Moto Guzzi V11 Le Mans
Tekst: Jakub Ulaszek / Foto: fotomat.info
W latach 50. firma ta stworzyła fenomenalną wyścigówkę z ośmiocylindrowym silnikiem o pojemności 500 ccm. Motocykl był perełką technologiczną, co prawda szybką, ale niszczącą każde podwozie jakie było w owym czasie możliwe do skonstruowania, a to sprawiało, że nie odniósł większych sukcesów. Po wygaszeniu projektu V8, Moto Guzzi zaczęło borykać się z problemami finansowymi, które toczą je po dziś dzień. W kolejnych dekadach Włosi musieli się mierzyć z japońską rewolucją, co nie było proste przy potencjale małej fabryki, która często przechodziła perturbacje własnościowe. Pomimo tych niesprzyjających warunków włoska marka obrosła legendą. Głównie za sprawą swych charakterystycznych twinów z poprzecznie umieszczonymi cylindrami i niespotykanego nigdzie indziej stylu. Za sporą część tej legendy odpowiadają modele serii Le Mans rozpalające od 1976 roku serca kolejnych pokoleń fanów.
Ojcem koncepcji typoszeregu Le Mans jest genialny konstruktor Lino Tonti. W połowie lat 70. Moto Guzzi wystawiało swoje motocykle w wyścigach długodystansowych. Na bazie doświadczeń z tego typu imprez Włosi postanowili powalczyć o klientów lubujących się w jednośladach o sportowym zacięciu. Oprócz walki z Japończykami musieli się liczyć ze swoimi rodakami spod znaku Ducati. Le Mans doczekał się kilku generacji. Ostatnia debiutowała w 2001 roku i w owym czasie była najbardziej bezsensownym motocyklem na rynku. Dlaczego?
Patrząc na niego z dzisiejszej perspektywy, widzimy seksowną wyścigówkę w tak lubianym ostatnio stylu lat 70. Nic, tylko ubierać orzeszka, czarny oldskulowy kombinezon i gnać po górskich przełęczach w akompaniamencie twina chłodzonego wiatrem. Osiemnaście lat temu świat motocykli wyglądał jednak inaczej. Boom na cafe racery jeszcze się nie rozpoczął, a maszyny z bulwiastymi owiewkami traktowane były jak wstydliwe echa minionych czasów. W pierwszym sezonie XXI wieku liczyła się prędkość i moc. To wtedy debiutował Suzuki GSX-R 1000, a w salonach od trzech lat można było kupić Yamahę YZF-R1.
Segment retro jednoznacznie kojarzony był z Harleyem-Davidsonem i jego wszelkimi podróbkami. Problemem V11 Le Mans był brak segmentu, w którym mógłby spokojnie egzystować. Od biedy można by go uznać za rywala Kawasaki ZRX1200 R, ale to nadal za mało, by mógł zdobyć większą popularność. Na domiar złego dziennikarze, a nawet producent, przypisywali go do segmentu maszyn sportowych, gdzie był bez szans w porównaniu z japońską konkurencją. Moto Guzzi V11 Le Mans świata więc nie podbił, jest to najmniej popularna odmiana tego modelu i choć bez wątpienia w swoich czasach była bez sensu, to nie przeszkadza jej być najciekawszym Gutkiem ostatnich lat.
Jeśli mocno poszukamy, to znajdziemy producenta, który miał podobną ofertę do Moto Guzzi. Mam na myśli… BMW. Niemieckie boksery trafiały w podobny typ klientów. Po latach to Niemcy odcinają kupony od swojej historii, a nie Włosi. W tym przypadku jednak budżety obu producentów są odpowiedzią na pytanie, dlaczego Moto Guzzi działa bardziej kameralnie.
W 2019 roku segment retro wygląda zupełnie inaczej. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że w obecnej sytuacji rynkowej Moto Guzzi V11 Le Mans odnalazłoby się świetnie. W przeciwieństwie do współczesnych tuz schlebiających gustom miłośników klasyki, Gutek aż kipi realizmem. Nie zaprzeczam, że ciężko byłoby spełnić obecne normy, ale to są Włosi, a oni nie z takimi rzeczami dawali sobie radę. Niestety V11 Le Mans nie doczekał się następcy dostępnego obecnie w salonach. Możemy ten model traktować tylko jako młodego klasyka, bo choć jego metryka tego nie zdradza, jest to już jednośladowy youngtimer, coraz bardziej ceniony przez środowisko. Kupno zdrowego Gutka to sprawa niełatwa, ale nie niemożliwa. Czego idealnym dowodem jest sprzęt na zdjęciach. Pikanterii historii tej maszyny dodaje fakt, że jest to niezwykle rzadka wersja Tenni.
Moto Guzzi – legenda, Le Mans – legenda, a cóż oznacza „Tenni”? Jest to specjalna wersja modelu Le Mans, która oddaje hołd Omobono Tenniemu. Facet ten od 1933 do 1948 ścigał się w barwach Moto Guzzi. Dla włoskiej firmy wyjeździł 47 zwycięstw i choć firma jeszcze przez wiele lat odnosiła sukcesy, to właśnie Tenni został upamiętniony. Co ciekawe, nie tylko w modelu Le Mans. Kilka lat młodsze Griso również występowało w wersji Tenni. Ono jednak nie doczekało się seksownej owiewki.
Stężenie „legend” w tym modelu osiąga więc krytyczne wartości. Tenni od zwykłego Le Mans odróżnia się głównie specjalnym malowaniem, technicznie to ten sam motocykl, co standardowe Le Mans. Jest to jednak najrzadsza wersja tego modelu, powstało tylko 170 sztuk. Niewątpliwie wartość tego egzemplarza będzie tylko rosła, a pikanterii dodaje fakt, że jest to jedyne Tenni w naszym kraju. V11 to maszyna pełna sprzeczności. Z jednej strony można go uznać za przestarzałego, z drugiej – wiele podzespołów prezentuje najwyższy ówczesny poziom. Głównym czynnikiem decydującym o charakterze „bajka” jest silnik.
Widlasta dwójka połechce ego każdego fana klasyki.1064 ccm zaklęte w dwóch cylindrach chłodzonych powietrzem brzmi niesamowicie. Silnik wywodzi się z lat 70. i koncepcyjnie ma wiele wspólnego z pierwszym Le Mans, o czym świadczy chociażby rozrząd OHV, ale bezpośrednio piec ten pochodzi z modelu 1100 Sport. O nowoczesności może świadczyć obecność wtrysku paliwa, która w klasie dużych naked bike’ów nie była wtedy standardem. Ciekawostką jest również sześciobiegowa przekładnia. Jak każdy Gutek, tak i Le Mans posiada wał kardana. Dla jednych to zaleta, dla innych wada.
Więcej przeczytasz w #5 Magazynie Motór
Nie zapomnij obserwować nas na Facebooku i Instagramie!
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Moto Guzzi V11 Le Mans
Tekst: Jakub Ulaszek / Foto: fotomat.info
W latach 50. firma ta stworzyła fenomenalną wyścigówkę z ośmiocylindrowym silnikiem o pojemności 500 ccm. Motocykl był perełką technologiczną, co prawda szybką, ale niszczącą każde podwozie jakie było w owym czasie możliwe do skonstruowania, a to sprawiało, że nie odniósł większych sukcesów. Po wygaszeniu projektu V8, Moto Guzzi zaczęło borykać się z problemami finansowymi, które toczą je po dziś dzień. W kolejnych dekadach Włosi musieli się mierzyć z japońską rewolucją, co nie było proste przy potencjale małej fabryki, która często przechodziła perturbacje własnościowe. Pomimo tych niesprzyjających warunków włoska marka obrosła legendą. Głównie za sprawą swych charakterystycznych twinów z poprzecznie umieszczonymi cylindrami i niespotykanego nigdzie indziej stylu. Za sporą część tej legendy odpowiadają modele serii Le Mans rozpalające od 1976 roku serca kolejnych pokoleń fanów.
Ojcem koncepcji typoszeregu Le Mans jest genialny konstruktor Lino Tonti. W połowie lat 70. Moto Guzzi wystawiało swoje motocykle w wyścigach długodystansowych. Na bazie doświadczeń z tego typu imprez Włosi postanowili powalczyć o klientów lubujących się w jednośladach o sportowym zacięciu. Oprócz walki z Japończykami musieli się liczyć ze swoimi rodakami spod znaku Ducati. Le Mans doczekał się kilku generacji. Ostatnia debiutowała w 2001 roku i w owym czasie była najbardziej bezsensownym motocyklem na rynku. Dlaczego?
Patrząc na niego z dzisiejszej perspektywy, widzimy seksowną wyścigówkę w tak lubianym ostatnio stylu lat 70. Nic, tylko ubierać orzeszka, czarny oldskulowy kombinezon i gnać po górskich przełęczach w akompaniamencie twina chłodzonego wiatrem. Osiemnaście lat temu świat motocykli wyglądał jednak inaczej. Boom na cafe racery jeszcze się nie rozpoczął, a maszyny z bulwiastymi owiewkami traktowane były jak wstydliwe echa minionych czasów. W pierwszym sezonie XXI wieku liczyła się prędkość i moc. To wtedy debiutował Suzuki GSX-R 1000, a w salonach od trzech lat można było kupić Yamahę YZF-R1.
Segment retro jednoznacznie kojarzony był z Harleyem-Davidsonem i jego wszelkimi podróbkami. Problemem V11 Le Mans był brak segmentu, w którym mógłby spokojnie egzystować. Od biedy można by go uznać za rywala Kawasaki ZRX1200 R, ale to nadal za mało, by mógł zdobyć większą popularność. Na domiar złego dziennikarze, a nawet producent, przypisywali go do segmentu maszyn sportowych, gdzie był bez szans w porównaniu z japońską konkurencją. Moto Guzzi V11 Le Mans świata więc nie podbił, jest to najmniej popularna odmiana tego modelu i choć bez wątpienia w swoich czasach była bez sensu, to nie przeszkadza jej być najciekawszym Gutkiem ostatnich lat.
Jeśli mocno poszukamy, to znajdziemy producenta, który miał podobną ofertę do Moto Guzzi. Mam na myśli… BMW. Niemieckie boksery trafiały w podobny typ klientów. Po latach to Niemcy odcinają kupony od swojej historii, a nie Włosi. W tym przypadku jednak budżety obu producentów są odpowiedzią na pytanie, dlaczego Moto Guzzi działa bardziej kameralnie.
W 2019 roku segment retro wygląda zupełnie inaczej. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że w obecnej sytuacji rynkowej Moto Guzzi V11 Le Mans odnalazłoby się świetnie. W przeciwieństwie do współczesnych tuz schlebiających gustom miłośników klasyki, Gutek aż kipi realizmem. Nie zaprzeczam, że ciężko byłoby spełnić obecne normy, ale to są Włosi, a oni nie z takimi rzeczami dawali sobie radę. Niestety V11 Le Mans nie doczekał się następcy dostępnego obecnie w salonach. Możemy ten model traktować tylko jako młodego klasyka, bo choć jego metryka tego nie zdradza, jest to już jednośladowy youngtimer, coraz bardziej ceniony przez środowisko. Kupno zdrowego Gutka to sprawa niełatwa, ale nie niemożliwa. Czego idealnym dowodem jest sprzęt na zdjęciach. Pikanterii historii tej maszyny dodaje fakt, że jest to niezwykle rzadka wersja Tenni.
Moto Guzzi – legenda, Le Mans – legenda, a cóż oznacza „Tenni”? Jest to specjalna wersja modelu Le Mans, która oddaje hołd Omobono Tenniemu. Facet ten od 1933 do 1948 ścigał się w barwach Moto Guzzi. Dla włoskiej firmy wyjeździł 47 zwycięstw i choć firma jeszcze przez wiele lat odnosiła sukcesy, to właśnie Tenni został upamiętniony. Co ciekawe, nie tylko w modelu Le Mans. Kilka lat młodsze Griso również występowało w wersji Tenni. Ono jednak nie doczekało się seksownej owiewki.
Stężenie „legend” w tym modelu osiąga więc krytyczne wartości. Tenni od zwykłego Le Mans odróżnia się głównie specjalnym malowaniem, technicznie to ten sam motocykl, co standardowe Le Mans. Jest to jednak najrzadsza wersja tego modelu, powstało tylko 170 sztuk. Niewątpliwie wartość tego egzemplarza będzie tylko rosła, a pikanterii dodaje fakt, że jest to jedyne Tenni w naszym kraju. V11 to maszyna pełna sprzeczności. Z jednej strony można go uznać za przestarzałego, z drugiej – wiele podzespołów prezentuje najwyższy ówczesny poziom. Głównym czynnikiem decydującym o charakterze „bajka” jest silnik.
Widlasta dwójka połechce ego każdego fana klasyki.1064 ccm zaklęte w dwóch cylindrach chłodzonych powietrzem brzmi niesamowicie. Silnik wywodzi się z lat 70. i koncepcyjnie ma wiele wspólnego z pierwszym Le Mans, o czym świadczy chociażby rozrząd OHV, ale bezpośrednio piec ten pochodzi z modelu 1100 Sport. O nowoczesności może świadczyć obecność wtrysku paliwa, która w klasie dużych naked bike’ów nie była wtedy standardem. Ciekawostką jest również sześciobiegowa przekładnia. Jak każdy Gutek, tak i Le Mans posiada wał kardana. Dla jednych to zaleta, dla innych wada.