Przekroczenie prędkości o 50 km/h w zabudowanym | Istnieje spór w doktrynie dotyczący istoty podróżowania: czy jego celem jest szybkie przemieszczanie się, czy może jednak bezpieczne dotarcie do celu? Obserwując od dawna nieudolne próby obniżenia ilości wypadków na polskich drogach przy pomocy maszynek do nabijania kasy, wskazywałem zaostrzenie kar jako jedyne efektywne rozwiązanie. Nasza historia sprawiła, że pewnych rzeczy bez bata nad głową nie zrozumiemy. 17 maja wchodzą w życie nowe przepisy. Jestem rozdarty…
tekst: Łukasz Romańczuk
Jeszcze nie tak dawno, zanim opinia publiczna na czele z politykami wypowiedziała wojnę wszystkiemu co się rusza (zwłaszcza za szybko i pod wpływem), z pewnym westchnieniem spoglądaliśmy za naszą południową granicę. Nie chodziło o Skody, a o prędkość, z którą wspomniane „strzały” się poruszają. Faktycznie, nawet bez zebry Krecik mógł czuć się bezpiecznie. Opowieści o wysokich pokutach i zatrzymywanych uprawnieniach krążyły niczym legendy. Dura lex sed lex. Po serii jałowych debat i tonach albumów ze zdjęciami kierowców doczekaliśmy się podobnych regulacji. Być może tegoroczna majówka to ostatnie chwile z przysłowiowym wiatrem we włosach. Od 17 maja niedzielnych kierowców (biorąc pod uwagę przekroczenie prędkości o kilka km/h w zabudowanym) spotkamy też w dni powszednie.
Przekroczenie prędkości o 50 km/h w zabudowanym
Opisywane przeze mnie zmiany dotyczą terenu zabudowanego. W przypadku przekroczenia dopuszczalnej prędkości o 50 km/h możemy stracić uprawnienia na okres 3 miesięcy. Jeśli sytuacja się powtórzy, prawko stracimy na pół roku. Za trzecim razem prawko stracimy… Ta swoista „recydywa” skutkować ma odebraniem uprawnień i koniecznością ponownego zdawania egzaminu. Szereg zmian dotyczy też nietrzeźwych kierowców i przewożenia zbyt wielu pasażerów, ale o tym innym razem. Wracając do wyżej wymienionych, wydaje się, że ten bat powinien poskutkować. Obawiam się jednak, że podobnie jak zmiany podatków etc. uderzy bardziej w tych „zwykłych” obywateli aniżeli w „piratów drogowych”. Ba. Śmiem twierdzić, iż zwiększy się wręcz liczba pościgów i to w terenie zabudowanym. Doskonale wiemy, że także w naszym pięknym mieście są ulice, gdzie turlając się 50 km/h, mamy poczucie popełniania grzechu ciężkiego. Pytanie tylko, czy prędkość skutkująca odebraniem prawa jazdy nie jest i tak dość łagodną granicą.
Efektem mogą być obsesyjne spojrzenia na prędkościomierz: czy na pewno jadę parę km/h mniej niż dozwolone +50km/h. Podczas egzaminów, od początku tego roku, jednym z kryteriów jest też ekonomiczna jazda wraz z kontrolą liczby obrotów. Dodajmy do tego kolejne nowości w przepisach i kierowca będzie skupiał się na wszystkim oprócz jazdy.
Ta nowelizacja to chyba krok w dobrą stronę – w końcu będziemy jak Czesi. Problem w tym, że w parze z obostrzeniami nie idą specjalne udogodnienia, a przepisów jest tak wiele, że przeciętemu kierowcy coraz trudniej będzie się w nich połapać. Oczywiście, budżet na tym nie ucierpi. Wręcz przeciwnie. Nieznajomość prawa szkodzi, a dla aparatu państwa jest bardzo opłacalna. Więcej mandatów, więcej przeprowadzanych egzaminów. Dodajmy do tego fotoradary i szereg innych drobiazgów poukrywanych w paragrafach. To trochę jakbyśmy nie mając perspektyw na obiad nażarli się słodyczy, a na koniec dostali schabowego. No ale może będzie bezpieczniej.
Pojeździmy – zobaczymy.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Przekroczenie prędkości o 50 km/h w zabudowanym | Istnieje spór w doktrynie dotyczący istoty podróżowania: czy jego celem jest szybkie przemieszczanie się, czy może jednak bezpieczne dotarcie do celu? Obserwując od dawna nieudolne próby obniżenia ilości wypadków na polskich drogach przy pomocy maszynek do nabijania kasy, wskazywałem zaostrzenie kar jako jedyne efektywne rozwiązanie. Nasza historia sprawiła, że pewnych rzeczy bez bata nad głową nie zrozumiemy. 17 maja wchodzą w życie nowe przepisy. Jestem rozdarty…
tekst: Łukasz Romańczuk
Jeszcze nie tak dawno, zanim opinia publiczna na czele z politykami wypowiedziała wojnę wszystkiemu co się rusza (zwłaszcza za szybko i pod wpływem), z pewnym westchnieniem spoglądaliśmy za naszą południową granicę. Nie chodziło o Skody, a o prędkość, z którą wspomniane „strzały” się poruszają. Faktycznie, nawet bez zebry Krecik mógł czuć się bezpiecznie. Opowieści o wysokich pokutach i zatrzymywanych uprawnieniach krążyły niczym legendy. Dura lex sed lex. Po serii jałowych debat i tonach albumów ze zdjęciami kierowców doczekaliśmy się podobnych regulacji. Być może tegoroczna majówka to ostatnie chwile z przysłowiowym wiatrem we włosach. Od 17 maja niedzielnych kierowców (biorąc pod uwagę przekroczenie prędkości o kilka km/h w zabudowanym) spotkamy też w dni powszednie.
Przekroczenie prędkości o 50 km/h w zabudowanym
Opisywane przeze mnie zmiany dotyczą terenu zabudowanego. W przypadku przekroczenia dopuszczalnej prędkości o 50 km/h możemy stracić uprawnienia na okres 3 miesięcy. Jeśli sytuacja się powtórzy, prawko stracimy na pół roku. Za trzecim razem prawko stracimy… Ta swoista „recydywa” skutkować ma odebraniem uprawnień i koniecznością ponownego zdawania egzaminu. Szereg zmian dotyczy też nietrzeźwych kierowców i przewożenia zbyt wielu pasażerów, ale o tym innym razem. Wracając do wyżej wymienionych, wydaje się, że ten bat powinien poskutkować. Obawiam się jednak, że podobnie jak zmiany podatków etc. uderzy bardziej w tych „zwykłych” obywateli aniżeli w „piratów drogowych”. Ba. Śmiem twierdzić, iż zwiększy się wręcz liczba pościgów i to w terenie zabudowanym. Doskonale wiemy, że także w naszym pięknym mieście są ulice, gdzie turlając się 50 km/h, mamy poczucie popełniania grzechu ciężkiego. Pytanie tylko, czy prędkość skutkująca odebraniem prawa jazdy nie jest i tak dość łagodną granicą.
Efektem mogą być obsesyjne spojrzenia na prędkościomierz: czy na pewno jadę parę km/h mniej niż dozwolone +50km/h. Podczas egzaminów, od początku tego roku, jednym z kryteriów jest też ekonomiczna jazda wraz z kontrolą liczby obrotów. Dodajmy do tego kolejne nowości w przepisach i kierowca będzie skupiał się na wszystkim oprócz jazdy.
Ta nowelizacja to chyba krok w dobrą stronę – w końcu będziemy jak Czesi. Problem w tym, że w parze z obostrzeniami nie idą specjalne udogodnienia, a przepisów jest tak wiele, że przeciętemu kierowcy coraz trudniej będzie się w nich połapać. Oczywiście, budżet na tym nie ucierpi. Wręcz przeciwnie. Nieznajomość prawa szkodzi, a dla aparatu państwa jest bardzo opłacalna. Więcej mandatów, więcej przeprowadzanych egzaminów. Dodajmy do tego fotoradary i szereg innych drobiazgów poukrywanych w paragrafach. To trochę jakbyśmy nie mając perspektyw na obiad nażarli się słodyczy, a na koniec dostali schabowego. No ale może będzie bezpieczniej.
Pojeździmy – zobaczymy.