- Tragiczne wypadki F1 | Benzyna, pety i inne śmieci
- Tragiczne wypadki F1 | Przed tory
- Tragiczne wypadki F1 | Ginęli nie tylko kierowcy
- Tragiczne wypadki F1 | Czarny Weekend
- Tragiczne wypadki F1 | Jak jest obecnie?
- Od 1950 roku za kierownicą bolidu Formuły 1 zginęło 52 kierowców oraz ponad 20 osób postronnych.
Tragiczne wypadki F1 | Szkot przeżył szok w momencie straty swojego przyjaciela i zarazem wychowanka jesienią 1973 roku. Podczas kwalifikacji do Grand Prix Stanów Zjednoczonych na torze Watkins Glen François Cevert stracił panowanie nad Tyrrellem 006. Następnie Francuz przekoziołkował przez barierę, a samochód wylądował na niej do góry nogami. „Obsługa toru pozostawiła go w samochodzie, bo było jasne, że nie żyje” – relacjonował Jackie Stewart. 29-latek miał być następcą trzykrotnego mistrza świata w zespole, a stał się 34. ofiarą Królowej Sportów Motorowych. W tym przypadku zawiniła wadliwie zamontowana bariera oraz agresywny styl jazdy François Ceverta. Kończąc karierę jako kierowca, Jackie Stewart rozpoczął nową jako ambasador bezpieczeństwa, jakby ku pamięci przyjaciela.
Do 1971 roku połowa kierowców startująca w Grand Prix Monako 1967 już nie żyła.
Tragiczne wypadki F1 | Benzyna, pety i inne śmieci
Ta historia zaczyna się jednak nieco wcześniej, bo w 1966 roku, gdy Jackie Stewart podczas ulewnego deszczu wypadł z toru Spa Francorchamps. Wokół nie było nikogo, a kierowca nie mógł się wydostać z kokpitu zapełniającego się benzyną. Pomogły mu przypadkowe osoby, które miały przy sobie narzędzia i na pace samochodu przetransportowały Szkota do pit lane. Tam także nie spotkało go nic dobrego, bo na przyjazd ambulansu czekał na podłodze pełnej petów oraz innych śmieci. Na domiar złego kierowca karetki zgubił drogę. To dało do zrozumienia Stewartowi, że czas coś zmienić. Nie można pozwolić niczego winnym kierowcom ginąć.
Tragiczne wypadki F1 | Przed tory
Przed „rewolucją Stewarta” otoczenie wyścigów Grand Prix nie wyglądało za wesoło. Kruszący się asfalt, łatwopalne bolidy, brak zaplecza medycznego czy nawet strażaków. Na poboczu trawa działała na samochody jak ślizgawka, a samą nitkę toru otaczał zazwyczaj szpaler drzew. W chwili wypadku stanowiło to śmiertelną pułapkę. Jeszcze ciekawsze były okolice garaży.
Ścigaliśmy się na torach, gdzie nie było żadnej bariery pomiędzy pit lane i prostą startową. Tuż obok przemykających samochodów leżały beczki z benzyną. Przecież w każdym momencie mogliśmy się o nie rozbić
wspominał Jackie Stewart.
Bo to nie brawura zabijała kierowców Formuły 1. Ginęli przede wszystkim z powodu braku zabezpieczeń na torze czy niebezpiecznej budowy ich samochodu. Sir Jackie zaczął zmieniać F1 małymi kroczkami: zatrudnił lekarza, który jeździł z nim na wyścigi, przykleił klucz francuski do kierownicy. Lobbował także za wprowadzeniem obowiązkowych pasów bezpieczeństwa w bolidach oraz kasków zakrywających całą twarz. Coś, co w obecnych czasach jest na porządku dziennym, wtedy budziło kontrowersje. Ówcześni kierowcy pytali, w jaki sposób uciekną z płonącego bolidu, gdy zapną pasy. Część z nich po założeniu „pełnego” kasku dusiło się. Ostatecznie przepisy dotyczące tych zabezpieczeń wprowadzono na początku lat 70.
Ścigając się przez pięć lat w F1 ma się 1/3 szans na przeżycie
mówił Jackie Stewart na przełomie lat 60. i 70.
Do poprawy bezpieczeństwa na torach nie wystarczyła dobra wola kierowców. Kwestia zabezpieczenia obiektów leżała po stronie ich właścicieli, a nie było to tanie zadanie. W Monako, ale nie tylko tam, próbowano „ulepszyć” tor układając wzdłuż niego bale z sianem. Rozwiązanie to zostało zakazane po wypadku Lorenzo Bandiniego w 1967 roku, gdy Włoch zginął w płomieniach podtrzymywanych przez siano. Wracając jednak do adaptacji: tylko w latach 70. właściciele musieli poszerzyć tor do trzech metrów, ogrodzić go barierą o odpowiedniej specyfikacji, wykopać pułapki żwirowe, zorganizować pomoc torową (tzw. marshalli) oraz przede wszystkim regularnie przechodzić inspekcje Światowej Organizacji Motosportu. Właśnie między innymi z powodu ogromnych kosztów adaptacji Toru Poznań do warunków FIA, nie mieliśmy dotychczas Grand Prix Polski. Pod koniec lat 70. wyniosłoby to około 290 milionów ówczesnych złotych, co w przeliczeniu daje około 120 wagonów kiełbasy zwyczajnej.
Tragiczne wypadki F1 | Ginęli nie tylko kierowcy
Kierowcy brali na siebie pewną odpowiedzialność podczas wyścigu. Kibice, często mieszkańcy okolic toru, przychodzili tylko popatrzeć. Przy okazji mogli stać się także ofiarami wypadku z udziałem jednego z samochodów. Rok 1961, tor Monza, Włochy. Szansę na zdobycie mistrzostwa miał Niemiec, arystokrata Taffy von Trips oraz jego zespołowy kolega z Ferrari, Phil Hill. Nie było mu to dane, jego samochód zderzył się z Jimem Clarkiem. Dwukrotnie przekoziołkował w powietrzu i uderzył w ziemny nasyp, który miał być barierą ochronną, a zarazem punktem widokowym. Oprócz kierowcy zginęło 15 widzów, a 60 zostało rannych. Ochrona kibiców przyszła dopiero dziewięć lat później, gdy osoby postronne musiały być oddalone od toru o co najmniej trzy metry i schowane za stałymi barierami. Wciąż niewiele, ale zawdzięczamy to jednemu człowiekowi, któremu udało się przeżyć najbardziej mordercze czasy, by nieść o nich wspomnienie do dzisiaj. Tak, by śmierć do Formuły 1 już nie powróciła.
Film przedstawia wypadek podczas Grand Prix Włoch w 1961 roku. Zginął kierowca oraz 15 kibiców
Mimo takiego postępu, kierowcy nadal ginęli. Prawdziwe zmiany przyniosła era pieniędzy lat 80. i 90., gdy za wyścigi okraszone śmiercią sponsorzy niechętnie płacili. Chcieli ze sportu uczynić rozrywkę dla całej rodziny. Po-mógł także rozwój komputerów oraz technologii. Rozwiązań nie trzeba było testować już na żywym organizmie, a wystarczyło w tunelu aerodynamicznym czy w programie komputerowym. Konstruktorzy inspirowali się tu między innymi technologiami kosmicznymi. Pożyczali gotowe rozwiązania od NASA takie jak ognioodporne, wytrzymałe kombinezony i bielizna lub sześciopunktowe pasy bezpieczeństwa.
Dziwić może, że dopiero w 1980 roku FIA zaczęła wymagać od organizatorów wyścigów stałego centrum medycznego, a helikoptera na wypadek poważnych obrażeń kierowcy dopiero w 1986 roku! Wiele zmieniła także obowiązkowa „superlicencja” wprowadzona w 1984 roku, to jest „prawo jazdy” na Formułę 1, gdzie wymagane są osiągnięcia w niższych seriach wyścigowych. 1992 rok natomiast przy-niósł wynalazek pod nazwą „samochód bezpieczeństwa”, tym razem obowiązkowy dla wszystkich torów, a w 1999 roku pojawiły się auta medyczne – po pięć na każdy wyścig.
Tragiczne wypadki F1 | Czarny Weekend
Śmierć jednak nie dała o sobie zapomnieć. Ginęli mistrzowie, tacy jak Jochen Rindt i Ayrton Senna, bogacze – Peter Revson z rodziny kosmetycznej Revlon oraz Elio de Angelis, dziedzic włoskiej fortuny. Kostucha nie oszczędzała nikogo, chociaż na początku lat 90. mogło się wydawać, że na zawsze opuści Formułę 1. Nadszedł jednak „czarny weekend”, jak zwykli go nazywać kibice i dziennikarze. Grand Prix San Marino na torze Imola w 1994 roku miało być momentem przełomu dla Williamsa, który podczas poprzednich dwóch wyścigów natrafiał na problemy. Sam bolid FW16, zdaniem Ayrtona Senny – wówczas trzykrotnego mistrza świata F1 – nie nadawał się do jazdy. Pierwsza sesja kwalifikacyjna w piątek przyniosła poważny wypadek. Samochód młodego Brazylijczyka, Rubensa Barrichello, wówczas drugiego w klasyfikacji generalnej, podbiło na krawężniku, w wyniku czego z dużą prędkością uderzył w sam szczyt bariery z opon. W tym przypadku zawodnik zakończył udział w weekendzie ze złamaną ręką. Mogło się skończyć znacznie gorzej, bo kierowca Jordana zakrztusił się własnym językiem. Obecna na miejscu ekipa medyczna pomogła mu w błyskawiczny sposób.
Lekarze jednak nie mogli już pomóc w przypadku Rolanda Ratzenbergera, który nie zmieścił się w zakręcie Villeneuve włoskiego toru. Jego Simtek S941 niemal czołowo zderzył się z betonową ścianą. Klatka bezpieczeństwa oraz inne kluczowe elementy samochodu nie ucierpiały, ale Austriaka zabiły przeciążenia. Siła uderzenia w ścianę była tak wielka, że doszło do pęknięcia podstawy czaszki. Przyczyną tego wypadku prawdopodobnie było pęknięte skrzydło, które zo-stało uszkodzone na poprzednim kwalifikacyjnym okrążeniu. 33-latek, debiutant, najpewniej wybrał kolejne kółko i możliwość startu w wyścigu, niż zjazd do boksów. Był to pierwszy tragiczny wypadek F1 od 1986 roku, kiedy podczas sesji treningowej na francuskim torze Paul Ricard zginął Elio de Angelis.
Ayrton Senna był poruszony wypadkiem Ratzenbergera. Główny lekarz serii, profesor Sid Watkins, próbował przekonać trzykrotnego mistrza, by ten nie startował w niedzielnym wyścigu. Brazylijczyk jednak odparł, że musi. Wypowiedział też słowa, które dziś brzmią proroczo: „są na świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu”.
Senna wystartował pierwszy, za nim Schumacher i Berger. Na pierwszym okrążeniu zderzyło się dwóch kierowców ze środka stawki. Nikomu nic się nie stało, jednak wypadek wymusił wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Tym razem był to Opel Vectra, który nie miał szans, by dorównać prędkością bolidom F1. Po jego zjeździe, tuż za prostą startową zdarzyło się coś, czego nikt nie wyobrażał sobie w najczarniejszych snach. Ayrton Senna, zamiast skręcić w Tamburello, pojechał prosto w ścianę. Mimo, że akcję ratunkową medycy podjęli natychmiast, Brazylijczyk zginął na miejscu. Jego śmierć ogłoszono później, by wyścig nadal trwał, a organizatorzy nie mieli problemów z włoskim wymiarem sprawiedliwości. Przyczyną tego tragicznego wypadku była chałupniczo skrócona kolumna kierownicy, która pękła pod wpływem przeciążeń.
Tragiczne wypadki F1 | Jak jest obecnie?
Zmian, jak widać, było wiele, nie licząc nawet budowy samochodów, które przez lata ewoluowały. Jednak, tak naprawdę, bezpieczna Formuła 1 nie istnieje. Pokazał to wypadek Julesa Bianchiego na japońskiej Suzuce w 2014 roku. Nikt nie spodziewał się, że kierowca może wypaść z toru podczas samochodu bezpieczeństwa i wsunąć się pod traktor. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest niewielkie. Dzięki temu mamy system Halo, a także zaostrzone przepisy dotyczące usuwania rozbitych czy popsutych bolidów. Królowa Sportów Motorowych potrafi uczyć się na swoich błędach. Nauczył ją tego Sir Jackie Stewart, zawzięty przyjaciel pewnego Francuza.
Od 1950 roku za kierownicą bolidu Formuły 1 zginęło 52 kierowców oraz ponad 20 osób postronnych.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Tragiczne wypadki F1 | Szkot przeżył szok w momencie straty swojego przyjaciela i zarazem wychowanka jesienią 1973 roku. Podczas kwalifikacji do Grand Prix Stanów Zjednoczonych na torze Watkins Glen François Cevert stracił panowanie nad Tyrrellem 006. Następnie Francuz przekoziołkował przez barierę, a samochód wylądował na niej do góry nogami. „Obsługa toru pozostawiła go w samochodzie, bo było jasne, że nie żyje” – relacjonował Jackie Stewart. 29-latek miał być następcą trzykrotnego mistrza świata w zespole, a stał się 34. ofiarą Królowej Sportów Motorowych. W tym przypadku zawiniła wadliwie zamontowana bariera oraz agresywny styl jazdy François Ceverta. Kończąc karierę jako kierowca, Jackie Stewart rozpoczął nową jako ambasador bezpieczeństwa, jakby ku pamięci przyjaciela.
Do 1971 roku połowa kierowców startująca w Grand Prix Monako 1967 już nie żyła.
Tragiczne wypadki F1 | Benzyna, pety i inne śmieci
Ta historia zaczyna się jednak nieco wcześniej, bo w 1966 roku, gdy Jackie Stewart podczas ulewnego deszczu wypadł z toru Spa Francorchamps. Wokół nie było nikogo, a kierowca nie mógł się wydostać z kokpitu zapełniającego się benzyną. Pomogły mu przypadkowe osoby, które miały przy sobie narzędzia i na pace samochodu przetransportowały Szkota do pit lane. Tam także nie spotkało go nic dobrego, bo na przyjazd ambulansu czekał na podłodze pełnej petów oraz innych śmieci. Na domiar złego kierowca karetki zgubił drogę. To dało do zrozumienia Stewartowi, że czas coś zmienić. Nie można pozwolić niczego winnym kierowcom ginąć.
Tragiczne wypadki F1 | Przed tory
Przed „rewolucją Stewarta” otoczenie wyścigów Grand Prix nie wyglądało za wesoło. Kruszący się asfalt, łatwopalne bolidy, brak zaplecza medycznego czy nawet strażaków. Na poboczu trawa działała na samochody jak ślizgawka, a samą nitkę toru otaczał zazwyczaj szpaler drzew. W chwili wypadku stanowiło to śmiertelną pułapkę. Jeszcze ciekawsze były okolice garaży.
Ścigaliśmy się na torach, gdzie nie było żadnej bariery pomiędzy pit lane i prostą startową. Tuż obok przemykających samochodów leżały beczki z benzyną. Przecież w każdym momencie mogliśmy się o nie rozbić
wspominał Jackie Stewart.
Bo to nie brawura zabijała kierowców Formuły 1. Ginęli przede wszystkim z powodu braku zabezpieczeń na torze czy niebezpiecznej budowy ich samochodu. Sir Jackie zaczął zmieniać F1 małymi kroczkami: zatrudnił lekarza, który jeździł z nim na wyścigi, przykleił klucz francuski do kierownicy. Lobbował także za wprowadzeniem obowiązkowych pasów bezpieczeństwa w bolidach oraz kasków zakrywających całą twarz. Coś, co w obecnych czasach jest na porządku dziennym, wtedy budziło kontrowersje. Ówcześni kierowcy pytali, w jaki sposób uciekną z płonącego bolidu, gdy zapną pasy. Część z nich po założeniu „pełnego” kasku dusiło się. Ostatecznie przepisy dotyczące tych zabezpieczeń wprowadzono na początku lat 70.
Ścigając się przez pięć lat w F1 ma się 1/3 szans na przeżycie
mówił Jackie Stewart na przełomie lat 60. i 70.
Do poprawy bezpieczeństwa na torach nie wystarczyła dobra wola kierowców. Kwestia zabezpieczenia obiektów leżała po stronie ich właścicieli, a nie było to tanie zadanie. W Monako, ale nie tylko tam, próbowano „ulepszyć” tor układając wzdłuż niego bale z sianem. Rozwiązanie to zostało zakazane po wypadku Lorenzo Bandiniego w 1967 roku, gdy Włoch zginął w płomieniach podtrzymywanych przez siano. Wracając jednak do adaptacji: tylko w latach 70. właściciele musieli poszerzyć tor do trzech metrów, ogrodzić go barierą o odpowiedniej specyfikacji, wykopać pułapki żwirowe, zorganizować pomoc torową (tzw. marshalli) oraz przede wszystkim regularnie przechodzić inspekcje Światowej Organizacji Motosportu. Właśnie między innymi z powodu ogromnych kosztów adaptacji Toru Poznań do warunków FIA, nie mieliśmy dotychczas Grand Prix Polski. Pod koniec lat 70. wyniosłoby to około 290 milionów ówczesnych złotych, co w przeliczeniu daje około 120 wagonów kiełbasy zwyczajnej.
Tragiczne wypadki F1 | Ginęli nie tylko kierowcy
Kierowcy brali na siebie pewną odpowiedzialność podczas wyścigu. Kibice, często mieszkańcy okolic toru, przychodzili tylko popatrzeć. Przy okazji mogli stać się także ofiarami wypadku z udziałem jednego z samochodów. Rok 1961, tor Monza, Włochy. Szansę na zdobycie mistrzostwa miał Niemiec, arystokrata Taffy von Trips oraz jego zespołowy kolega z Ferrari, Phil Hill. Nie było mu to dane, jego samochód zderzył się z Jimem Clarkiem. Dwukrotnie przekoziołkował w powietrzu i uderzył w ziemny nasyp, który miał być barierą ochronną, a zarazem punktem widokowym. Oprócz kierowcy zginęło 15 widzów, a 60 zostało rannych. Ochrona kibiców przyszła dopiero dziewięć lat później, gdy osoby postronne musiały być oddalone od toru o co najmniej trzy metry i schowane za stałymi barierami. Wciąż niewiele, ale zawdzięczamy to jednemu człowiekowi, któremu udało się przeżyć najbardziej mordercze czasy, by nieść o nich wspomnienie do dzisiaj. Tak, by śmierć do Formuły 1 już nie powróciła.
Film przedstawia wypadek podczas Grand Prix Włoch w 1961 roku. Zginął kierowca oraz 15 kibiców
Mimo takiego postępu, kierowcy nadal ginęli. Prawdziwe zmiany przyniosła era pieniędzy lat 80. i 90., gdy za wyścigi okraszone śmiercią sponsorzy niechętnie płacili. Chcieli ze sportu uczynić rozrywkę dla całej rodziny. Po-mógł także rozwój komputerów oraz technologii. Rozwiązań nie trzeba było testować już na żywym organizmie, a wystarczyło w tunelu aerodynamicznym czy w programie komputerowym. Konstruktorzy inspirowali się tu między innymi technologiami kosmicznymi. Pożyczali gotowe rozwiązania od NASA takie jak ognioodporne, wytrzymałe kombinezony i bielizna lub sześciopunktowe pasy bezpieczeństwa.
Dziwić może, że dopiero w 1980 roku FIA zaczęła wymagać od organizatorów wyścigów stałego centrum medycznego, a helikoptera na wypadek poważnych obrażeń kierowcy dopiero w 1986 roku! Wiele zmieniła także obowiązkowa „superlicencja” wprowadzona w 1984 roku, to jest „prawo jazdy” na Formułę 1, gdzie wymagane są osiągnięcia w niższych seriach wyścigowych. 1992 rok natomiast przy-niósł wynalazek pod nazwą „samochód bezpieczeństwa”, tym razem obowiązkowy dla wszystkich torów, a w 1999 roku pojawiły się auta medyczne – po pięć na każdy wyścig.
Tragiczne wypadki F1 | Czarny Weekend
Śmierć jednak nie dała o sobie zapomnieć. Ginęli mistrzowie, tacy jak Jochen Rindt i Ayrton Senna, bogacze – Peter Revson z rodziny kosmetycznej Revlon oraz Elio de Angelis, dziedzic włoskiej fortuny. Kostucha nie oszczędzała nikogo, chociaż na początku lat 90. mogło się wydawać, że na zawsze opuści Formułę 1. Nadszedł jednak „czarny weekend”, jak zwykli go nazywać kibice i dziennikarze. Grand Prix San Marino na torze Imola w 1994 roku miało być momentem przełomu dla Williamsa, który podczas poprzednich dwóch wyścigów natrafiał na problemy. Sam bolid FW16, zdaniem Ayrtona Senny – wówczas trzykrotnego mistrza świata F1 – nie nadawał się do jazdy. Pierwsza sesja kwalifikacyjna w piątek przyniosła poważny wypadek. Samochód młodego Brazylijczyka, Rubensa Barrichello, wówczas drugiego w klasyfikacji generalnej, podbiło na krawężniku, w wyniku czego z dużą prędkością uderzył w sam szczyt bariery z opon. W tym przypadku zawodnik zakończył udział w weekendzie ze złamaną ręką. Mogło się skończyć znacznie gorzej, bo kierowca Jordana zakrztusił się własnym językiem. Obecna na miejscu ekipa medyczna pomogła mu w błyskawiczny sposób.
Lekarze jednak nie mogli już pomóc w przypadku Rolanda Ratzenbergera, który nie zmieścił się w zakręcie Villeneuve włoskiego toru. Jego Simtek S941 niemal czołowo zderzył się z betonową ścianą. Klatka bezpieczeństwa oraz inne kluczowe elementy samochodu nie ucierpiały, ale Austriaka zabiły przeciążenia. Siła uderzenia w ścianę była tak wielka, że doszło do pęknięcia podstawy czaszki. Przyczyną tego wypadku prawdopodobnie było pęknięte skrzydło, które zo-stało uszkodzone na poprzednim kwalifikacyjnym okrążeniu. 33-latek, debiutant, najpewniej wybrał kolejne kółko i możliwość startu w wyścigu, niż zjazd do boksów. Był to pierwszy tragiczny wypadek F1 od 1986 roku, kiedy podczas sesji treningowej na francuskim torze Paul Ricard zginął Elio de Angelis.
Ayrton Senna był poruszony wypadkiem Ratzenbergera. Główny lekarz serii, profesor Sid Watkins, próbował przekonać trzykrotnego mistrza, by ten nie startował w niedzielnym wyścigu. Brazylijczyk jednak odparł, że musi. Wypowiedział też słowa, które dziś brzmią proroczo: „są na świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu”.
Senna wystartował pierwszy, za nim Schumacher i Berger. Na pierwszym okrążeniu zderzyło się dwóch kierowców ze środka stawki. Nikomu nic się nie stało, jednak wypadek wymusił wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Tym razem był to Opel Vectra, który nie miał szans, by dorównać prędkością bolidom F1. Po jego zjeździe, tuż za prostą startową zdarzyło się coś, czego nikt nie wyobrażał sobie w najczarniejszych snach. Ayrton Senna, zamiast skręcić w Tamburello, pojechał prosto w ścianę. Mimo, że akcję ratunkową medycy podjęli natychmiast, Brazylijczyk zginął na miejscu. Jego śmierć ogłoszono później, by wyścig nadal trwał, a organizatorzy nie mieli problemów z włoskim wymiarem sprawiedliwości. Przyczyną tego tragicznego wypadku była chałupniczo skrócona kolumna kierownicy, która pękła pod wpływem przeciążeń.
Tragiczne wypadki F1 | Jak jest obecnie?
Zmian, jak widać, było wiele, nie licząc nawet budowy samochodów, które przez lata ewoluowały. Jednak, tak naprawdę, bezpieczna Formuła 1 nie istnieje. Pokazał to wypadek Julesa Bianchiego na japońskiej Suzuce w 2014 roku. Nikt nie spodziewał się, że kierowca może wypaść z toru podczas samochodu bezpieczeństwa i wsunąć się pod traktor. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest niewielkie. Dzięki temu mamy system Halo, a także zaostrzone przepisy dotyczące usuwania rozbitych czy popsutych bolidów. Królowa Sportów Motorowych potrafi uczyć się na swoich błędach. Nauczył ją tego Sir Jackie Stewart, zawzięty przyjaciel pewnego Francuza.
Od 1950 roku za kierownicą bolidu Formuły 1 zginęło 52 kierowców oraz ponad 20 osób postronnych.