FSC Hot Rod – Milk and Alcohol | Kto nie chciałby kiedyś zbudować Hot Roda? Retro linia. Szprychowe koła. Doładowana mechanicznie V8. Kto nie lubi dobrego, rockowego grania? Te akordy. Ten bas. Ten zachrypnięty głos wokalisty. A kto wpadłby na pomysł, aby w Lublinie stworzyć własną fabrykę Hot Rodowych… brzmień? Jerzy Szela Stankiewicz.
tekst: Aleksandra Cieślik, foto: Robert Grabewski
Lubelską scenę rozgrzewał już od końca lat 80. jako młody człowiek z bujną zarówno wyobraźnią, jak i fryzurą. Los Fiejos, Alligators czy Teksasy – te kapele powinien kojarzyć każdy fan lubelskich alternatywnych brzmień. W lutym 2014 przyszedł czas na FSC Hot Rod. Szela zebrał najlepszych muzyków w okolicy i tak rozpoczęła się historia zespołu, który już samą nazwą zasługuje na wzmiankę w „Motórze”.
Jest ich pięciu. Publiczność na koncertach czaruje młody duchem Szela, który śpiewa i gra na harmonijce. Adam Drath i Zbishek Kowalczyk elektryzują gitarami, Deutrykowi obca nie jest perkusja, a całość domyka jedyna przedstawicielka płci pięknej – Hanka ogarniająca bas.
Energia, energia i jeszcze raz energia. Tak właśnie można opisać ich muzykę. Na swojej debiutanckiej płycie Milk and Alcohol, wydanej w hołdzie Lee Brilleaux, przedstawiają własne interpretacje utworów. Piosenki są krótkie, dynamiczne, przesycone rock’n’rollem i doskonałym warsztatem gitarowym. Na koncertach najlepiej brzmią: Hot weels, Baby Jane czy Hoochie Coochie Man. W domowym zaciszu warto posłuchać jednej z dwóch spokojnych kompozycji zawartej na krążku – Violent Love. Zaś podczas jesiennych poranków spędzanych w korkach najlepszym towarzystwem będą oczywiście… Milk and Alcohol, nie trunki, a tytułowy utwór.
Nie odkryję Ameryki, pisząc, że z mężczyznami jest jak z winem – im starsi, tym lepsi. Stereotyp ten potwierdzają również panowie z FSC Hot Rod. Doświadczenie na scenie zrobiło swoje i mimo że jest to rock’n’roll w czystej postaci, to daleko mu do stylu – trzy akordy, darcie mordy. Jak już otwierają usta – robią to po coś. Nie zapominając o basistce, która w latach 90. dopiero raczkowała, tutaj też mam pewną tezę. Gdy dojrzali mężczyźni na swojej drodze spotkają młodą kobietę, powstaje mieszanka wybuchowa. Tak też jest w ich przypadku. FSC Hot Rod – najlepsza fabryka scenicznych talentów. Muzyka o mocy 1000 HP na tylnej osi.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
FSC Hot Rod – Milk and Alcohol | Kto nie chciałby kiedyś zbudować Hot Roda? Retro linia. Szprychowe koła. Doładowana mechanicznie V8. Kto nie lubi dobrego, rockowego grania? Te akordy. Ten bas. Ten zachrypnięty głos wokalisty. A kto wpadłby na pomysł, aby w Lublinie stworzyć własną fabrykę Hot Rodowych… brzmień? Jerzy Szela Stankiewicz.
tekst: Aleksandra Cieślik, foto: Robert Grabewski
Lubelską scenę rozgrzewał już od końca lat 80. jako młody człowiek z bujną zarówno wyobraźnią, jak i fryzurą. Los Fiejos, Alligators czy Teksasy – te kapele powinien kojarzyć każdy fan lubelskich alternatywnych brzmień. W lutym 2014 przyszedł czas na FSC Hot Rod. Szela zebrał najlepszych muzyków w okolicy i tak rozpoczęła się historia zespołu, który już samą nazwą zasługuje na wzmiankę w „Motórze”.
Jest ich pięciu. Publiczność na koncertach czaruje młody duchem Szela, który śpiewa i gra na harmonijce. Adam Drath i Zbishek Kowalczyk elektryzują gitarami, Deutrykowi obca nie jest perkusja, a całość domyka jedyna przedstawicielka płci pięknej – Hanka ogarniająca bas.
Energia, energia i jeszcze raz energia. Tak właśnie można opisać ich muzykę. Na swojej debiutanckiej płycie Milk and Alcohol, wydanej w hołdzie Lee Brilleaux, przedstawiają własne interpretacje utworów. Piosenki są krótkie, dynamiczne, przesycone rock’n’rollem i doskonałym warsztatem gitarowym. Na koncertach najlepiej brzmią: Hot weels, Baby Jane czy Hoochie Coochie Man. W domowym zaciszu warto posłuchać jednej z dwóch spokojnych kompozycji zawartej na krążku – Violent Love. Zaś podczas jesiennych poranków spędzanych w korkach najlepszym towarzystwem będą oczywiście… Milk and Alcohol, nie trunki, a tytułowy utwór.
Nie odkryję Ameryki, pisząc, że z mężczyznami jest jak z winem – im starsi, tym lepsi. Stereotyp ten potwierdzają również panowie z FSC Hot Rod. Doświadczenie na scenie zrobiło swoje i mimo że jest to rock’n’roll w czystej postaci, to daleko mu do stylu – trzy akordy, darcie mordy. Jak już otwierają usta – robią to po coś. Nie zapominając o basistce, która w latach 90. dopiero raczkowała, tutaj też mam pewną tezę. Gdy dojrzali mężczyźni na swojej drodze spotkają młodą kobietę, powstaje mieszanka wybuchowa. Tak też jest w ich przypadku. FSC Hot Rod – najlepsza fabryka scenicznych talentów. Muzyka o mocy 1000 HP na tylnej osi.