniej kojarzone z Tobą jest białe E38. Jak wspominasz Operację tuning?
To było sześć lat wspaniałej przygody z telewizją. Zrezygnowałem z niej podczas nagrywania płyty Elliminati – uznałem, że muszę się określić, co chcę naprawdę robić w życiu. Natomiast sam program wspominam pozytywnie. Mieliśmy dużą widownię, wielu ludzi zgłaszało się, aby móc pokazać swoje auto. Nie chcę zdradzać sekretów TVN Turbo, ale ci ludzie jeszcze płacili za to, że przyjeżdżali do programu. Nie telewizja im, tylko oni telewizji. Dla mnie najważniejsze jest to, ile poznałem osób z branży motoryzacyjnej. Część znajomości została do dzisiaj, co jest świetne, bo gdy jadę przez Polskę i coś mi się psuje, to sprawdzam, jakiego znajomego mam w okolicy, dzwonię, „memory find, Operacja tuning i wszystko jasne”. Panowie policjanci również nas oglądali, bo kontrole często kończą się tylko na pouczeniu.
A jak wspominasz te projekty? Minęło sporo czasu, estetyka nieco się zmieniła…
Zdecydowanie. Umówmy się, E38 było tuningowane ponad 10 lat temu – zupełnie inne czasy. Ja byłem nowicjuszem w tym programie. Pojawił się pomysł, by stuningować mój samochód. Przychodziły firmy, które dokonywały kolejnych modyfikacji w zamian za reklamę. Tym samym nie miałem wielkiego wpływu na finalny efekt. Dopiero następne moje samochody powstawały według mojej wizji. A że zawsze podobał mi się odważny tuning lat 80-tych i 90-tych, to było na pograniczu dobrego smaku.
TEDE wywiad | Tak jak w przypadku zielonego BMW E65.
Zielone z białym dachem i białymi felgami AEZ 20 cali – bardzo dobre felgi, do dzisiaj gościu na nich jeździ i są cały czas proste. Kiedy wymyśliłem sobie oklejenie folią, w dodatku zieloną, to był problem, ponieważ nikt nie miał wystarczająco dużych zapasów, by pokryć całe auto. Sprowadzaliśmy ją specjalnie z Reichu. Do dzisiaj pamiętam, jak Niemiec dwa razy prosił o potwierdzenie koloru i o zdjęcie samochodu, bo on nie wierzył, że ktoś sobie chce BMW serii 7 okleić w taki kolor. Wtedy było to kontrowersyjne, a po pięciu latach pojawił się Focus RS w tym kolorze i nagle przestał on szokować.
Wychodzi na to, że jesteś trendsetterem.
W kilku sprawach czas przyznał mi rację. Kiedyś wytykano mi używanie autotune’a, a dzisiaj rapują tak prawie wszyscy. Krytykowano moje samochody, a potem widziałem swoje rozwiązania u innych. Nawet ostatnio widziałem na żywo felgi z okładki płyty Ścieżka dźwiękowa. Potrójne, 22-calowe obręcze firmy Rennen, ręcznie wykończone kryształami Swarovskiego. Założyliśmy je na E38 tylko na potrzebę tego jednego zdjęcia. Powiem więcej – były założone tylko z jednej strony, bo nie dało się na nich manewrować. Pomógł mi je załatwić znajomy, pochodziły z Bentleya Continentala GT należącego do gościa, który siedział wtedy w więzieniu. Długa historia. Co ciekawe, dziś należą do Dzianiego Vasyla, syna tego cygańskiego muzyka, Don Vasyla. Jeździ na nich białym Mercedesem W140.
Porozmawiajmy chwilę o samochodach raperów. Każdy z nas kojarzy te teledyski ze Stanów – skaczące lowridery, supercary, luksusowe limuzyny. Tymczasem Ty woziłeś się… Tarpanem.
(śmiech) O tak, świetny samochód! Kupiliśmy go z kolegą z myślą o tuningu na styl Hummera H2. Wytłoczony napis „Tarpan” na tylnej klapie mieliśmy zmienić na „Harpan”, dołożyć grill z H2 z przodu – plany były ambitne, ale niestety nie wypaliły. Jechałem nim z Garwolina do Warszawy i potem jeszcze raz po mieście. Potem przyszła zima, po zimie już nie odpalił, w końcu zabrała go straż miejska. Tym sposobem przechodzimy do kolejnego projektu, jakim była Łada…
Grubo idziesz. (śmiech)
Model 2107. Beżowa. Mieliśmy zmieniać jej kształt pianką i styropianem – wiesz, taki budżetowy pakiet Hamman. (śmiech) To już były czasy Operacji tuning. Robiliśmy wtedy różne głupoty, a telewizja puszczała to na antenie. Jeszcze dziwniejsze jest to, że płacili nam za to. Stary, pewnego dnia wymyśliliśmy sobie, że okleimy całą Ładę żółtymi karteczkami samoprzylepnymi, żeby wyglądały jak rybie łuski. Myśleliśmy, że pójdzie raz dwa, a finalnie zajęło nam to przynajmniej pół dnia. Nie polecam takiego rodzaju tuningu.
TEDE wywiad | Słyszałem, że miałeś też epizod z amerykańskim krążownikiem.
Chevrolet Caprice – wspaniały samochód, do którego kiedyś na pewno powrócę. Ten mój był z 1978 roku. Błękitny z naklejką „Szeryf Mrągowa” na drzwiach. Kupiłem go za sześć tysięcy złotych. Generalnie był świetny, ale miał dwa mankamenty. Pierwszym były znikome hamulce – ktoś włożył tam bębny z Wołgi. W ogóle ten Chevrolet wyglądał jakby przyjechał z Kuby, bo wszystko było na patencie. Silnik pochodził z Mercedesa „Beczki”, diesel 2.4 litra. Stary, to nie jechało. Przy tej masie samochodu ciężko było go najpierw rozpędzić, a następnie wyhamować. Jechaliśmy nim raz ze Zgrywusem z Warszawy do Bydgoszczy. Z czasem przyzwyczaiłem się do tego, żeby hamować z wyprzedzeniem i wszystko było super. Ale kiedy wróciliśmy do Warszawy, a do środka wsiadło jeszcze czterech gości (bo to było auto sześcioosobowe), to nikt nie przewidział skutków. Jedziemy nim po mieście, muza w głośnikach, pędzimy przez stołeczne ulice, aż tu nagle czerwone światło. Wciskam hamulec i nic, kompletnie nic się nie dzieje. Jak jechałem, tak jadę. W ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że mocno zwiększyła nam się masa całkowita i zacząłem zastanawiać się już tylko, w co uderzę. Przede mną stał autobus, z lewej nowe Porsche Cayenne, a z prawej był pusty chodnik. To musiało wyglądać jak scena z Blues Brothers – ostra kontra, wybicie na krawężniku i spektakularne lądowanie na sprężynujących resorach. (śmiech) Wiele bym dał, żeby zobaczyć to z zewnątrz. Po wszystkim wysiedliśmy z auta, poszliśmy z buta do firmy i już nigdy tego samochodu stamtąd nie zabraliśmy. Biedak pojechał na złom.
https://motormag.pl/2019/06/patryk-mikiciuk-wywiad-z-milosci-do-niedoskonalosci/
Teraz na poważnie – dlaczego raperzy poświęcają tak wiele uwagi samochodom w swoich kawałkach, klipach? Chodzi tylko o lans czy coś więcej?
Głównie chodzi o względy estetyczne – teledysk ma się podobać, przykuwać oko, a samochody sprawdzają się w tym celu. Pokazywanie aut w klipach zaczęło się w Ameryce, a że Polska zawsze chce być drugą Ameryką, to kombinuje, jak może. 90% samochodów w teledyskach nie należy do raperów, najczęściej są z wypożyczalni. Mówimy też o takich sytuacjach, gdy lansujący się przy aucie raper nie posiada nawet prawa jazdy. Fajnie mieć na nagraniu Lambo z podniesionymi drzwiami? Fajnie. Ja wzbraniam się przed autami wypożyczonymi, ponieważ moje mi wystarczają. Jeśli zaś chodzi o teksty, to trzeba pamiętać o jednym – rap jest o życiu. Jeśli spędzasz dużo czasu w samochodach, rozmawiasz o nich, myślisz, to siłą rzeczy one będą się przewijać w twoich wersach.
Skoro wspomnieliśmy o kawałkach, to muszę przyznać, że imponujące jest tempo, w jakim wydajesz kolejne płyty. Właściwie co rok nowy krążek. Jak odpoczywasz?
Na przestrzeni lat zmienił się mój sposób pracy. Kiedyś nagrywałem wiele kawałków, z których tylko część trafiała na płytę. Teraz staram się nagrywać mniej, za to bardziej przemyślany i spójny materiał. Mam strategię, która polega na pracy w blokach – lecę na wakacje, piszę tam około 10 kawałków, wracam, nagrywam je, koncertuję. Następnie znowu jadę na wakacje, piszę kolejnych 10 kawałków, wracam, nagrywam i mam mnóstwo czasu na inne projekty. Wcześniej mój proces twórczy wyglądał dużo bardziej żywiołowo. Wspólnie z Michem siedzieliśmy w studiu, ja pisałem tekst, on robił bit i za chwilę mieliśmy nowy kawałek. Do tej pory mamy na koncie kawałki, które się nie znalazły na płycie, a potem wypływały i okazywały się hitami. Wolę jednak tę nową strategię, bo mam zdecydowanie więcej czasu.
Ostatni krążek, Karmagedon – była kiedyś gra o takim samym tytule. Przypadek czy świadome nawiązanie?
Totalny przypadek. Dopiero potem skojarzyłem fakty. To jedna z niewielu gier, w które grałem.
TEDE wywiad | Czy wiesz, że była reklamowana jako „gra dla chemicznie niestabilnych”? To było hasło na USA, a w Wielkiej Brytanii – „Jedź, by przeżyć”. Czy te hasła nie pasują przypadkiem do Ciebie i do tej płyty?
Pasują. To jakiś rodzaj magii, gdy rzeczy zupełnie do siebie niepasujące zaczynają się kleić i układać w sensowną całość. Zupełnie o tym nie myślałem. Co lepsze, prowadzę w telefonie notatki, w których zapisuje sobie pomysły na kawałki – tematy, tytuły, metafory, rymy, słowa klucze… Mam wiele takich notatek, które potem stają się punktem wyjścia do napisania numeru. Po napisaniu większości kawałków na płytę zacząłem zastanawiać się nad jej tytułem i nagle bang – „Karmagedon”. Euforia, świetny tytuł, gra słów, jestem usatysfakcjonowany. Potem sprawdzam notatki, pyk, pół roku wcześniej już wymyśliłem tę nazwę. Tak musiało być. Potem uświadomiłem sobie, że była taka gra i kilka innych rzeczy zaczęło się łączyć. Magia.
Na tym krążku pojawił się numer 9WIĘĆ ICH, któremu towarzyszyła akcja charytatywna z samochodem w tle. Chciałbym, żebyś o niej powiedział.
Zazwyczaj nie angażuję się w publiczne akcje charytatywne, wolę pomagać prywatnie, ale ta akcja jest inna. Generalnie serduszko mam bardzo głęboko ukryte, jeżeli je w ogóle mam, ale jak usłyszałem historię Kuby Chmielowca, to zmiękłem. Hiphopowiec, typ społecznika, sam organizował koncerty charytatywne. Na jednym z nich typ, któremu pomagał, chciał mu podziękować, więc w euforii ścisnął go i podniósł. Niestety tak niefortunnie, że Kubie pękł kręgosłup. Tym sposobem osoba, która pomagała, sama została sparaliżowana. No, stary, jak ja usłyszałem tę historię i zobaczyłem, jak go wnoszą na wózku na scenę, to mnie rozwaliło. Spędziłem cały wieczór z Kubą i postanowiłem coś zrobić. Zaproponowałem, że nagram jego kawałek swoim głosem. I wiesz co? Widziałem w jego oczach, że wcale nie chodzi zebranie hajsu na rehabilitację, to nie było ważne. Kuba siedział z nami w studiu, ja nagrywałem jego kawałek i mimo że nie jestem żadnym supermanem, to widziałem radość w jego oczach, zajawkę. Gość, który może ruszać tylko twarzą, zapomniał na moment o wszystkim, co złe. Warto pomagać.
TEDE wywiad | Z tej okazji zrobiliście licytację.
Zgadza się. Chcieliśmy zorganizować coś, co nie będzie zwykłą zbiórką pieniędzy. Z myślą o Kubie przygotowaliśmy licytację dziewięciu rysunków z moją G Klasą. Za projekt odpowiadał bardzo zdolny rysownik, Piotrek Krzyczkowski, który w przeszłości rysował wszystkie moje samochody. Wydrukował to na piance – wyszło elegancko.
TEDE wywiad | Zastanawiam się nad tym, co mówisz w kontekście przesłania, jakie płynie z większości dzisiejszych kawałków hiphopowych. Czy te wszystkie przechwałki w tekstach, dissy, beefy są faktycznie konieczne, jeśli mamy teraz przykład, że środowisko potrafi jednoczyć się i pomagać w potrzebie?
Hip hop ma łączyć i dzielić. Ta muzyka i cała kultura od zawsze charakteryzuje się rywalizacją. A rywalizacja odbywa się na poziomie umiejętności, czasami na poziomie ego, a czasem też jeszcze na jakimś innym, ale przynosi to często efekt w postaci zajebistych kawałków. Tak to jest zbudowane, nakręcamy się nawzajem, wspinając na wyżyny umiejętności. Skoro takie jest życie, to taki też jest hip hop.
Więcej przeczytasz w #5 Magazynie Motór
POPRZEDNI
NASTĘPNY
TEDE wywiad
Winyle, klasyczne samochody… Nie jest tajemnicą, że lubisz klasykę.
O tak, w sumie bardziej lubię klasyczne samochody niż winyle. Większość samochodów, które mi się podobają, to te, które były nowe i nieosiągalne, kiedy byłem młody. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Mielnie, to był rok ’96 albo ’97. Przyjechali dwaj dżentelmeni ze Szczecina czarnym SL 500 R129, który zamiast tylnych foteli miał wielki głośnik. Całe Mielno ich słyszało – to robiło wtedy ogromne wrażenie. Takie rzeczy zostają w głowie, a potem chcesz je realizować.
TEDE wywiad | Do kanonu klasyki można też zaliczyć papierowe magazyny. Jakie masz wspomnienia z prasą motoryzacyjną?
Widziałem wiele papierowych magazynów, ale jeśli chodzi konkretnie o motoryzacyjne, to największy sentyment mam do Autogiełdy. W czasach, gdy nie było jeszcze portali ogłoszeniowych, ta gazeta była takim papierowym Allegro. Malutkie zdjęcia, krótkie opisy… Kupowałem to co tydzień, chłonąłem i marzyłem.
Zaczęliśmy od klasyków, a Ty sam jesteś już youngtimerem. Stary, Twoi rówieśnicy przeżywają problemy wychowawcze z nastoletnimi dziećmi, które z kolei tłumnie przychodzą na Twoje koncerty. Ba, są w Ciebie wpatrzone jak w obrazek. Jak to robisz?
W niektórych przypadkach być może tak jest, natomiast totalnie tego nie analizuję. Tym bardziej nie robię tego z premedytacją. Najczęściej przebywam z ludźmi młodszymi od siebie, przez co naturalnie trafiam w ich gusta. Przychodzi taki moment w życiu, gdy przestajesz oceniać ludzi przez pryzmat wieku, a zaczynasz zwracać uwagę na to, czy się z kimś dogadujesz, czy nie. To prawda, mam dobry kontakt z osobami młodszymi od siebie, co mnie bardzo cieszy.
A czy Twoje motoryzacyjne wybory mogą zdradzać oznaki starzenia? Przez wiele lat jeździłeś samochodami BMW, które pewnego dnia postanowiłeś zamienić na „dziadkowe” Mercedesy.
Miałem trzy BMW. Ich posiadanie wynikało w pewnej przekory. Kiedy kupiłem pierwszą „siódemkę” E38 czy potem E65, to środowisko rapowe nie potrafiło tego zaakceptować. Pojawiła się szydera, zarzucali mi szpan i takie tam. Minęło kilka lat, raperzy zaczęli zarabiać większe pieniądze i… pokupowali sobie BMW. Chciałem się wyróżnić i tak już totalnie instynktownie kupiłem W140, od którego zacząłem przygodę z Mercedesami. Jestem fanem serialu 07 zgłoś się oraz wielu polskich filmów z tamtych lat, kiedy to Mercedes był symbolem prestiżu, przewyższając na tym polu BMW. Ten sentyment pchnął mnie do kupna białej „Lochy”, której długo szukałem. Po obejrzeniu kilkunastu tragicznych sztuk obiecałem sobie zobaczyć jeszcze jedną w Radomiu. Auto okazało się być w świetnym stanie, a do zakupu przekonał mnie dodatkowo jeden drobiazg – choinka Wunder-Baum w bagażniku.
TEDE wywiad | Waniliowa?
Oczywiście. Pomyślałem wtedy – kto normalny wozi Wunder-Bauma w bagażniku? Zresztą wisi w nim do dzisiaj. To mi powiedziało, że gość dbał o ten samochód, choć wiadomo, że musiałem dużo w niego zainwestować i finalnie stuningować.
S Klasa, G Klasa, SL… Masz w tym momencie flotę Mercedesów, ale mimo wszystko najmocniej kojarzone z Tobą jest białe E38. Jak wspominasz Operację tuning?
To było sześć lat wspaniałej przygody z telewizją. Zrezygnowałem z niej podczas nagrywania płyty Elliminati – uznałem, że muszę się określić, co chcę naprawdę robić w życiu. Natomiast sam program wspominam pozytywnie. Mieliśmy dużą widownię, wielu ludzi zgłaszało się, aby móc pokazać swoje auto. Nie chcę zdradzać sekretów TVN Turbo, ale ci ludzie jeszcze płacili za to, że przyjeżdżali do programu. Nie telewizja im, tylko oni telewizji. Dla mnie najważniejsze jest to, ile poznałem osób z branży motoryzacyjnej. Część znajomości została do dzisiaj, co jest świetne, bo gdy jadę przez Polskę i coś mi się psuje, to sprawdzam, jakiego znajomego mam w okolicy, dzwonię, „memory find, Operacja tuning i wszystko jasne”. Panowie policjanci również nas oglądali, bo kontrole często kończą się tylko na pouczeniu.
A jak wspominasz te projekty? Minęło sporo czasu, estetyka nieco się zmieniła…
Zdecydowanie. Umówmy się, E38 było tuningowane ponad 10 lat temu – zupełnie inne czasy. Ja byłem nowicjuszem w tym programie. Pojawił się pomysł, by stuningować mój samochód. Przychodziły firmy, które dokonywały kolejnych modyfikacji w zamian za reklamę. Tym samym nie miałem wielkiego wpływu na finalny efekt. Dopiero następne moje samochody powstawały według mojej wizji. A że zawsze podobał mi się odważny tuning lat 80-tych i 90-tych, to było na pograniczu dobrego smaku.
TEDE wywiad | Tak jak w przypadku zielonego BMW E65.
Zielone z białym dachem i białymi felgami AEZ 20 cali – bardzo dobre felgi, do dzisiaj gościu na nich jeździ i są cały czas proste. Kiedy wymyśliłem sobie oklejenie folią, w dodatku zieloną, to był problem, ponieważ nikt nie miał wystarczająco dużych zapasów, by pokryć całe auto. Sprowadzaliśmy ją specjalnie z Reichu. Do dzisiaj pamiętam, jak Niemiec dwa razy prosił o potwierdzenie koloru i o zdjęcie samochodu, bo on nie wierzył, że ktoś sobie chce BMW serii 7 okleić w taki kolor. Wtedy było to kontrowersyjne, a po pięciu latach pojawił się Focus RS w tym kolorze i nagle przestał on szokować.
Wychodzi na to, że jesteś trendsetterem.
W kilku sprawach czas przyznał mi rację. Kiedyś wytykano mi używanie autotune’a, a dzisiaj rapują tak prawie wszyscy. Krytykowano moje samochody, a potem widziałem swoje rozwiązania u innych. Nawet ostatnio widziałem na żywo felgi z okładki płyty Ścieżka dźwiękowa. Potrójne, 22-calowe obręcze firmy Rennen, ręcznie wykończone kryształami Swarovskiego. Założyliśmy je na E38 tylko na potrzebę tego jednego zdjęcia. Powiem więcej – były założone tylko z jednej strony, bo nie dało się na nich manewrować. Pomógł mi je załatwić znajomy, pochodziły z Bentleya Continentala GT należącego do gościa, który siedział wtedy w więzieniu. Długa historia. Co ciekawe, dziś należą do Dzianiego Vasyla, syna tego cygańskiego muzyka, Don Vasyla. Jeździ na nich białym Mercedesem W140.
Porozmawiajmy chwilę o samochodach raperów. Każdy z nas kojarzy te teledyski ze Stanów – skaczące lowridery, supercary, luksusowe limuzyny. Tymczasem Ty woziłeś się… Tarpanem.
(śmiech) O tak, świetny samochód! Kupiliśmy go z kolegą z myślą o tuningu na styl Hummera H2. Wytłoczony napis „Tarpan” na tylnej klapie mieliśmy zmienić na „Harpan”, dołożyć grill z H2 z przodu – plany były ambitne, ale niestety nie wypaliły. Jechałem nim z Garwolina do Warszawy i potem jeszcze raz po mieście. Potem przyszła zima, po zimie już nie odpalił, w końcu zabrała go straż miejska. Tym sposobem przechodzimy do kolejnego projektu, jakim była Łada…
Grubo idziesz. (śmiech)
Model 2107. Beżowa. Mieliśmy zmieniać jej kształt pianką i styropianem – wiesz, taki budżetowy pakiet Hamman. (śmiech) To już były czasy Operacji tuning. Robiliśmy wtedy różne głupoty, a telewizja puszczała to na antenie. Jeszcze dziwniejsze jest to, że płacili nam za to. Stary, pewnego dnia wymyśliliśmy sobie, że okleimy całą Ładę żółtymi karteczkami samoprzylepnymi, żeby wyglądały jak rybie łuski. Myśleliśmy, że pójdzie raz dwa, a finalnie zajęło nam to przynajmniej pół dnia. Nie polecam takiego rodzaju tuningu.
TEDE wywiad | Słyszałem, że miałeś też epizod z amerykańskim krążownikiem.
Chevrolet Caprice – wspaniały samochód, do którego kiedyś na pewno powrócę. Ten mój był z 1978 roku. Błękitny z naklejką „Szeryf Mrągowa” na drzwiach. Kupiłem go za sześć tysięcy złotych. Generalnie był świetny, ale miał dwa mankamenty. Pierwszym były znikome hamulce – ktoś włożył tam bębny z Wołgi. W ogóle ten Chevrolet wyglądał jakby przyjechał z Kuby, bo wszystko było na patencie. Silnik pochodził z Mercedesa „Beczki”, diesel 2.4 litra. Stary, to nie jechało. Przy tej masie samochodu ciężko było go najpierw rozpędzić, a następnie wyhamować. Jechaliśmy nim raz ze Zgrywusem z Warszawy do Bydgoszczy. Z czasem przyzwyczaiłem się do tego, żeby hamować z wyprzedzeniem i wszystko było super. Ale kiedy wróciliśmy do Warszawy, a do środka wsiadło jeszcze czterech gości (bo to było auto sześcioosobowe), to nikt nie przewidział skutków. Jedziemy nim po mieście, muza w głośnikach, pędzimy przez stołeczne ulice, aż tu nagle czerwone światło. Wciskam hamulec i nic, kompletnie nic się nie dzieje. Jak jechałem, tak jadę. W ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że mocno zwiększyła nam się masa całkowita i zacząłem zastanawiać się już tylko, w co uderzę. Przede mną stał autobus, z lewej nowe Porsche Cayenne, a z prawej był pusty chodnik. To musiało wyglądać jak scena z Blues Brothers – ostra kontra, wybicie na krawężniku i spektakularne lądowanie na sprężynujących resorach. (śmiech) Wiele bym dał, żeby zobaczyć to z zewnątrz. Po wszystkim wysiedliśmy z auta, poszliśmy z buta do firmy i już nigdy tego samochodu stamtąd nie zabraliśmy. Biedak pojechał na złom.
https://motormag.pl/2019/06/patryk-mikiciuk-wywiad-z-milosci-do-niedoskonalosci/
Teraz na poważnie – dlaczego raperzy poświęcają tak wiele uwagi samochodom w swoich kawałkach, klipach? Chodzi tylko o lans czy coś więcej?
Głównie chodzi o względy estetyczne – teledysk ma się podobać, przykuwać oko, a samochody sprawdzają się w tym celu. Pokazywanie aut w klipach zaczęło się w Ameryce, a że Polska zawsze chce być drugą Ameryką, to kombinuje, jak może. 90% samochodów w teledyskach nie należy do raperów, najczęściej są z wypożyczalni. Mówimy też o takich sytuacjach, gdy lansujący się przy aucie raper nie posiada nawet prawa jazdy. Fajnie mieć na nagraniu Lambo z podniesionymi drzwiami? Fajnie. Ja wzbraniam się przed autami wypożyczonymi, ponieważ moje mi wystarczają. Jeśli zaś chodzi o teksty, to trzeba pamiętać o jednym – rap jest o życiu. Jeśli spędzasz dużo czasu w samochodach, rozmawiasz o nich, myślisz, to siłą rzeczy one będą się przewijać w twoich wersach.
Skoro wspomnieliśmy o kawałkach, to muszę przyznać, że imponujące jest tempo, w jakim wydajesz kolejne płyty. Właściwie co rok nowy krążek. Jak odpoczywasz?
Na przestrzeni lat zmienił się mój sposób pracy. Kiedyś nagrywałem wiele kawałków, z których tylko część trafiała na płytę. Teraz staram się nagrywać mniej, za to bardziej przemyślany i spójny materiał. Mam strategię, która polega na pracy w blokach – lecę na wakacje, piszę tam około 10 kawałków, wracam, nagrywam je, koncertuję. Następnie znowu jadę na wakacje, piszę kolejnych 10 kawałków, wracam, nagrywam i mam mnóstwo czasu na inne projekty. Wcześniej mój proces twórczy wyglądał dużo bardziej żywiołowo. Wspólnie z Michem siedzieliśmy w studiu, ja pisałem tekst, on robił bit i za chwilę mieliśmy nowy kawałek. Do tej pory mamy na koncie kawałki, które się nie znalazły na płycie, a potem wypływały i okazywały się hitami. Wolę jednak tę nową strategię, bo mam zdecydowanie więcej czasu.
Ostatni krążek, Karmagedon – była kiedyś gra o takim samym tytule. Przypadek czy świadome nawiązanie?
Totalny przypadek. Dopiero potem skojarzyłem fakty. To jedna z niewielu gier, w które grałem.
TEDE wywiad | Czy wiesz, że była reklamowana jako „gra dla chemicznie niestabilnych”? To było hasło na USA, a w Wielkiej Brytanii – „Jedź, by przeżyć”. Czy te hasła nie pasują przypadkiem do Ciebie i do tej płyty?
Pasują. To jakiś rodzaj magii, gdy rzeczy zupełnie do siebie niepasujące zaczynają się kleić i układać w sensowną całość. Zupełnie o tym nie myślałem. Co lepsze, prowadzę w telefonie notatki, w których zapisuje sobie pomysły na kawałki – tematy, tytuły, metafory, rymy, słowa klucze… Mam wiele takich notatek, które potem stają się punktem wyjścia do napisania numeru. Po napisaniu większości kawałków na płytę zacząłem zastanawiać się nad jej tytułem i nagle bang – „Karmagedon”. Euforia, świetny tytuł, gra słów, jestem usatysfakcjonowany. Potem sprawdzam notatki, pyk, pół roku wcześniej już wymyśliłem tę nazwę. Tak musiało być. Potem uświadomiłem sobie, że była taka gra i kilka innych rzeczy zaczęło się łączyć. Magia.
Na tym krążku pojawił się numer 9WIĘĆ ICH, któremu towarzyszyła akcja charytatywna z samochodem w tle. Chciałbym, żebyś o niej powiedział.
Zazwyczaj nie angażuję się w publiczne akcje charytatywne, wolę pomagać prywatnie, ale ta akcja jest inna. Generalnie serduszko mam bardzo głęboko ukryte, jeżeli je w ogóle mam, ale jak usłyszałem historię Kuby Chmielowca, to zmiękłem. Hiphopowiec, typ społecznika, sam organizował koncerty charytatywne. Na jednym z nich typ, któremu pomagał, chciał mu podziękować, więc w euforii ścisnął go i podniósł. Niestety tak niefortunnie, że Kubie pękł kręgosłup. Tym sposobem osoba, która pomagała, sama została sparaliżowana. No, stary, jak ja usłyszałem tę historię i zobaczyłem, jak go wnoszą na wózku na scenę, to mnie rozwaliło. Spędziłem cały wieczór z Kubą i postanowiłem coś zrobić. Zaproponowałem, że nagram jego kawałek swoim głosem. I wiesz co? Widziałem w jego oczach, że wcale nie chodzi zebranie hajsu na rehabilitację, to nie było ważne. Kuba siedział z nami w studiu, ja nagrywałem jego kawałek i mimo że nie jestem żadnym supermanem, to widziałem radość w jego oczach, zajawkę. Gość, który może ruszać tylko twarzą, zapomniał na moment o wszystkim, co złe. Warto pomagać.
TEDE wywiad | Z tej okazji zrobiliście licytację.
Zgadza się. Chcieliśmy zorganizować coś, co nie będzie zwykłą zbiórką pieniędzy. Z myślą o Kubie przygotowaliśmy licytację dziewięciu rysunków z moją G Klasą. Za projekt odpowiadał bardzo zdolny rysownik, Piotrek Krzyczkowski, który w przeszłości rysował wszystkie moje samochody. Wydrukował to na piance – wyszło elegancko.
TEDE wywiad | Zastanawiam się nad tym, co mówisz w kontekście przesłania, jakie płynie z większości dzisiejszych kawałków hiphopowych. Czy te wszystkie przechwałki w tekstach, dissy, beefy są faktycznie konieczne, jeśli mamy teraz przykład, że środowisko potrafi jednoczyć się i pomagać w potrzebie?
Hip hop ma łączyć i dzielić. Ta muzyka i cała kultura od zawsze charakteryzuje się rywalizacją. A rywalizacja odbywa się na poziomie umiejętności, czasami na poziomie ego, a czasem też jeszcze na jakimś innym, ale przynosi to często efekt w postaci zajebistych kawałków. Tak to jest zbudowane, nakręcamy się nawzajem, wspinając na wyżyny umiejętności. Skoro takie jest życie, to taki też jest hip hop.
Więcej przeczytasz w #5 Magazynie Motór