Realizacja pomysłu na motocyklową wyprawę na Przełęcz Stelvio zajęła mi dużo czasu. Zaczęło się trzy lata temu, kiedy dobry znajomy przeprowadził się do Monachium.
tekst/foto: Marian Podleśny
Od razu po przeprowadzce powiedział mi, że koniecznie muszę do Niego przyjechać, żeby polatać po tamtejszych winklach. Okazało się to niełatwym zadaniem. W 2013 nie mogłem z powodów osobistych, w 2014 zaliczyłem ślizga i tydzień przed wyjazdem wpakowali mnie na miesiąc do gipsu, a w 2015 urodził mi się syn, więc zostałem, żeby pomagać żonie.
Rok 2016, kolejny sezon, Monachium czeka, Przełęcz Stelvio też. W tym roku powiedziałem sobie, że choćby nie wiem co, to pojadę odwiedzić znajomego. Zwłaszcza, że kupiłem nowy sprzęt (BMW F800R) i miałem wielką ochotę nawinąć sporo kilometrów. Tydzień przed wyjazdem odebrałem moto od mechanika. Podjechałem na stację benzynową i z wlanych 15 litrów około 8 wylało się z pod kanapy prosto pod motocykl. No to pięknie – pomyślałem – kolejny raz mam nie jechać? O nie! Choćbym miał zrobić to na pożyczonym Komarku, to i tak w tym roku pojadę. Na szczęście mechanik usunął usterkę w 15 min., więc nie musiałem pożyczać Komarka od sąsiada.
W nocy przed wyjazdem żona przypomniała mi jeszcze do czego mam wracać, a potem powiedziała: „Jedź i baw się dobrze”. Za to Ją kocham. Byłem tak podekscytowany, że o 04:00 rano nie mogłem już spać, więc wsiadłem na BM-kę i pojechałem.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – tak się zaczęło
Przez pierwsze 400 kilometrów nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę, że w końcu po 3 latach się udało.
Wieczorem dojechaliśmy do Monachium. Dojechaliśmy razem bo Jacek, jako dobry gospodarz, wyjechał mi naprzeciw bagatela 400km. Następnego dnia, żeby „siedzenie” mogło odpocząć zrobiliśmy tylko 300km odwiedzając muzeum BMW oraz najciekawsze miejsca w mieście.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – początek
Kolejnego dnia rano wyruszyliśmy podbijać Alpy. We Włoszech byłem pierwszy raz i teraz mogę potwierdzić:
„Włosi jeżdżą jak wariaci”
Ograniczenia prędkości są tam chyba jedynie dla deskorolek bo na pewno nie dla kierowców. Szybko nauczyliśmy się, że żeby nie być zawalidrogą trzeba jechać 30km/h więcej niż mówią znaki. Mimo to, jadąc w tunelu na zakręcie, wyprzedził nas koleś na ścigaczu. Jechał na czołowe z autobusem jadącym z naprzeciwka. Po wyprzedzeniu nas odpuścił gaz i potężny wystrzał poszedł z jego rury wydechowej. Ja miałem bieliznę do wymiany, a gość pojechał jakby to był jego chleb powszedni. Noc postanowiliśmy spędzić w miasteczku Bolzano.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – Włochy po niemiecku
Cieszyłem się z tego, że jestem we Włoszech, ale ku mojemu zaskoczeniu wszystko tutaj było napisane po niemiecku. Co więcej, wszyscy mówili po niemiecku. Co jest? Coś nie tak z GPS? Nie, GPS był ok = okazało się, że to historyczne uwarunkowania i wszyscy czują się tam Niemcami.Następnego dnia po niemieckim śniadaniu, wybranym z niemieckiego menu, postanowiliśmy pojechać poszukać bardziej włoskich Włoch. Włochy są super na moto. Jeden zakręt lepszy od drugiego, jeden widok zapierający dech w piersi bardziej od drugiego. Kolejny nocleg znaleźliśmy w domu gdzie nikt nie mówił po niemiecku, a temperament i gościnność, aż kipiała z gospodarzy.
Dogadywaliśmy się na migi i uśmiechy. Wieczorem po zjedzeniu kolacji w zatłoczonej gwarnej pizzerii, kelner zaproponował nam espresso (to była chyba 21:00). Podziękowaliśmy bo wiedzieliśmy, że następnego dnia rano chcemy zaatakować Przełęcz Stelvio (Stelvio Pass).
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – jak jest
Pogoda idealna, bezchmurne niebo i około 20 stopni. Była chyba godzina 8 rano jak zaczęliśmy jechać Przełęczą Stelvio, więc ruch na drodze był znikomy.
Samej trasy nie da się opisać słowami – trzeba to przeżyć. Nie mogłem się nadziwić, że siedząc wygodnie na motocyklu wjeżdżam na wysokość 2758m n.p.m., czyli wyżej niż najwyższy szczyt w Polsce.
Wrażenie jest tak wielkie, że dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że na termometrze jest raptem 8 stopni Celsjusza. Na szczycie z czasem zjechały się setki motocyklistów na swoich maszynach. Od razu można poznać kto przyjechał po raz pierwszy i nie może się napatrzeć, a kto jest tam dziesiąty czy setny raz, tylko po to by pobić swój czas wjazdu.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – podsumownie
W podróży do Włoch i na Przełęcz Stelvio na motocyklu średnio spędzaliśmy po 12 godzin. Jechaliśmy z Monachium, przez Austrię i Szwajcarię, do Włoch. Trasy i noclegi planowaliśmy na bieżąco, nie martwiąc się absolutnie niczym. No może jedynie tym, żeby co jakiś czas zajechać na stację benzynową. To był idealny wyjazd. Z daleka od pracy, problemów i obowiązków, dodatkowo z błogosławieństwem żony. Byliśmy wolni!
Każdy motocyklista powinien choć raz w życiu przeżyć coś takiego. Warto o to walczyć nawet jeżeli los rzuca w nas wszystkim czym może, aby nam przeszkodzić.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Realizacja pomysłu na motocyklową wyprawę na Przełęcz Stelvio zajęła mi dużo czasu. Zaczęło się trzy lata temu, kiedy dobry znajomy przeprowadził się do Monachium.
tekst/foto: Marian Podleśny
Od razu po przeprowadzce powiedział mi, że koniecznie muszę do Niego przyjechać, żeby polatać po tamtejszych winklach. Okazało się to niełatwym zadaniem. W 2013 nie mogłem z powodów osobistych, w 2014 zaliczyłem ślizga i tydzień przed wyjazdem wpakowali mnie na miesiąc do gipsu, a w 2015 urodził mi się syn, więc zostałem, żeby pomagać żonie.
Rok 2016, kolejny sezon, Monachium czeka, Przełęcz Stelvio też. W tym roku powiedziałem sobie, że choćby nie wiem co, to pojadę odwiedzić znajomego. Zwłaszcza, że kupiłem nowy sprzęt (BMW F800R) i miałem wielką ochotę nawinąć sporo kilometrów. Tydzień przed wyjazdem odebrałem moto od mechanika. Podjechałem na stację benzynową i z wlanych 15 litrów około 8 wylało się z pod kanapy prosto pod motocykl. No to pięknie – pomyślałem – kolejny raz mam nie jechać? O nie! Choćbym miał zrobić to na pożyczonym Komarku, to i tak w tym roku pojadę. Na szczęście mechanik usunął usterkę w 15 min., więc nie musiałem pożyczać Komarka od sąsiada.
W nocy przed wyjazdem żona przypomniała mi jeszcze do czego mam wracać, a potem powiedziała: „Jedź i baw się dobrze”. Za to Ją kocham. Byłem tak podekscytowany, że o 04:00 rano nie mogłem już spać, więc wsiadłem na BM-kę i pojechałem.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – tak się zaczęło
Przez pierwsze 400 kilometrów nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę, że w końcu po 3 latach się udało.
Wieczorem dojechaliśmy do Monachium. Dojechaliśmy razem bo Jacek, jako dobry gospodarz, wyjechał mi naprzeciw bagatela 400km. Następnego dnia, żeby „siedzenie” mogło odpocząć zrobiliśmy tylko 300km odwiedzając muzeum BMW oraz najciekawsze miejsca w mieście.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – początek
Kolejnego dnia rano wyruszyliśmy podbijać Alpy. We Włoszech byłem pierwszy raz i teraz mogę potwierdzić:
„Włosi jeżdżą jak wariaci”
Ograniczenia prędkości są tam chyba jedynie dla deskorolek bo na pewno nie dla kierowców. Szybko nauczyliśmy się, że żeby nie być zawalidrogą trzeba jechać 30km/h więcej niż mówią znaki. Mimo to, jadąc w tunelu na zakręcie, wyprzedził nas koleś na ścigaczu. Jechał na czołowe z autobusem jadącym z naprzeciwka. Po wyprzedzeniu nas odpuścił gaz i potężny wystrzał poszedł z jego rury wydechowej. Ja miałem bieliznę do wymiany, a gość pojechał jakby to był jego chleb powszedni. Noc postanowiliśmy spędzić w miasteczku Bolzano.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – Włochy po niemiecku
Cieszyłem się z tego, że jestem we Włoszech, ale ku mojemu zaskoczeniu wszystko tutaj było napisane po niemiecku. Co więcej, wszyscy mówili po niemiecku. Co jest? Coś nie tak z GPS? Nie, GPS był ok = okazało się, że to historyczne uwarunkowania i wszyscy czują się tam Niemcami.Następnego dnia po niemieckim śniadaniu, wybranym z niemieckiego menu, postanowiliśmy pojechać poszukać bardziej włoskich Włoch. Włochy są super na moto. Jeden zakręt lepszy od drugiego, jeden widok zapierający dech w piersi bardziej od drugiego. Kolejny nocleg znaleźliśmy w domu gdzie nikt nie mówił po niemiecku, a temperament i gościnność, aż kipiała z gospodarzy.
Dogadywaliśmy się na migi i uśmiechy. Wieczorem po zjedzeniu kolacji w zatłoczonej gwarnej pizzerii, kelner zaproponował nam espresso (to była chyba 21:00). Podziękowaliśmy bo wiedzieliśmy, że następnego dnia rano chcemy zaatakować Przełęcz Stelvio (Stelvio Pass).
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – jak jest
Pogoda idealna, bezchmurne niebo i około 20 stopni. Była chyba godzina 8 rano jak zaczęliśmy jechać Przełęczą Stelvio, więc ruch na drodze był znikomy.
Samej trasy nie da się opisać słowami – trzeba to przeżyć. Nie mogłem się nadziwić, że siedząc wygodnie na motocyklu wjeżdżam na wysokość 2758m n.p.m., czyli wyżej niż najwyższy szczyt w Polsce.
Wrażenie jest tak wielkie, że dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że na termometrze jest raptem 8 stopni Celsjusza. Na szczycie z czasem zjechały się setki motocyklistów na swoich maszynach. Od razu można poznać kto przyjechał po raz pierwszy i nie może się napatrzeć, a kto jest tam dziesiąty czy setny raz, tylko po to by pobić swój czas wjazdu.
Motocyklowa wyprawa na Przełęcz Stelvio – podsumownie
W podróży do Włoch i na Przełęcz Stelvio na motocyklu średnio spędzaliśmy po 12 godzin. Jechaliśmy z Monachium, przez Austrię i Szwajcarię, do Włoch. Trasy i noclegi planowaliśmy na bieżąco, nie martwiąc się absolutnie niczym. No może jedynie tym, żeby co jakiś czas zajechać na stację benzynową. To był idealny wyjazd. Z daleka od pracy, problemów i obowiązków, dodatkowo z błogosławieństwem żony. Byliśmy wolni!
Każdy motocyklista powinien choć raz w życiu przeżyć coś takiego. Warto o to walczyć nawet jeżeli los rzuca w nas wszystkim czym może, aby nam przeszkodzić.