Aston Martin Vantage
Foto: Konrad Skura
Taki właśnie zabieg zaserwowali nowemu Vantage’owi Brytyjczycy. Powodem nawiązania współpracy nie było tylko ewidentnie odstawanie od konkurencji w aspektach technologicznych, ale i mocno konserwatywny design, który wciąż może się podobać, ale nie w aucie za 800 000 zł z używanymi egzemplarzamidostępnymi za pięć razy mniej. Zawiązano niemiecko-brytyjską kooperację, dzięki której pod maskę nowego kompaktowego Astona trafiło serce znane z Mercedesa AMG GT S. Wcześniej podobny zabieg przeprowadzono w większym DB11, a klientomumożliwiono postawienie na klasyczny silnik V12 lub lżejszy, bardziej wydajny, turbodoładowany V8 konstrukcji AMG. Na pokładzie pojawił się wówczas także niemiecki system inforozrywki. W Vantage’u zaadoptowano szereg rozwiązań systemowych, a nawet część wyposażenia wnętrza. Budzi to chwilami niesmak i swoiste odczucie porzucenia brytyjskiej charyzmy, ale z drugiej strony, to czemuś służy.
Aston Martin Vantage | EUFORIA PO STAGNACJI
Służy w głównej mierze emocjom, których w dotychczasowych Aston Martinach zaczynało brakować. Inaczej – zestarzały się, a emocje utrzymywane przez dłuższy czas przestają nimi być. Stylistyczne rewolucje to jedno, Aston Martin wkrótce stanie w brytyjskim szeregu producentów SUV-ów, obok Rolls-Royce’a i Bentleya. Skąd taka odwaga po dekadzie stagnacji? Rynek wymusił pewne ruchy, by marka znów stała siępożądana. Pomóc w tym ma właśnie portfel Mercedesa, który podobno kręci się obok fabryki w Gaydon,kalkulując ostrożnie, za ilemógłby wykupić markę lub część jej udziałów, o czym mówi się już od 2013 roku. Spekulacje odłóżmy jednak na bok, bo oto przed nami najnowsze dziecko Aston Martina – doładowany (w końcu lub niestety) Vantage z silnikiem V8.
Aston Martin Vantage | OSTROŻNIE Z TĄ ODWAGĄ
Musicie przyznać, że nie było to łatwe zadanie. Zaprezentować brytyjskie sportowe GT, w dodatku takiej marki, którego poprzednik święcił największe tryumfy ponad dekadę wcześniej. Klient jest wybredny, a i wybierać ma w czym. Design nowego Vantage’a pokazuje, że Brytyjczycy długo gryźli się z tematem, no i podeszli do tego dość odważnie. Warto wspomnieć, że za stylistykę (podobnie jak w przypadku modeli One-77, DBS, Rapide, Vanquish czy Vulcan) odpowiedzialny był Marek Reichman– Brytyjczyk o polskich korzeniach. Albo sami to dostrzegacie, albo jesteście z tych, którzy kiwają głową z aprobatą dla komentarzy innych, ale w sylwetce i detalach nadwozia nowego Aston Martina można dopatrzyć się różnych konotacji. Niestety głównie są to te niskobudżetowe powiązania.
Bryła – jak dla mnie majstersztyk. Napompowane, pnące się w przyciasnej koszulce mięśnie kreślą nadkola. Tył – również na plus. Ciekawie narysowano lampy idące przez całą szerokość nadwozia, zdecydowanie zaznaczono też obecność potężnego dyfuzora (a pomyślcie, że sportowe i mocniejsze wersje dopiero przed nami). Najwięcej kontrowersji bez wątpienia budzi przód nadwozia. Vantage jest mniejszym od DB11 modelem, ale to wciąż całkiem spore GT. Serwowanie więc malutkich reflektorów (zabieg zbliżony do nowej Mazdy MX-5) w mojej opinii nie byłonajlepszym posunięciem, choć pewnie podobnie jak w przypadku każdego nowego Porsche, odczekajmy chwilę i się przyzwyczaimy.
Aston Martin Vantage | TU I TERAZ
Po co ciągnąć te dywagacje. Podoba się albo nie. Dla mnie to projekt bardzo odważny jak na Aston Martina, ale uważam, że udany. Po dłuższej chwili obcowania z Vantage’em przekonuję się do niego. Proporcje ma fenomenalne, kreskę zdradzającą doświadczenie– widać tu kunszt i brak eksperymentów, choć linia jest niepowtarzalna. Dużo dzieje się też w środku, na wstępie z futurystycznie poprzycinaną kierownicą. Można się do niej przyzwyczaić, choć w szybkich zakrętach lub kontrowaniu poślizgu łatwo zapomnieć, że nie ma ona tradycyjnego kształtu. Konsola środkowa – wow. Połączenie bombowca ze statkiem kosmicznym – tu również trzeba chwili koncentracji, aby się odnaleźć, ale generalnie jest przejrzyście.
Brakuje bez wątpienia tradycyjnego dla marki miejsca na kluczyk. Niestety zdecydowano się w tym wypadku na przeszczep guzików wprost z AMG GT. Oczywiście gdyby nie świadomość tego, to całość prezentowałaby się mistrzowsko, a tak? Jest po prostu… bardzo dobrze. Auto odpowiednio przestronne, choć wyższym kierowcom może brakować miejsca na głowę. Fotele stworzono jednak z myślą o dalekiej podróży i choć nie wyglądają wyjątkowo rasowo, są po prostu wygodne.
Aston Martin Vantage | CHWILA PRAWDY
Czy te odważne zabiegi stylistyczne miały na celu coś więcej? Początkowo obawiałem się, że Aston Martin chce przykryć niemieckie nawiązania, okazuje się jednak, że nie ma czego tu kryć i Brytyjczycy mogą być zadowoleni z tej współpracy. Silnik oczywiście brzmi należycie, jak na auto Bonda przystało. Jeździ także nadspodziewanie dobrze. Bałem się rozkładu mas – w Mercedesie czujesz się, jakbyś siedział w szerszym i niższym aucie. Aston Martin Vantage lubi pulsującą ikonkę kontroli trakcji. Niezależnie od prędkości, przy zjeździe ze skrzyżowania, próbie wyprzedzenia innego auta, często lubi zamigotać. Jednocześnie jest dobrze wyważonym autem i łatwym w opanowaniu przy poślizgu. Krótkie zwisy i stosunkowo niewielki rozstaw osi sprawiają, że początkowo ciężko wyczuć jest granice, ale po wprawieniu i w odpowiednich rękach Vantage jest posłuszny jak baranek. Potrafi jednak napsocić.
510 KM oraz 685 Nm momentu obrotowego to już nie przelewki i potrafią zrobić z oponami prawdziwe zło. Przy dobrej trakcji – z miednicą i żebrami również. Świetnie radzi sobie 8-stopniowa automatyczna skrzynia biegów, która najlepiej reaguje na komendy w wyścigowym trybie pracy. Turbiny pełną mocą wkraczają dopiero na drugim biegu i to czuć (i słychać!). Nie jest to typowa turbo dziura, ale jednostka ta zachowuje się dość specyficznie, choć po kilkudziesięciu kilometrach można skutecznie korzystać z tego dmuchnięcia turbo. Przyzwyczaić musisz się do hamulców, które biorą dość późno, a sam lewy pedał działa trochę jak w cywilnym aucie, bez odpowiedniej twardości.
Aston Martin Vantage | TO W KOŃCU JAK?
Finalnie Aston Martin Vantage jest dokładnie tym, czego oczekiwałbym po klasycznym Vantage’u w nowym wydaniu. Odważny i elegancki zarazem, świetnie brzmi, znakomicie jeździ, prezentuje się zjawiskowo – jako całokształt. Oczywiście nowoczesne rozwiązania, nowa bryła czy zaadoptowane z innego auta podzespoły wymagają oswojenia. A czy to, że Aston Martin robi to ze wsparciem Mercedesa, komukolwiek i w czymkolwiek przeszkadza? Malkontentom na pewno. Prawda jest taka, że wpływy innych, większych marek niejednokrotnie uratowały liczne ikony motoryzacji. Kto wie, czy Niemcy nie fundują właśnie Aston Martinowi (i nam, a przynajmniej mi, ogromnemu fanowi brytyjskiej legendy) drugiego życia? Jeśli tak ma wyglądać dokładanie turbin do wolnossących silników i adoptowanie analogowych aut do nowoczesnych wymogów (rynku i klienta), to ja się na to piszę. Choć rezygnacji z legendarnych zegarów o przeciwbiegłych wskazówkach na rzecz banalnych, cyfrowych nie daruję!
Artykuł pochodzi z #3 Magazynu Motór
Zaobserwuj nas na Twitterze i Instagramie!
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Aston Martin Vantage
Foto: Konrad Skura
Taki właśnie zabieg zaserwowali nowemu Vantage’owi Brytyjczycy. Powodem nawiązania współpracy nie było tylko ewidentnie odstawanie od konkurencji w aspektach technologicznych, ale i mocno konserwatywny design, który wciąż może się podobać, ale nie w aucie za 800 000 zł z używanymi egzemplarzamidostępnymi za pięć razy mniej. Zawiązano niemiecko-brytyjską kooperację, dzięki której pod maskę nowego kompaktowego Astona trafiło serce znane z Mercedesa AMG GT S. Wcześniej podobny zabieg przeprowadzono w większym DB11, a klientomumożliwiono postawienie na klasyczny silnik V12 lub lżejszy, bardziej wydajny, turbodoładowany V8 konstrukcji AMG. Na pokładzie pojawił się wówczas także niemiecki system inforozrywki. W Vantage’u zaadoptowano szereg rozwiązań systemowych, a nawet część wyposażenia wnętrza. Budzi to chwilami niesmak i swoiste odczucie porzucenia brytyjskiej charyzmy, ale z drugiej strony, to czemuś służy.
Aston Martin Vantage | EUFORIA PO STAGNACJI
Służy w głównej mierze emocjom, których w dotychczasowych Aston Martinach zaczynało brakować. Inaczej – zestarzały się, a emocje utrzymywane przez dłuższy czas przestają nimi być. Stylistyczne rewolucje to jedno, Aston Martin wkrótce stanie w brytyjskim szeregu producentów SUV-ów, obok Rolls-Royce’a i Bentleya. Skąd taka odwaga po dekadzie stagnacji? Rynek wymusił pewne ruchy, by marka znów stała siępożądana. Pomóc w tym ma właśnie portfel Mercedesa, który podobno kręci się obok fabryki w Gaydon,kalkulując ostrożnie, za ilemógłby wykupić markę lub część jej udziałów, o czym mówi się już od 2013 roku. Spekulacje odłóżmy jednak na bok, bo oto przed nami najnowsze dziecko Aston Martina – doładowany (w końcu lub niestety) Vantage z silnikiem V8.
Aston Martin Vantage | OSTROŻNIE Z TĄ ODWAGĄ
Musicie przyznać, że nie było to łatwe zadanie. Zaprezentować brytyjskie sportowe GT, w dodatku takiej marki, którego poprzednik święcił największe tryumfy ponad dekadę wcześniej. Klient jest wybredny, a i wybierać ma w czym. Design nowego Vantage’a pokazuje, że Brytyjczycy długo gryźli się z tematem, no i podeszli do tego dość odważnie. Warto wspomnieć, że za stylistykę (podobnie jak w przypadku modeli One-77, DBS, Rapide, Vanquish czy Vulcan) odpowiedzialny był Marek Reichman– Brytyjczyk o polskich korzeniach. Albo sami to dostrzegacie, albo jesteście z tych, którzy kiwają głową z aprobatą dla komentarzy innych, ale w sylwetce i detalach nadwozia nowego Aston Martina można dopatrzyć się różnych konotacji. Niestety głównie są to te niskobudżetowe powiązania.
Bryła – jak dla mnie majstersztyk. Napompowane, pnące się w przyciasnej koszulce mięśnie kreślą nadkola. Tył – również na plus. Ciekawie narysowano lampy idące przez całą szerokość nadwozia, zdecydowanie zaznaczono też obecność potężnego dyfuzora (a pomyślcie, że sportowe i mocniejsze wersje dopiero przed nami). Najwięcej kontrowersji bez wątpienia budzi przód nadwozia. Vantage jest mniejszym od DB11 modelem, ale to wciąż całkiem spore GT. Serwowanie więc malutkich reflektorów (zabieg zbliżony do nowej Mazdy MX-5) w mojej opinii nie byłonajlepszym posunięciem, choć pewnie podobnie jak w przypadku każdego nowego Porsche, odczekajmy chwilę i się przyzwyczaimy.
Aston Martin Vantage | TU I TERAZ
Po co ciągnąć te dywagacje. Podoba się albo nie. Dla mnie to projekt bardzo odważny jak na Aston Martina, ale uważam, że udany. Po dłuższej chwili obcowania z Vantage’em przekonuję się do niego. Proporcje ma fenomenalne, kreskę zdradzającą doświadczenie– widać tu kunszt i brak eksperymentów, choć linia jest niepowtarzalna. Dużo dzieje się też w środku, na wstępie z futurystycznie poprzycinaną kierownicą. Można się do niej przyzwyczaić, choć w szybkich zakrętach lub kontrowaniu poślizgu łatwo zapomnieć, że nie ma ona tradycyjnego kształtu. Konsola środkowa – wow. Połączenie bombowca ze statkiem kosmicznym – tu również trzeba chwili koncentracji, aby się odnaleźć, ale generalnie jest przejrzyście.
Brakuje bez wątpienia tradycyjnego dla marki miejsca na kluczyk. Niestety zdecydowano się w tym wypadku na przeszczep guzików wprost z AMG GT. Oczywiście gdyby nie świadomość tego, to całość prezentowałaby się mistrzowsko, a tak? Jest po prostu… bardzo dobrze. Auto odpowiednio przestronne, choć wyższym kierowcom może brakować miejsca na głowę. Fotele stworzono jednak z myślą o dalekiej podróży i choć nie wyglądają wyjątkowo rasowo, są po prostu wygodne.
Aston Martin Vantage | CHWILA PRAWDY
Czy te odważne zabiegi stylistyczne miały na celu coś więcej? Początkowo obawiałem się, że Aston Martin chce przykryć niemieckie nawiązania, okazuje się jednak, że nie ma czego tu kryć i Brytyjczycy mogą być zadowoleni z tej współpracy. Silnik oczywiście brzmi należycie, jak na auto Bonda przystało. Jeździ także nadspodziewanie dobrze. Bałem się rozkładu mas – w Mercedesie czujesz się, jakbyś siedział w szerszym i niższym aucie. Aston Martin Vantage lubi pulsującą ikonkę kontroli trakcji. Niezależnie od prędkości, przy zjeździe ze skrzyżowania, próbie wyprzedzenia innego auta, często lubi zamigotać. Jednocześnie jest dobrze wyważonym autem i łatwym w opanowaniu przy poślizgu. Krótkie zwisy i stosunkowo niewielki rozstaw osi sprawiają, że początkowo ciężko wyczuć jest granice, ale po wprawieniu i w odpowiednich rękach Vantage jest posłuszny jak baranek. Potrafi jednak napsocić.
510 KM oraz 685 Nm momentu obrotowego to już nie przelewki i potrafią zrobić z oponami prawdziwe zło. Przy dobrej trakcji – z miednicą i żebrami również. Świetnie radzi sobie 8-stopniowa automatyczna skrzynia biegów, która najlepiej reaguje na komendy w wyścigowym trybie pracy. Turbiny pełną mocą wkraczają dopiero na drugim biegu i to czuć (i słychać!). Nie jest to typowa turbo dziura, ale jednostka ta zachowuje się dość specyficznie, choć po kilkudziesięciu kilometrach można skutecznie korzystać z tego dmuchnięcia turbo. Przyzwyczaić musisz się do hamulców, które biorą dość późno, a sam lewy pedał działa trochę jak w cywilnym aucie, bez odpowiedniej twardości.
Aston Martin Vantage | TO W KOŃCU JAK?
Finalnie Aston Martin Vantage jest dokładnie tym, czego oczekiwałbym po klasycznym Vantage’u w nowym wydaniu. Odważny i elegancki zarazem, świetnie brzmi, znakomicie jeździ, prezentuje się zjawiskowo – jako całokształt. Oczywiście nowoczesne rozwiązania, nowa bryła czy zaadoptowane z innego auta podzespoły wymagają oswojenia. A czy to, że Aston Martin robi to ze wsparciem Mercedesa, komukolwiek i w czymkolwiek przeszkadza? Malkontentom na pewno. Prawda jest taka, że wpływy innych, większych marek niejednokrotnie uratowały liczne ikony motoryzacji. Kto wie, czy Niemcy nie fundują właśnie Aston Martinowi (i nam, a przynajmniej mi, ogromnemu fanowi brytyjskiej legendy) drugiego życia? Jeśli tak ma wyglądać dokładanie turbin do wolnossących silników i adoptowanie analogowych aut do nowoczesnych wymogów (rynku i klienta), to ja się na to piszę. Choć rezygnacji z legendarnych zegarów o przeciwbiegłych wskazówkach na rzecz banalnych, cyfrowych nie daruję!