De Tomaso Pantera
Ekolodzy twierdzą, że auta zanieczyszczają środowisko. Co gorsza, mają w tym pewnie sporo racji. Auta, zwłaszcza te najszybsze i najmocniejsze, zużywają potworną ilość zasobów dostarczanych przez naszą Matkę Ziemię, zamieniając je na spaliny, płacz niemowląt i powolne wymieranie populacji cyraneczki madagaskarskiej. Jednak dla wielu młodych mężczyzn zainteresowanie tematyką samochodową prowadzi do nieuchronnego poszerzenia wiedzy o życiu zwierząt, zwłaszcza tych najbardziej drapieżnych.
tekst: Andrzej Bzowski
Jednym z krzewicieli wiedzy na temat fauny był Alejandro de Tomaso, z pochodzenia Argentyńczyk, miłośnik wyścigów i biznesmen. Jak znalazł się w Europie? Otóż młody przedsiębiorca brał udział w nieudanej próbie obalenia prezydenta Juana Perona. Zmuszony był uciekać z Argentyny i jako nową ojczyznę wybrał Włochy. Tam też znalazł sposób, by jego nazwisko znał każdy miłośnik motoryzacji.
De Tomaso Pantera, Mangusta - dlaczego?
W 1959 roku założył firmę produkującą sportowe auta, a za logo posłużyła zdobna litera „T”, umieszczona na biało-błękitnym tle, przypominającym o pochodzeniu założyciela. Nie do końca wiadomo, co symbolizuje litera umieszczona w emblemacie, jednak najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, że identycznym symbolem rodzina Alejandro oznaczała swoje bydło. De Tomaso przejął to oznaczenie i to samo ozdobne „T” umieścił na masce wszystkich aut ze swojej stajni.
W 1967 roku wprowadzono do produkcji model Mangusta. Był pierwszym z drapieżników wypuszczonych na wolność przez de Tomaso. Karoseria, zaprojektowana przez młodego, nieznanego wówczas Giorgetto Giugiaro, nie pozostawiała cienia wątpliwości z jakim autem mamy do czynienia. Silnik pochodził od Forda, przeszedł jednak gruntowne modyfikacje. Dostęp do V8 umożliwiały dwa przepiękne skrzydła, które prócz funkcji dekoracyjnej ułatwiały serwis serca włoskiej maszyny. Ciekawa jest geneza powstania nazwy tego modelu.
Otóż mangusty to jedyne ssaki, które potrafią upolować kobrę. Tym samym Alejandro dał do zrozumienia Carrollowi Shelby, twórcy legendarnej Cobry, że na Starym Kontynencie rośnie mu groźna konkurencja.
Pełen sukces osiągnęło kolejne dziecko koncernu – De Tomaso Pantera. Przepiękna linia zachwyciła Amerykanów, a fordowski silnik V8 o pojemności 5,8 litra pozwalał obniżyć koszty serwisu w porównaniu do włoskich konkurentów ze zwierzętami w emblematach. Przyspieszenie do 100 km/h zajmowało około 6 sekund, a prędkość maksymalna wynosiła 280 km/h. Najmłodsze osobniki borykały się z wieloma bolączkami.
Najbardziej kuriozalnym przykładem jest układ klimatyzacji, który nie mógł sprawnie chłodzić klaustrofobicznej kabiny ze względu na brak wylotu zimnego powietrza, niefortunnie pominiętego przez konstruktorów.
Skrzynia biegów była mało precyzyjna, a radialne opony Michelin dawały złudne poczucie bezpieczeństwa, zaskakując nagłą podsterownością i posyłając kierowcę na przymusową wizytację w najbliższym rowie. Wszystkie te wady wyeliminowano w 1972 roku, a Pantera stała się hitem sprzedaży na amerykańskim rynku. Cena nowego egzemplarza wynosiła 10 000 $, co przy cenach Ferrari i Lamborghini oscylujących w granicach 25 000$ czyniło zakup De Tomaso gratką. W ciągu 20 lat produkcji sprzedano łącznie 7260 egzemplarzy. De Tomaso w tym czasie rozwijał koncern, przejmując firmy takie jak Maserati czy Moto Guzzi.
De Tomaso Pantera - jak to będzie po Chińsku?
Sukces nie trwał jednak wiecznie. W 1991 roku zakończono produkcję Pantery, a żaden następca nie zdobył tak dużej popularności. Firma Alejandro z roku na rok była coraz bliżej finansowej katastrofy. W 2012 roku ogłoszono bankructwo, a w maju br. firmę zakupiło chińskie konsorcjum o nazwie Ideal Team Venture. Legendarna marka została sprzedana za śmiesznie małą kwotę – 1.050.000 euro. Nabywca planuje wznowić produkcję w Chinach, wzbudzając tym we Włochach zrozumiałe niezadowolenie. Więc drodzy ekolodzy, może już czas zrobić coś naprawdę pożytecznego i protestem ratować legendarną panterę przed pożarciem przez chińskiego smoka i zamianą w misiowatą pandę wielką?
POPRZEDNI
NASTĘPNY
De Tomaso Pantera
Ekolodzy twierdzą, że auta zanieczyszczają środowisko. Co gorsza, mają w tym pewnie sporo racji. Auta, zwłaszcza te najszybsze i najmocniejsze, zużywają potworną ilość zasobów dostarczanych przez naszą Matkę Ziemię, zamieniając je na spaliny, płacz niemowląt i powolne wymieranie populacji cyraneczki madagaskarskiej. Jednak dla wielu młodych mężczyzn zainteresowanie tematyką samochodową prowadzi do nieuchronnego poszerzenia wiedzy o życiu zwierząt, zwłaszcza tych najbardziej drapieżnych.
tekst: Andrzej Bzowski
Jednym z krzewicieli wiedzy na temat fauny był Alejandro de Tomaso, z pochodzenia Argentyńczyk, miłośnik wyścigów i biznesmen. Jak znalazł się w Europie? Otóż młody przedsiębiorca brał udział w nieudanej próbie obalenia prezydenta Juana Perona. Zmuszony był uciekać z Argentyny i jako nową ojczyznę wybrał Włochy. Tam też znalazł sposób, by jego nazwisko znał każdy miłośnik motoryzacji.
De Tomaso Pantera, Mangusta - dlaczego?
W 1959 roku założył firmę produkującą sportowe auta, a za logo posłużyła zdobna litera „T”, umieszczona na biało-błękitnym tle, przypominającym o pochodzeniu założyciela. Nie do końca wiadomo, co symbolizuje litera umieszczona w emblemacie, jednak najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, że identycznym symbolem rodzina Alejandro oznaczała swoje bydło. De Tomaso przejął to oznaczenie i to samo ozdobne „T” umieścił na masce wszystkich aut ze swojej stajni.
W 1967 roku wprowadzono do produkcji model Mangusta. Był pierwszym z drapieżników wypuszczonych na wolność przez de Tomaso. Karoseria, zaprojektowana przez młodego, nieznanego wówczas Giorgetto Giugiaro, nie pozostawiała cienia wątpliwości z jakim autem mamy do czynienia. Silnik pochodził od Forda, przeszedł jednak gruntowne modyfikacje. Dostęp do V8 umożliwiały dwa przepiękne skrzydła, które prócz funkcji dekoracyjnej ułatwiały serwis serca włoskiej maszyny. Ciekawa jest geneza powstania nazwy tego modelu.
Otóż mangusty to jedyne ssaki, które potrafią upolować kobrę. Tym samym Alejandro dał do zrozumienia Carrollowi Shelby, twórcy legendarnej Cobry, że na Starym Kontynencie rośnie mu groźna konkurencja.
Pełen sukces osiągnęło kolejne dziecko koncernu – De Tomaso Pantera. Przepiękna linia zachwyciła Amerykanów, a fordowski silnik V8 o pojemności 5,8 litra pozwalał obniżyć koszty serwisu w porównaniu do włoskich konkurentów ze zwierzętami w emblematach. Przyspieszenie do 100 km/h zajmowało około 6 sekund, a prędkość maksymalna wynosiła 280 km/h. Najmłodsze osobniki borykały się z wieloma bolączkami.
Najbardziej kuriozalnym przykładem jest układ klimatyzacji, który nie mógł sprawnie chłodzić klaustrofobicznej kabiny ze względu na brak wylotu zimnego powietrza, niefortunnie pominiętego przez konstruktorów.
Skrzynia biegów była mało precyzyjna, a radialne opony Michelin dawały złudne poczucie bezpieczeństwa, zaskakując nagłą podsterownością i posyłając kierowcę na przymusową wizytację w najbliższym rowie. Wszystkie te wady wyeliminowano w 1972 roku, a Pantera stała się hitem sprzedaży na amerykańskim rynku. Cena nowego egzemplarza wynosiła 10 000 $, co przy cenach Ferrari i Lamborghini oscylujących w granicach 25 000$ czyniło zakup De Tomaso gratką. W ciągu 20 lat produkcji sprzedano łącznie 7260 egzemplarzy. De Tomaso w tym czasie rozwijał koncern, przejmując firmy takie jak Maserati czy Moto Guzzi.
De Tomaso Pantera - jak to będzie po Chińsku?
Sukces nie trwał jednak wiecznie. W 1991 roku zakończono produkcję Pantery, a żaden następca nie zdobył tak dużej popularności. Firma Alejandro z roku na rok była coraz bliżej finansowej katastrofy. W 2012 roku ogłoszono bankructwo, a w maju br. firmę zakupiło chińskie konsorcjum o nazwie Ideal Team Venture. Legendarna marka została sprzedana za śmiesznie małą kwotę – 1.050.000 euro. Nabywca planuje wznowić produkcję w Chinach, wzbudzając tym we Włochach zrozumiałe niezadowolenie. Więc drodzy ekolodzy, może już czas zrobić coś naprawdę pożytecznego i protestem ratować legendarną panterę przed pożarciem przez chińskiego smoka i zamianą w misiowatą pandę wielką?