Rolls-Royce Phantom test PL | Twój wizerunek
„Klasa sama w sobie” to powiedzenie wyświechtane, ale ten samochód nie ma rywali, dostojność to jego drugie imię. Bentley Mulsanne teoretycznie depcze mu po piętach, ale to wciąż nieco większy Flying Spur. Tu od razu warto przejść do odwiecznego „problemu”, zwłaszcza dla ludzi, których prędko nie będzie stać na takie auto – z kierowcą czy bez? Są jeszcze biznesmeni starej daty, którzy pracują 30 godzin na dobę i czas w podróży wolą spożytkować na drzemkę lub… pracę właśnie. Uważam jednak, że nie ma aut, którymi nie wypada jeździć samemu (poza Fordem Ka).
R-R sam w sobie jest szczytem prestiżu i dystyngowanej ostentacji, a przydzielanie sobie roli kierowcy lub pasażera zależne jest tak naprawdę od środowiska. Okazać się może, że decydując się na szofera skompromitujesz się w nim jeszcze bardziej, chyba że to ty dyktujesz jego zdanie – co przy tych pieniądzach też jest możliwe. Osobiście poprowadziłbym sam, bo za kierownicą jest niewiele mniej dobra, niż z tyłu. Ostatecznie i tak wybrałbym bardziej „kompaktowego” (wiem, że to słowo pasuje tutaj fatalnie) Ghosta, który jest szybszy, bardziej zwinny, tylko trochę mniej rzuca się w oczy i wciąż może wozić cię z tyłu przy nieco niższym poziomie komfortu (to znów nieodpowiedni zwrot). No i w kieszeni zostaje pół miliona złotych na drobne wydatki.
Rolls-Royce Phantom test PL | Konserwatywny minimalizm?
Dylematy Kowalskiego mamy już za sobą – przejdźmy do tego, co ważne. Z modernizacjami ikon motoryzacji jest trochę jak z odświeżeniem legendarnego dzieła sztuki lub operacją plastyczną pięknej kobiety, którą zna cały świat. Albo dwa w jednym – znajdźcie chirurga i wybitnego malarza, którzy stworzą na bazie klasyki nowoczesną Damę z łasiczką. Teoretycznie motyw kobiety do namalowania dla nowej ery, niby tylko operacja plastyczna twarzy, ale i jeden, i drugi dwa razy pomyśli, a potem odpuści. Brytyjczycy też długo rezygnowali, ale Phantom powoli przestawał być klasyczny, a stawał się przestarzały. Ciężko oceniać nowy model z poziomu skali auta po prostu luksusowego. Łatwiej kroki producenta odczytać zestawiając ze sobą dwa egzemplarze, które dzieli niemal 15 lat. Nikt nie pozwoliłby sobie tutaj na rewolucję. Jest więcej technologii LED, radarów i kamer. Wizualnie to tak naprawdę mocniejszy lifting, choć w aucie nie uświadczysz choćby śrubki przeniesionej z poprzednika. I Rolls-Royce nie kłamie, bo niezadowolony klient tej marki to jak policzek wymierzony królowej brytyjskiej przez kogoś, kto na przyjęciu w Pałacu Buckingham miał dostać polewkę z perliczki, a dostał z kaczki. Po prostu nie i już.
Rolls-Royce Phantom test PL | Duch tkwi w szczegółach
Duże okna i jeszcze większe połacie aluminium sprawiają, że Rolls-Royce Phantom wciąż wygląda jak czołg zbudowany dla najwyższego rangą zwierzchnika militarnego. Nowego i starego modelu nie sposób ze sobą pomylić, a jednocześnie ciężko wskazać istotne zmiany między generacjami. Rzecz ma się podobnie po otwarciu ogromnych, przyjemnie ciężkich (spokojnie, każde drzwi można zamknąć elektrycznie z zewnątrz i ze środka, aby nie nadwyrężyć mięśni) drzwi, które totalnie izolują od – przepraszam za wyrażenie, ale tylko ono skutecznie opisze te wrażenia – plebejskiego świata.
Aura spełnienia i satysfakcji dodatkowo rozświetlona przez gwieździsty sufit dekorowany diodami LED sprawia, że to co „tam” (w świecie poza kabiną wygłuszoną 130 kg izolacji) po prostu nie istnieje. Dzieje się jakby przed oczyma, ale za dwuwarstwowymi oknami i podwójną podłogą z poziomu wygodnego fotela w salonie. Kapcie są zbędne, stopy lepiej zanurzyć w głębokiej jagnięcej wełnie. Rolls-Royce mówi o budowie „architektury luksusu” – w takiej klasie ciężko wytyczać standardy, ale Brytyjczycy po prostu kontynuują dzieło zapoczątkowane już ponad 100 lat temu. Kontynuacja, ewolucja i oddanie historii to pojęcia, które krążyły między liczącymi 5,8 metra nadwoziami limuzyn, fotografowanych przez nas na terenie rybnickiej kopalni „Ignacy”.
Rolls-Royce Phantom test PL | Szacunek dla panienki
Zmieniają się auta, zmienia się też ich rynek (albo odwrotnie). W dobie coraz łatwiej zdobywanego pieniądza, elitarność przybiera różne formy. Moda przyszła z USA – ciemne szyby, złote felgi wielkości małej planety i kołyszące się skąpo odziane kobiety to zjawisko, które na szczęście dla marek takich jak Rolls-Royce czy Bentley schodzi powoli ze sceny. Wiek klientów Rolls Royce’a nieustannie maleje. Stąd wprowadzenie większej liczby modeli wyposażonych w coraz większe zasoby technologiczne. Po mniejszym modelu Ghost i coupe Wraith, przyszła pora na Cullinana, pierwszego SUV-a z przełomowym dla marki napędem obu osi, zbudowanym na tej samej płycie podłogowej, co nasz bohater. Wróćmy jednak do technologii – w Phantomie znajdziesz wszystko to, co w topowych wersjach niemieckich limuzyn, tutaj jednak skrzętniej ukryte, aby nie naruszać konserwatywnego charakteru marki. Aktywne zawieszenie przy współpracy z nawigacją satelitarną odpowiednio wpasuje się zawczasu w nadchodzący zakręt, a 8-biegowa skrzynia przygotuje najlepsze przełożenie. Kamery noktowizyjne, podgrzewane wszystkie podłokietniki, bajeczne dla zmęczonego karku poduszki przy zagłówkach… wymieniać można bez końca.
Istotne jest jednak to, w jaki sposób Phantom to wszystko robi. Świadomość, nie tania ostentacja – to łączy klientów Rolls-Royce’a wiernych starej szkole marki. Właściciel nowego modelu jednym guzikiem schowa wszelkie cyfrowe dobrodziejstwa, a w ich miejscu pojawią się analogowy zegarek lub galeria artefaktów. Wśród nich mogą znaleźć się np. słoje drzewa ze swojego ogrodu, jeśli spełni ono warunki jakościowe. U nas znalazła się dekoracyjna tkanina przypominająca nieco żałobny kir. Klient nasz pan.
Latający dywan
W kuluarach – bo sam Rolls Royce rzadko się chwali – mówi się, że Phantom to najcichsze produkowane obecnie auto na świecie. Po przebyciu blisko 3000 kilometrów, po drogach Polski, Litwy i Łotwy, mogę stwierdzić, że faktycznie były to jeden z najbardziej komfortowych dystansów mojego życia. Próżno szukać tu emocji z krwi i kości. Ich brak w przypadku Phantoma jest jednak emocją najwyższą z możliwych. Tradycyjne 6,75 litra w układzie V12 (od teraz wspierane podwójnym doładowaniem) radzi sobie z ważącą 2,5 tony limuzyną o aerodynamice stodoły nad wyraz dobrze. Nikomu oczywiście niczego udowadniać nie musi, ale pięć sekund do setki, 563 KM i 900 Nm momentu obrotowego to elementy dodatkowo umilające podróż. Względem poprzednika różnice nie są drastyczne, przynajmniej przy jednostajnej podróży.
Turbodoładowanie sprawia, że auto wciska w fotel przy każdej prędkości (poprzednik „tylko” przy tych z jedynką z przodu), ale przecież Phantom nie jest do wariactw, co potwierdzają też jego gabaryty. Preferuje kołysankę w przedziale 120-160 km/h oraz udowadnianie pasażerom, że nierówności na podmiejskich drogach po prostu nie istnieją. Starszy model sprawia wrażenie klasycystycznego salonu z wyraźną wonią antyku, czego w nowym modelu – przynajmniej póki co – brakuje.
Więcej przeczytasz w #4 Magazynie Motór
Nie zapomnij obserwować nas na Facebooku i Instagramie!
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Rolls-Royce Phantom test PL | Twój wizerunek
„Klasa sama w sobie” to powiedzenie wyświechtane, ale ten samochód nie ma rywali, dostojność to jego drugie imię. Bentley Mulsanne teoretycznie depcze mu po piętach, ale to wciąż nieco większy Flying Spur. Tu od razu warto przejść do odwiecznego „problemu”, zwłaszcza dla ludzi, których prędko nie będzie stać na takie auto – z kierowcą czy bez? Są jeszcze biznesmeni starej daty, którzy pracują 30 godzin na dobę i czas w podróży wolą spożytkować na drzemkę lub… pracę właśnie. Uważam jednak, że nie ma aut, którymi nie wypada jeździć samemu (poza Fordem Ka).
R-R sam w sobie jest szczytem prestiżu i dystyngowanej ostentacji, a przydzielanie sobie roli kierowcy lub pasażera zależne jest tak naprawdę od środowiska. Okazać się może, że decydując się na szofera skompromitujesz się w nim jeszcze bardziej, chyba że to ty dyktujesz jego zdanie – co przy tych pieniądzach też jest możliwe. Osobiście poprowadziłbym sam, bo za kierownicą jest niewiele mniej dobra, niż z tyłu. Ostatecznie i tak wybrałbym bardziej „kompaktowego” (wiem, że to słowo pasuje tutaj fatalnie) Ghosta, który jest szybszy, bardziej zwinny, tylko trochę mniej rzuca się w oczy i wciąż może wozić cię z tyłu przy nieco niższym poziomie komfortu (to znów nieodpowiedni zwrot). No i w kieszeni zostaje pół miliona złotych na drobne wydatki.
Rolls-Royce Phantom test PL | Konserwatywny minimalizm?
Dylematy Kowalskiego mamy już za sobą – przejdźmy do tego, co ważne. Z modernizacjami ikon motoryzacji jest trochę jak z odświeżeniem legendarnego dzieła sztuki lub operacją plastyczną pięknej kobiety, którą zna cały świat. Albo dwa w jednym – znajdźcie chirurga i wybitnego malarza, którzy stworzą na bazie klasyki nowoczesną Damę z łasiczką. Teoretycznie motyw kobiety do namalowania dla nowej ery, niby tylko operacja plastyczna twarzy, ale i jeden, i drugi dwa razy pomyśli, a potem odpuści. Brytyjczycy też długo rezygnowali, ale Phantom powoli przestawał być klasyczny, a stawał się przestarzały. Ciężko oceniać nowy model z poziomu skali auta po prostu luksusowego. Łatwiej kroki producenta odczytać zestawiając ze sobą dwa egzemplarze, które dzieli niemal 15 lat. Nikt nie pozwoliłby sobie tutaj na rewolucję. Jest więcej technologii LED, radarów i kamer. Wizualnie to tak naprawdę mocniejszy lifting, choć w aucie nie uświadczysz choćby śrubki przeniesionej z poprzednika. I Rolls-Royce nie kłamie, bo niezadowolony klient tej marki to jak policzek wymierzony królowej brytyjskiej przez kogoś, kto na przyjęciu w Pałacu Buckingham miał dostać polewkę z perliczki, a dostał z kaczki. Po prostu nie i już.
Rolls-Royce Phantom test PL | Duch tkwi w szczegółach
Duże okna i jeszcze większe połacie aluminium sprawiają, że Rolls-Royce Phantom wciąż wygląda jak czołg zbudowany dla najwyższego rangą zwierzchnika militarnego. Nowego i starego modelu nie sposób ze sobą pomylić, a jednocześnie ciężko wskazać istotne zmiany między generacjami. Rzecz ma się podobnie po otwarciu ogromnych, przyjemnie ciężkich (spokojnie, każde drzwi można zamknąć elektrycznie z zewnątrz i ze środka, aby nie nadwyrężyć mięśni) drzwi, które totalnie izolują od – przepraszam za wyrażenie, ale tylko ono skutecznie opisze te wrażenia – plebejskiego świata.
Aura spełnienia i satysfakcji dodatkowo rozświetlona przez gwieździsty sufit dekorowany diodami LED sprawia, że to co „tam” (w świecie poza kabiną wygłuszoną 130 kg izolacji) po prostu nie istnieje. Dzieje się jakby przed oczyma, ale za dwuwarstwowymi oknami i podwójną podłogą z poziomu wygodnego fotela w salonie. Kapcie są zbędne, stopy lepiej zanurzyć w głębokiej jagnięcej wełnie. Rolls-Royce mówi o budowie „architektury luksusu” – w takiej klasie ciężko wytyczać standardy, ale Brytyjczycy po prostu kontynuują dzieło zapoczątkowane już ponad 100 lat temu. Kontynuacja, ewolucja i oddanie historii to pojęcia, które krążyły między liczącymi 5,8 metra nadwoziami limuzyn, fotografowanych przez nas na terenie rybnickiej kopalni „Ignacy”.
Rolls-Royce Phantom test PL | Szacunek dla panienki
Zmieniają się auta, zmienia się też ich rynek (albo odwrotnie). W dobie coraz łatwiej zdobywanego pieniądza, elitarność przybiera różne formy. Moda przyszła z USA – ciemne szyby, złote felgi wielkości małej planety i kołyszące się skąpo odziane kobiety to zjawisko, które na szczęście dla marek takich jak Rolls-Royce czy Bentley schodzi powoli ze sceny. Wiek klientów Rolls Royce’a nieustannie maleje. Stąd wprowadzenie większej liczby modeli wyposażonych w coraz większe zasoby technologiczne. Po mniejszym modelu Ghost i coupe Wraith, przyszła pora na Cullinana, pierwszego SUV-a z przełomowym dla marki napędem obu osi, zbudowanym na tej samej płycie podłogowej, co nasz bohater. Wróćmy jednak do technologii – w Phantomie znajdziesz wszystko to, co w topowych wersjach niemieckich limuzyn, tutaj jednak skrzętniej ukryte, aby nie naruszać konserwatywnego charakteru marki. Aktywne zawieszenie przy współpracy z nawigacją satelitarną odpowiednio wpasuje się zawczasu w nadchodzący zakręt, a 8-biegowa skrzynia przygotuje najlepsze przełożenie. Kamery noktowizyjne, podgrzewane wszystkie podłokietniki, bajeczne dla zmęczonego karku poduszki przy zagłówkach… wymieniać można bez końca.
Istotne jest jednak to, w jaki sposób Phantom to wszystko robi. Świadomość, nie tania ostentacja – to łączy klientów Rolls-Royce’a wiernych starej szkole marki. Właściciel nowego modelu jednym guzikiem schowa wszelkie cyfrowe dobrodziejstwa, a w ich miejscu pojawią się analogowy zegarek lub galeria artefaktów. Wśród nich mogą znaleźć się np. słoje drzewa ze swojego ogrodu, jeśli spełni ono warunki jakościowe. U nas znalazła się dekoracyjna tkanina przypominająca nieco żałobny kir. Klient nasz pan.
Latający dywan
W kuluarach – bo sam Rolls Royce rzadko się chwali – mówi się, że Phantom to najcichsze produkowane obecnie auto na świecie. Po przebyciu blisko 3000 kilometrów, po drogach Polski, Litwy i Łotwy, mogę stwierdzić, że faktycznie były to jeden z najbardziej komfortowych dystansów mojego życia. Próżno szukać tu emocji z krwi i kości. Ich brak w przypadku Phantoma jest jednak emocją najwyższą z możliwych. Tradycyjne 6,75 litra w układzie V12 (od teraz wspierane podwójnym doładowaniem) radzi sobie z ważącą 2,5 tony limuzyną o aerodynamice stodoły nad wyraz dobrze. Nikomu oczywiście niczego udowadniać nie musi, ale pięć sekund do setki, 563 KM i 900 Nm momentu obrotowego to elementy dodatkowo umilające podróż. Względem poprzednika różnice nie są drastyczne, przynajmniej przy jednostajnej podróży.
Turbodoładowanie sprawia, że auto wciska w fotel przy każdej prędkości (poprzednik „tylko” przy tych z jedynką z przodu), ale przecież Phantom nie jest do wariactw, co potwierdzają też jego gabaryty. Preferuje kołysankę w przedziale 120-160 km/h oraz udowadnianie pasażerom, że nierówności na podmiejskich drogach po prostu nie istnieją. Starszy model sprawia wrażenie klasycystycznego salonu z wyraźną wonią antyku, czego w nowym modelu – przynajmniej póki co – brakuje.
Więcej przeczytasz w #4 Magazynie Motór