Wyścigi dronów to wyścigi przyszłości? |
Co przychodzi wam do głowy, gdy myślicie o wyścigach przyszłości? Ponaddźwiękowe maszyny Formuły 1, które nie będą nawet dotykać ziemi? Może ekspansja Formuły E, która, według przewidywań Sir Richarda Bransona, przejmie rolę „jedynki”? Pewnie tak. Chwila, przecież to już się dzieje… Spójrzcie na wyścigi dronów!
Tekst: Wojciech Paprota, foto: DRL
Wyścigi przyszłości – profesjonalna liga dronów
Naprawdę, nie żartujemy. Ale nie bójcie się, nic was nie ominęło. Samochody Formuły 1 nadal są samochodami, a Formuła E ma jeszcze długą drogę przed sobą i póki co jest jedynie ciekawym, alternatywnym dodatkiem do całego świata motorsportu. W ostatnim czasie powstała jednak kategoria, która łączy wszystko, o czym wspomnieliśmy we wstępie. Chodzi właśnie o wyścigi dronów, a oficjalnie – Drone Racing League.
Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich latach drony stały się bardzo popularne w branży filmowej, militarnej, a nawet pocztowej (w Norwegii firma Amazon dostarcza do swoich klientów paczki za pomocą bezzałogowych maszyn), powstanie oficjalnych wyścigów tych mini-helikopterów było kwestią czasu. Pierwsze oficjalne zawody miały miejsce w zeszłym roku w Kalifornii na lokalnym stadionie do futbolu amerykańskiego, który przypominał nieco większy Orlik. Czytając takie zdanie, może się wydawać, że to kilka dzieciaków zebrało się po szkole na boisku, by pobawić się nowymi zabawkami. Rzeczywistość wyglądała jednak nieco inaczej.
Na imprezie stawiło się ponad 120 uczestników z całego świata.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów- format zawodów
Organizatorzy wpadli na sprytny pomysł i ustalili trzy typy konkurencji: przelot wyznaczonej trasy na czas, wyścigi w systemie pucharowym i opcjonalne loty freestyle’owe. Zwycięzcą został Australijczyk, a z racji ogromnego zainteresowania od razu stworzono oficjalne mistrzostwa na takich samych zasadach. Pierwsza runda sezonu odbyła się w lutym na stadionie ekipy Miami Dolphins, którego trybuny mieszczą 76 000 widzów.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów – nowe wyzwania
Z technologicznego punktu widzenia wyścigi dronów są dużym wyzwaniem. Z racji skomplikowanych i długich tras, a także dla lepszego czucia swojej maszyny, piloci zakładają na oczy specjalne gogle. Transmitują im one obraz na żywo z kamer HD, które zamontowane są na każdym z „latających pająków”. Wyścigi przyszłości wiążą się z zupełnie nowymi problemami technicznymi.
Nawet najmniejszy lag może uniemożliwić zawodnikowi odpowiednią reakcję, co w tej dyscyplinie jest absolutnie kluczowe.
Opóźnienia w przekazywaniu sygnału są nieakceptowalne, ponieważ tory są kręte i wymagają nieustannej koncentracji. Patrząc na fakt, że obecna technologia nie zapewnia jeszcze aż tak dużej przepustowości danych, możemy w najbliższym czasie zapomnieć o relacjach na żywo. Zarówno w telewizji czy Internecie, jak i na stadionowych telebimach, co dla organizatorów nie jest zbyt dobrą wiadomością.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów- internet nie nadąża
Szkoda, ponieważ ujęcia z latających maszyn są niesamowite i nie równają się z nimi nawet onboardy z najszybszych okrążeń Ayrtona Senny po ulicach Monako. Tak samo jak w Formule 1 mamy wiele przepisów technicznych, które jasno określają limity dla projektantów. W porównaniu do królowej sportów motorowych, ludzie, którzy je ustalają, dążą jednak do tego, aby maszyny były jak najszybsze, ale też jak najbardziej zwrotne. Największym wyzwaniem dla zawodników jest więc odpowiedni kompromis między tymi rzeczami. Obecnie drony są wielkości pizzy i osiągają prędkości dochodzące do 200 km/h, czyli jedynie 30 km/h mniej niż bolidy Formuły E. Dość imponujące, ale nie tak bardzo, jak ich zwrotność. Tutaj wyraźnie widać dlaczego wyścigi przyszłości to wyścigi dronów:
Maszyny te potrafią latać po okręgu, którego średnica nie przekracza 10 metrów z prędkością 80 km/h.
Nic dziwnego, skoro sprzęt każdego z zawodników wart jest kilkanaście tysięcy dolarów.
Piloci, którzy sterują dronami, są technologicznymi geekami, a ich styl życia i sylwetki nie przypominają Lewisa Hamiltona czy Sebastiana Vettela. Mimo wszystko możliwość startów w mistrzostwach Drone Racing League jest nie mniejszym zaszczytem niż zdobycie fotela wyścigowego F1. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że jest to trudniejsze, ponieważ to organizatorzy wysyłają do zawodników osobiste zaproszenia.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów – udana inwestycja Rossa
Tak jak wcześniej wspomnieliśmy, pierwsze wyścigi dronów z serii DRL odbyły się w lutym na stadionie zespołu Dolphins. Człowiekiem, który zdecydował się podjąć wyzwanie i zainwestować miliony w wyścigi dronów jest Stephen Ross. Ten multimiliarder jeszcze pół roku temu zainteresowany był wykupieniem większości udziałów Formuły 1, a także jest właścicielem klubu z Miami.
Już po kilku miesiącach zaangażowania w projekt Amerykanin z dumą oznajmił światu, że jego inwestycja zwróciła się ośmiokrotnie… a tendencja nadal jest bardzo zwyżkująca!
Wyścigi dronów z pewnością czeka świetlana, pełna neonów i diod przyszłość. Podobnie jak w przypadku Formuły 1 czy Formuły E, może być to świetny poligon doświadczalny dla producentów chcących wprowadzić nowoczesne technologie do codziennego użytku w produktach dla mas.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów – w Polsce?
Co ciekawe, nie tak daleko Lublina, w Rzeszowie, powstał specjalizujący się w dronach start-up o nazwie Cervi Robotics.
Cervi Robotics uznawane jest za światowego potentata w branży. Nie zdziwmy się, gdy do naszego kraju szybciej zawitają wyścigi dronów niż Formuła 1, czy Formuła E.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Wyścigi dronów to wyścigi przyszłości? |
Co przychodzi wam do głowy, gdy myślicie o wyścigach przyszłości? Ponaddźwiękowe maszyny Formuły 1, które nie będą nawet dotykać ziemi? Może ekspansja Formuły E, która, według przewidywań Sir Richarda Bransona, przejmie rolę „jedynki”? Pewnie tak. Chwila, przecież to już się dzieje… Spójrzcie na wyścigi dronów!
Tekst: Wojciech Paprota, foto: DRL
Wyścigi przyszłości – profesjonalna liga dronów
Naprawdę, nie żartujemy. Ale nie bójcie się, nic was nie ominęło. Samochody Formuły 1 nadal są samochodami, a Formuła E ma jeszcze długą drogę przed sobą i póki co jest jedynie ciekawym, alternatywnym dodatkiem do całego świata motorsportu. W ostatnim czasie powstała jednak kategoria, która łączy wszystko, o czym wspomnieliśmy we wstępie. Chodzi właśnie o wyścigi dronów, a oficjalnie – Drone Racing League.
Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich latach drony stały się bardzo popularne w branży filmowej, militarnej, a nawet pocztowej (w Norwegii firma Amazon dostarcza do swoich klientów paczki za pomocą bezzałogowych maszyn), powstanie oficjalnych wyścigów tych mini-helikopterów było kwestią czasu. Pierwsze oficjalne zawody miały miejsce w zeszłym roku w Kalifornii na lokalnym stadionie do futbolu amerykańskiego, który przypominał nieco większy Orlik. Czytając takie zdanie, może się wydawać, że to kilka dzieciaków zebrało się po szkole na boisku, by pobawić się nowymi zabawkami. Rzeczywistość wyglądała jednak nieco inaczej.
Na imprezie stawiło się ponad 120 uczestników z całego świata.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów- format zawodów
Organizatorzy wpadli na sprytny pomysł i ustalili trzy typy konkurencji: przelot wyznaczonej trasy na czas, wyścigi w systemie pucharowym i opcjonalne loty freestyle’owe. Zwycięzcą został Australijczyk, a z racji ogromnego zainteresowania od razu stworzono oficjalne mistrzostwa na takich samych zasadach. Pierwsza runda sezonu odbyła się w lutym na stadionie ekipy Miami Dolphins, którego trybuny mieszczą 76 000 widzów.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów – nowe wyzwania
Z technologicznego punktu widzenia wyścigi dronów są dużym wyzwaniem. Z racji skomplikowanych i długich tras, a także dla lepszego czucia swojej maszyny, piloci zakładają na oczy specjalne gogle. Transmitują im one obraz na żywo z kamer HD, które zamontowane są na każdym z „latających pająków”. Wyścigi przyszłości wiążą się z zupełnie nowymi problemami technicznymi.
Nawet najmniejszy lag może uniemożliwić zawodnikowi odpowiednią reakcję, co w tej dyscyplinie jest absolutnie kluczowe.
Opóźnienia w przekazywaniu sygnału są nieakceptowalne, ponieważ tory są kręte i wymagają nieustannej koncentracji. Patrząc na fakt, że obecna technologia nie zapewnia jeszcze aż tak dużej przepustowości danych, możemy w najbliższym czasie zapomnieć o relacjach na żywo. Zarówno w telewizji czy Internecie, jak i na stadionowych telebimach, co dla organizatorów nie jest zbyt dobrą wiadomością.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów- internet nie nadąża
Szkoda, ponieważ ujęcia z latających maszyn są niesamowite i nie równają się z nimi nawet onboardy z najszybszych okrążeń Ayrtona Senny po ulicach Monako. Tak samo jak w Formule 1 mamy wiele przepisów technicznych, które jasno określają limity dla projektantów. W porównaniu do królowej sportów motorowych, ludzie, którzy je ustalają, dążą jednak do tego, aby maszyny były jak najszybsze, ale też jak najbardziej zwrotne. Największym wyzwaniem dla zawodników jest więc odpowiedni kompromis między tymi rzeczami. Obecnie drony są wielkości pizzy i osiągają prędkości dochodzące do 200 km/h, czyli jedynie 30 km/h mniej niż bolidy Formuły E. Dość imponujące, ale nie tak bardzo, jak ich zwrotność. Tutaj wyraźnie widać dlaczego wyścigi przyszłości to wyścigi dronów:
Maszyny te potrafią latać po okręgu, którego średnica nie przekracza 10 metrów z prędkością 80 km/h.
Nic dziwnego, skoro sprzęt każdego z zawodników wart jest kilkanaście tysięcy dolarów.
Piloci, którzy sterują dronami, są technologicznymi geekami, a ich styl życia i sylwetki nie przypominają Lewisa Hamiltona czy Sebastiana Vettela. Mimo wszystko możliwość startów w mistrzostwach Drone Racing League jest nie mniejszym zaszczytem niż zdobycie fotela wyścigowego F1. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że jest to trudniejsze, ponieważ to organizatorzy wysyłają do zawodników osobiste zaproszenia.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów – udana inwestycja Rossa
Tak jak wcześniej wspomnieliśmy, pierwsze wyścigi dronów z serii DRL odbyły się w lutym na stadionie zespołu Dolphins. Człowiekiem, który zdecydował się podjąć wyzwanie i zainwestować miliony w wyścigi dronów jest Stephen Ross. Ten multimiliarder jeszcze pół roku temu zainteresowany był wykupieniem większości udziałów Formuły 1, a także jest właścicielem klubu z Miami.
Już po kilku miesiącach zaangażowania w projekt Amerykanin z dumą oznajmił światu, że jego inwestycja zwróciła się ośmiokrotnie… a tendencja nadal jest bardzo zwyżkująca!
Wyścigi dronów z pewnością czeka świetlana, pełna neonów i diod przyszłość. Podobnie jak w przypadku Formuły 1 czy Formuły E, może być to świetny poligon doświadczalny dla producentów chcących wprowadzić nowoczesne technologie do codziennego użytku w produktach dla mas.
Wyścigi przyszłości / wyścigi dronów – w Polsce?
Co ciekawe, nie tak daleko Lublina, w Rzeszowie, powstał specjalizujący się w dronach start-up o nazwie Cervi Robotics.
Cervi Robotics uznawane jest za światowego potentata w branży. Nie zdziwmy się, gdy do naszego kraju szybciej zawitają wyścigi dronów niż Formuła 1, czy Formuła E.