Jaguar F-Type P300 test
Jaguar F-Type P300 test | Gatunkowe naśladownictwo
„On zaczął!” – krzyknął Jaguar, wskazując łapką z ostrymi pazurkami na stojące w kącie, delikatnie zawstydzone Porsche. Zgadza się – to 718 Cayman, największy rywal F-Type’a, był pierwszym kompaktowym sportowcem „szlachetnej” marki z 4-cylindrową jednostką pod maską. Pojawiły się niezdecydowane cmoknięcia i gdybania, bo obydwa auta jeździły dotąd z godnymi podziwu silnikami. W Porsche rządził sześciocylindrowy boxer, a Jaguary napędzały widlaste jednostki z sześcioma lub ośmioma cylindrami. Rynek wymógł jednak niższe ceny, mniejszą emisję spalin i rozsądniejsze zużycie paliwa. Spoza tego schematu w ostatnim czasie wyrwało się jeszcze porównywalne z wymienionymi Alpine A110, które zbudowano jednak głównie z fascynacji historią i niską masą, przez co bliżej mu do minimalistycznego Lotusa Elise lub purystycznej Alfy Romeo 4C. W pazurki Jaguara swoje shurikeny celuje też Nissan ze swoim już dość leciwym 370Z. Nie zapominajmy o dojrzałym, choć nieco nudnym Audi TT, które kierowane jest jednak do odbiorcy o nieco innych preferencjach. W przeciwnym narożniku zostaje więc tylko Porsche, choć każde z tych coupé podąża nieco inną drogą.
Jaguar F-Type P300 test | Kocie ruchy
F-Type, w szczególności w nadwoziu coupé, pomimo sześciu lat na rynku zupełnie się nie zestarzał. W specjalnym niebieskim lakierze Ultra Blue Metallic przyciąga uwagę bardziej niż dużo droższe auta. Długa maska i niski dach płynnie przechodzący w króciutki, zadarty jak u nastroszonego kota tył. Sterczący na jego krańcu spoiler wygląda niczym ogon. Auto jest niezwykle zgrabne. Zdecydowanie bliżej mu do elegancji Astona Martina niż bezpruderyjnej agresji Lotusa lub dystyngowanego, ale jednak kipiącego inżynieryjnym dopracowaniem Porsche. Proporcje wręcz wzorowe. W środku dzieje się niewiele mniej. Oko zawiesisz na wszystkim, bo i wszystko jest tu inne niż można się spodziewać – oczywiście jeśli w F-Typie jeszcze nie gościłeś i do tej pory rozpatrywałeś go w kryteriach stricte sportowego wozu.
Jak na Brytyjczyka przystało (pozwolicie, że o indyjskich właścicielach wspominał nie będę), po otwarciu drzwi wita elegancją. W oczy rzuca się wysoki tunel środkowy oddzielający pasażerów i muskularne, prężące się atletycznie fotele. Dużo tu detali, drobnostek pracujących na odbiór całości. Choć kokpitu również nie odświeżano od czasu premiery (to już 6 lat!), to wciąż wygląda na aktualny i dość atrakcyjny. Zasiadanie za kółkiem nie wymaga jednocześnie gięcia kręgosłupa w chińskie „8”, co u rywali nie bywa tak oczywiste.
Jaguar F-Type P300 test | Gibkość kota
Nie ma co ukrywać, że w przeciwieństwie do 718 (wybaczcie, tych porównań nie unikniemy), Jaguar jest bardziej klasą GT, niż rasowym sportowcem. I czuć to w czasie jazdy. Auto oczywiście z ambicją godną tego segmentu atakuje zakręty i hamuje. Złego słowa nie powiem też o zawieszeniu (osobiście gustuję w alternatywach łączących stabilność i pewność prowadzenia z gwarancją nieukruszonych zębów). Wyczuwalne są jednak delikatne wychylenia nadwozia i opóźnienia w przekazywaniu komend kierownicą na koła. Sytuacja poprawia się nieco po zmianie nastawów pracy podzespołów samochodu na sportowe. W gruncie rzeczy cieszy jednak to, że Jaguar pozostał brytyjski (jak Bentley czy Aston Martin) i wbrew szufladkowaniu z innymi autami, podąża swoją drogą – ze stylem i gracją serwując komfort i sport (lub odwrotnie).
Jaguar F-Type P300 test | Długości pazura
Jaguar F-Type jeszcze do niedawna najbardziej odpowiadał mi w słabszym stadium agresji – wersji „S” z doładowanym kompresorem V6 pod maską. Auto było nieco bardziej zwinne, lepiej wyważone i bardziej posłuszne kierowcy względem niekiedy brutalnej odmiany „R” z 550-konnym V8, często przyrównywanej do amerykańskich muscle cars. Aspekty dźwiękowe oczywiście pomijamy, bo tu mistrz był tylko jeden. Głos zapowiedzi czterocylindrowej wersji odebrany został więc dwuznacznie – mniej mocy, ale teoretycznie więcej kociej zwinności przez mniejszą masę na przedniej osi. A w praktyce?
Pod nazwą P300 kryje się moc silnika, która na papierze zapowiada przyzwoite emocje. Kierujący raczej zawiedziony nie będzie, chyba że owe emocje spłyci do wyłącznie banalnych oczekiwań co do przyspieszenia. Setka w 5,7 sekundy to rzecz jasna nie najgorszy rezultat, ale model ten powstał dla osób ceniących głównie prezencję i prowadzenie.
Rzecz jasna na prostej też daje dużo frajdy, niekiedy jednak brakuje odrobiny mocy. To głównie psychiczne rządze. Jaguar F-Type P300 jest skrojonym na miarę i przemyślanym autem, które z powodzeniem sprawdzi się jako daily. Wydech nie rozrywa bębenków (brakuje mu efektownych międzygazów i strzałów, z których wersje „S” i „R” słynęły), skrzynia jest wystarczająco szybka i inteligentna. Jeśli chodzi o jazdę – nie ma tu zbyt wielu wad. Spodziewałem się gorszych doznań, choć w przypadku 718 Cayman odczucia były podobne. Czyżbyśmy byli przeczuleni na punkcie „cięcia” cylindrów? Być może w tym szaleństwie jest metoda i jako uzupełnienie linii modelowej, tak podstawowe, ale jednak wydajne jednostki napędowe nie są złym rozwiązaniem?
Więcej przeczytasz w #4 Magazynie Motór
Nie zapomnij obserwować nas na Facebooku i Instagramie!
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Jaguar F-Type P300 test
Jaguar F-Type P300 test | Gatunkowe naśladownictwo
„On zaczął!” – krzyknął Jaguar, wskazując łapką z ostrymi pazurkami na stojące w kącie, delikatnie zawstydzone Porsche. Zgadza się – to 718 Cayman, największy rywal F-Type’a, był pierwszym kompaktowym sportowcem „szlachetnej” marki z 4-cylindrową jednostką pod maską. Pojawiły się niezdecydowane cmoknięcia i gdybania, bo obydwa auta jeździły dotąd z godnymi podziwu silnikami. W Porsche rządził sześciocylindrowy boxer, a Jaguary napędzały widlaste jednostki z sześcioma lub ośmioma cylindrami. Rynek wymógł jednak niższe ceny, mniejszą emisję spalin i rozsądniejsze zużycie paliwa. Spoza tego schematu w ostatnim czasie wyrwało się jeszcze porównywalne z wymienionymi Alpine A110, które zbudowano jednak głównie z fascynacji historią i niską masą, przez co bliżej mu do minimalistycznego Lotusa Elise lub purystycznej Alfy Romeo 4C. W pazurki Jaguara swoje shurikeny celuje też Nissan ze swoim już dość leciwym 370Z. Nie zapominajmy o dojrzałym, choć nieco nudnym Audi TT, które kierowane jest jednak do odbiorcy o nieco innych preferencjach. W przeciwnym narożniku zostaje więc tylko Porsche, choć każde z tych coupé podąża nieco inną drogą.
Jaguar F-Type P300 test | Kocie ruchy
F-Type, w szczególności w nadwoziu coupé, pomimo sześciu lat na rynku zupełnie się nie zestarzał. W specjalnym niebieskim lakierze Ultra Blue Metallic przyciąga uwagę bardziej niż dużo droższe auta. Długa maska i niski dach płynnie przechodzący w króciutki, zadarty jak u nastroszonego kota tył. Sterczący na jego krańcu spoiler wygląda niczym ogon. Auto jest niezwykle zgrabne. Zdecydowanie bliżej mu do elegancji Astona Martina niż bezpruderyjnej agresji Lotusa lub dystyngowanego, ale jednak kipiącego inżynieryjnym dopracowaniem Porsche. Proporcje wręcz wzorowe. W środku dzieje się niewiele mniej. Oko zawiesisz na wszystkim, bo i wszystko jest tu inne niż można się spodziewać – oczywiście jeśli w F-Typie jeszcze nie gościłeś i do tej pory rozpatrywałeś go w kryteriach stricte sportowego wozu.
Jak na Brytyjczyka przystało (pozwolicie, że o indyjskich właścicielach wspominał nie będę), po otwarciu drzwi wita elegancją. W oczy rzuca się wysoki tunel środkowy oddzielający pasażerów i muskularne, prężące się atletycznie fotele. Dużo tu detali, drobnostek pracujących na odbiór całości. Choć kokpitu również nie odświeżano od czasu premiery (to już 6 lat!), to wciąż wygląda na aktualny i dość atrakcyjny. Zasiadanie za kółkiem nie wymaga jednocześnie gięcia kręgosłupa w chińskie „8”, co u rywali nie bywa tak oczywiste.
Jaguar F-Type P300 test | Gibkość kota
Nie ma co ukrywać, że w przeciwieństwie do 718 (wybaczcie, tych porównań nie unikniemy), Jaguar jest bardziej klasą GT, niż rasowym sportowcem. I czuć to w czasie jazdy. Auto oczywiście z ambicją godną tego segmentu atakuje zakręty i hamuje. Złego słowa nie powiem też o zawieszeniu (osobiście gustuję w alternatywach łączących stabilność i pewność prowadzenia z gwarancją nieukruszonych zębów). Wyczuwalne są jednak delikatne wychylenia nadwozia i opóźnienia w przekazywaniu komend kierownicą na koła. Sytuacja poprawia się nieco po zmianie nastawów pracy podzespołów samochodu na sportowe. W gruncie rzeczy cieszy jednak to, że Jaguar pozostał brytyjski (jak Bentley czy Aston Martin) i wbrew szufladkowaniu z innymi autami, podąża swoją drogą – ze stylem i gracją serwując komfort i sport (lub odwrotnie).
Jaguar F-Type P300 test | Długości pazura
Jaguar F-Type jeszcze do niedawna najbardziej odpowiadał mi w słabszym stadium agresji – wersji „S” z doładowanym kompresorem V6 pod maską. Auto było nieco bardziej zwinne, lepiej wyważone i bardziej posłuszne kierowcy względem niekiedy brutalnej odmiany „R” z 550-konnym V8, często przyrównywanej do amerykańskich muscle cars. Aspekty dźwiękowe oczywiście pomijamy, bo tu mistrz był tylko jeden. Głos zapowiedzi czterocylindrowej wersji odebrany został więc dwuznacznie – mniej mocy, ale teoretycznie więcej kociej zwinności przez mniejszą masę na przedniej osi. A w praktyce?
Pod nazwą P300 kryje się moc silnika, która na papierze zapowiada przyzwoite emocje. Kierujący raczej zawiedziony nie będzie, chyba że owe emocje spłyci do wyłącznie banalnych oczekiwań co do przyspieszenia. Setka w 5,7 sekundy to rzecz jasna nie najgorszy rezultat, ale model ten powstał dla osób ceniących głównie prezencję i prowadzenie.
Rzecz jasna na prostej też daje dużo frajdy, niekiedy jednak brakuje odrobiny mocy. To głównie psychiczne rządze. Jaguar F-Type P300 jest skrojonym na miarę i przemyślanym autem, które z powodzeniem sprawdzi się jako daily. Wydech nie rozrywa bębenków (brakuje mu efektownych międzygazów i strzałów, z których wersje „S” i „R” słynęły), skrzynia jest wystarczająco szybka i inteligentna. Jeśli chodzi o jazdę – nie ma tu zbyt wielu wad. Spodziewałem się gorszych doznań, choć w przypadku 718 Cayman odczucia były podobne. Czyżbyśmy byli przeczuleni na punkcie „cięcia” cylindrów? Być może w tym szaleństwie jest metoda i jako uzupełnienie linii modelowej, tak podstawowe, ale jednak wydajne jednostki napędowe nie są złym rozwiązaniem?