Rezvani Beast
AGM-158 Joint Air-to-Surface Standoff Missile – pod tą przydługą i skomplikowaną nazwą kryje się nowy nabytek polskiej armii. Ten kierowany pocisk o obniżonej wykrywalności, podczepiony pod myśliwiec F-16, służy do niszczenia celów strategicznych położonych daleko za linią frontu. A niszczyć ma czym – 454 kilogramowa głowica może być przeniesiona na odległość 370 kilometrów. Z pewnością piloci cieszą się z nowych zabawek. Wydaje się jednak, że w jeszcze większy zachwyt wpadliby na wieść o… nowych służbowych samochodach.
tekst: Andrzej Bzowski, foto: Rezvani Beast
Tym bardziej, że pojawił się odpowiedni kandydat na „służbówkę” dla naszych asów przestworzy. Piloci najszybciej przyzwyczają się do nietypowego sposobu zajmowania miejsca za kółkiem. Rezvani Beast, bo o nim mowa, nie posiada klasycznych drzwi, wskakuje się do niego niczym do kokpitu samolotu. Skąd takie nietypowe rozwiązanie? Wynika ono z przyjętych założeń konstrukcyjnych, a szczególnie z auta, które stanowi bazę do budowy Bestii – Ariela Atoma.
Tym, którzy pierwszy raz spotykają się z tą nazwą parę słów wyjaśnienia: Atom to kilka pospawanych rurek, do których doczepiono silnik, koła i kierownicę. Na końcu przymocowano kubełkowy fotel i sprzedawano jako pełnoprawne auto. Brak klasycznej karoserii sprawił, że osiągi Ariela były zatrważające. Wszystko jednak miało swoje konsekwencje. Torowy wyjadacz rodem z Wielkiej Brytanii był szybki, ale ze względu na otwartą konstrukcję nie mógł przekonać do współpracy magicznej siły zwanej aerodynamiką. W efekcie brakowało przyczepności przy większych prędkościach, która zapewniania jest głównie przez siłę docisku.
„Potrzeba matką wynalazku” – pomyśleli panowie z Rezvani Automotive Design i przystąpili do pracy nad Rezvani Beast. Przestrzenną ramę obudowano piękną karoserią, której głównym zadaniem jest wgniatanie samochodu w drogę. Na szczęście, mimo że zabieg ten przeprowadzono w USA, auto nie zostało niepotrzebnie utuczone. Karoseria powstała z lekkiego włókna węglowego. Dzięki temu gotowe do jazdy auto ważyć będzie 708 kg!
Połączenie tak niskiej wagi z 500-konnym silnikiem od Hondy na nowo definiuje zwrot „dobre przyspieszenie.”
W Rezvani Beast pierwszą setkę zobaczymy na liczniku już po upływie 2,7 sekundy. O ile starczy nam odwagi, by oderwać wzrok od uciekającego spod kół asfaltu! Co ciekawe, silnik ma tylko 2,4 litra pojemności i cztery cylindry. Gigantyczna moc osiągana jest dzięki powszechnie znanej i lubianej kooperacji turbosprężarki i kompresora. Oczywiście prędkość maksymalna auta nie może konkurować z 2Ma osiąganymi przez F-16, ale wyścig po pasie startowym mógłby zakończyć się triumfem pojazdu na czterech kołach. Dla rządnych nieco mniejszych wrażeń producent przygotował słabszą, 365 konną wersję Rezvani Beast, która również łapie się do klubu „mniej niż 3 s do setki”, a jednocześnie utrzymuje wagę na poziomie poczciwego Malucha. Większość rozwiązań przejęto z niezwykle udanego protoplasty – za efektywne przekazywanie mocy odpowiada 6-biegowa, ręczna skrzynia, a walkę o przyczepność toczyć będą dziewiętnastocalowe semi-slicki od Toyo Tires.
Jeśli komuś w garażu kurzy się nieużywany Ariel Atom, Rezvani Automotive Design za odpowiednią opłatą obuduje go karoserią, przekształcając tym samym torową zabawkę w godne pozazdroszczenia Gran Turismo. Ceny auta zaczynają się od 119 000 $, a pierwsze egzemplarze pojawią się na ulicach już w tym roku.
Niewątpliwie wadą z punktu widzenia pilota przeszkolonego na F-16 może być otwarta kabina w Rezvani Beast. Na co dzień chroniony przez poliwęglanową owiewkę, w kabriolecie narażony będzie na działanie warunków atmosferycznych. Jednak nie na to zwróciłbym największą uwagę. Głównym problemem może okazać się kubełkowy fotel. Nie dość, że mało wygodny, to jeszcze brakuje mu jednej, bardzo przydatnej funkcji – katapulty.
Rezvani Beast w środowisku naturalnym:
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Rezvani Beast
AGM-158 Joint Air-to-Surface Standoff Missile – pod tą przydługą i skomplikowaną nazwą kryje się nowy nabytek polskiej armii. Ten kierowany pocisk o obniżonej wykrywalności, podczepiony pod myśliwiec F-16, służy do niszczenia celów strategicznych położonych daleko za linią frontu. A niszczyć ma czym – 454 kilogramowa głowica może być przeniesiona na odległość 370 kilometrów. Z pewnością piloci cieszą się z nowych zabawek. Wydaje się jednak, że w jeszcze większy zachwyt wpadliby na wieść o… nowych służbowych samochodach.
tekst: Andrzej Bzowski, foto: Rezvani Beast
Tym bardziej, że pojawił się odpowiedni kandydat na „służbówkę” dla naszych asów przestworzy. Piloci najszybciej przyzwyczają się do nietypowego sposobu zajmowania miejsca za kółkiem. Rezvani Beast, bo o nim mowa, nie posiada klasycznych drzwi, wskakuje się do niego niczym do kokpitu samolotu. Skąd takie nietypowe rozwiązanie? Wynika ono z przyjętych założeń konstrukcyjnych, a szczególnie z auta, które stanowi bazę do budowy Bestii – Ariela Atoma.
Tym, którzy pierwszy raz spotykają się z tą nazwą parę słów wyjaśnienia: Atom to kilka pospawanych rurek, do których doczepiono silnik, koła i kierownicę. Na końcu przymocowano kubełkowy fotel i sprzedawano jako pełnoprawne auto. Brak klasycznej karoserii sprawił, że osiągi Ariela były zatrważające. Wszystko jednak miało swoje konsekwencje. Torowy wyjadacz rodem z Wielkiej Brytanii był szybki, ale ze względu na otwartą konstrukcję nie mógł przekonać do współpracy magicznej siły zwanej aerodynamiką. W efekcie brakowało przyczepności przy większych prędkościach, która zapewniania jest głównie przez siłę docisku.
„Potrzeba matką wynalazku” – pomyśleli panowie z Rezvani Automotive Design i przystąpili do pracy nad Rezvani Beast. Przestrzenną ramę obudowano piękną karoserią, której głównym zadaniem jest wgniatanie samochodu w drogę. Na szczęście, mimo że zabieg ten przeprowadzono w USA, auto nie zostało niepotrzebnie utuczone. Karoseria powstała z lekkiego włókna węglowego. Dzięki temu gotowe do jazdy auto ważyć będzie 708 kg!
Połączenie tak niskiej wagi z 500-konnym silnikiem od Hondy na nowo definiuje zwrot „dobre przyspieszenie.”
W Rezvani Beast pierwszą setkę zobaczymy na liczniku już po upływie 2,7 sekundy. O ile starczy nam odwagi, by oderwać wzrok od uciekającego spod kół asfaltu! Co ciekawe, silnik ma tylko 2,4 litra pojemności i cztery cylindry. Gigantyczna moc osiągana jest dzięki powszechnie znanej i lubianej kooperacji turbosprężarki i kompresora. Oczywiście prędkość maksymalna auta nie może konkurować z 2Ma osiąganymi przez F-16, ale wyścig po pasie startowym mógłby zakończyć się triumfem pojazdu na czterech kołach. Dla rządnych nieco mniejszych wrażeń producent przygotował słabszą, 365 konną wersję Rezvani Beast, która również łapie się do klubu „mniej niż 3 s do setki”, a jednocześnie utrzymuje wagę na poziomie poczciwego Malucha. Większość rozwiązań przejęto z niezwykle udanego protoplasty – za efektywne przekazywanie mocy odpowiada 6-biegowa, ręczna skrzynia, a walkę o przyczepność toczyć będą dziewiętnastocalowe semi-slicki od Toyo Tires.
Jeśli komuś w garażu kurzy się nieużywany Ariel Atom, Rezvani Automotive Design za odpowiednią opłatą obuduje go karoserią, przekształcając tym samym torową zabawkę w godne pozazdroszczenia Gran Turismo. Ceny auta zaczynają się od 119 000 $, a pierwsze egzemplarze pojawią się na ulicach już w tym roku.
Niewątpliwie wadą z punktu widzenia pilota przeszkolonego na F-16 może być otwarta kabina w Rezvani Beast. Na co dzień chroniony przez poliwęglanową owiewkę, w kabriolecie narażony będzie na działanie warunków atmosferycznych. Jednak nie na to zwróciłbym największą uwagę. Głównym problemem może okazać się kubełkowy fotel. Nie dość, że mało wygodny, to jeszcze brakuje mu jednej, bardzo przydatnej funkcji – katapulty.
Rezvani Beast w środowisku naturalnym: