Kieszenie wypchane marzeniami, trochę wolnego czasu i studencka kreatywność. Okazuje się, że to wystarczy, by w 3 lata odwiedzić 34 państwa i przejechać wysłużonym busem 60 tysięcy kilometrów, czyli dystans półtorej długości równika. Przed wami: Andrzej, Arek, Piotrek, Przemek, Piotrek, Kamil i Dominik, czyli ekipa BUSiMY, która dzisiaj wyjątkowo mówiła jednym głosem.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Andrzej Bzowski
Czym są dla Was podróże?
Jest to pewien założony kilometraż plus dziesięć procent. Niektórzy z nas faktycznie nie potrafią usiedzieć kilku dni w domu, niesie nas czasami gdzieś w świat. Podróże to wyjazdy poza granicę kraju. Warto zaznaczyć, że przy wszystkich naszych wyjazdach nigdy nie nocowaliśmy w kraju, pierwsze kilkanaście godzin było po to, by odjechać jak najdalej, więc podróże dla nas rozpoczynają się już poza Polską.
Lubimy podróże, które sami organizujemy, nigdy nie interesowały nas wycieczki z biur podróży. Najbardziej znane atrakcje turystyczne przeważnie okazywały się najgorszymi podczas całego wyjazdu. Było tam mnóstwo ludzi, hałasu. Najciekawsze miejsca to te, które są wyszukane przez nas przypadkiem, które sami gdzieś odnajdujemy.
Jaka jest więc różnica między turystą a podróżnikiem.
Podróżnikowi nie przeszkadza to, że nie ma pieniędzy. Jak sobie założy jakiś plan, to na pewno uda mu się go zrealizować, tak było w naszym przypadku. No i zostaje coś jak wrócisz, bo jak jedziesz na wycieczkę dwutygodniową do Egiptu, to wrócisz co najwyżej opalony. Mógłbyś równie dobrze być nad jeziorem Zagłębocze. Turysta chce coś zobaczyć i wypocząć, a podróżnik chce coś przeżyć. Podróżnik nie do końca wie, co go spotka w podróży a turysta raczej tak.
Dlaczego zdecydowaliście się na podróżowanie starym Transitem?
Z lenistwa i z biedy (śmiech). Bo jak inaczej przejechać kilka tysięcy kilometrów tanim kosztem? Tym bardziej w dziewięć osób. Kolejna sprawa – jakbyś pojechał bez samochodu, to byś nie przywiózł z Bułgarii 30 butelek wina… na osobę (śmiech).
Byliśmy u kolegi w zimie i zastanawialiśmy się, co zrobić w wakacje, żeby jak najwięcej zwiedzić, pomyśleliśmy, że zrobimy coś szalonego. Obgadaliśmy pociągi, samoloty, stopa i kolega zaproponował, że można kupić busa dziewięcioosobowego na kategorię B.
A dlaczego akurat Ford? Chłopaki szukali najlepszego rozwiązania, najlepszego modelu samochodu, czytali różne opinie w Internecie. Prawdopodobnie wpisali w Google „Najlepszy samochód na świecie” i wyskoczył im stary Ford. Bo pokaż nam lepsze auto za 5 tys. zł, które pomieści 9 osób i będzie wręcz bezawaryjne. Teraz większość podróżników wybiera takie samochody, które uderzają w klasykę i lans, ale dla nas liczyła się niezawodność. Jak zaczynaliśmy, to nie nastawialiśmy się na media czy odbiór publiki, tylko chcieliśmy to zrobić dla nas samych. Był rok 2011, a my byliśmy na 3 roku studiów. Chcieliśmy się przejechać na wyprawę i sprzedać busa zaraz po niej. Ale za bardzo nam się spodobało.
Powiedzcie coś jeszcze na temat samego auta.
Busa kupiliśmy pod Włodawą. Rocznik 1995, 2,5 diesel. W przeszłości dowoził warzywa do sklepu spożywczego. Zapłaciliśmy za niego 5400 złotych. Zbieraliśmy co do grosza, we 4 się spłukaliśmy zupełnie, więc można dojść do wniosku, że bogaci nie byliśmy. Dopiero potem szukaliśmy ekipy.
Pomalowaliśmy go w barwy wakacyjne i po pierwszej wyprawie postanowiliśmy, że go zatrzymujemy i będziemy dalej podróżować. Po kolejnej zimie cały zardzewiał i musieliśmy większość karoserii wymienić i jeszcze raz pomalować, jak to Transit.
Ja chciałbym wrócić jeszcze do waszej pierwszej podróży, bo rozumiem, że nie mieliście dużego doświadczenia w podróżowaniu.
Cieszyliśmy się, jak wyjeżdżaliśmy z województwa, później jak przekraczaliśmy pierwszą granicę, ale dopiero jak minęliśmy Warszawę i Poznań, to uwierzyliśmy, że jedziemy. Rodzina i znajomi mówili, że nie zdążymy wyjechać za granicę, bo to się rozleci.
Co was w takim razie napędzało, żeby jechać dalej?
Diesel (śmiech). Sami siebie napędzaliśmy. Przed każdą wyprawą, jak już ją wcześniej planujemy, to są okresy, kiedy jesteśmy już nakręceni i chcemy jechać, np. w zimie już chcielibyśmy ruszyć, a potem jest chwila takiego zwątpienia, potem znowu się nakręcamy i tak naprawdę, dlatego, że tak duże jest nasze grono, ktoś coś działa i od razu druga osoba chce mu pomóc. Sami się nakręcamy w działaniu.
Niemcy, Holandia, Belgia, Francja, Hiszpania, ponownie Francja, Monako, Włochy, Austria, Czechy i do domu. Jak wam się udało to przejechać?
Szybko (śmiech). A dokładnie jechaliśmy 24 dni. Brakowało nam doświadczenia. Dużo rzeczy niepotrzebnych wzięliśmy, a dużo też brakowało. Przede wszystkim za dużo ubrań, brakowało większej kuchenki, lepszej organizacji, każdy robił dla siebie zakupy i wyglądało to tak, że jak zatrzymaliśmy się w jakimś mieście, to torby wylatywały z bagażnika, wyglądaliśmy jak stado cyganów. Każdy gotował sobie, a to zajmowało sporo czasu. Nie mieliśmy wody, dopiero później zamontowaliśmy 20-litrowe baniaki i mogliśmy wspólnie gotować, brać prysznic. Na pierwszej wyprawie jeździliśmy i szukaliśmy na polach namiotowych albo przy plaży miejsca, gdzie możemy wziąć prysznic, czasami traciliśmy na to cały dzień. I na każdym postoju trzeba było tę zgraje, która się rozpierzchła, zbierać. Aż dziwne, że po pierwszej wyprawie nam się nie odechciało.
Pomysł na trip na zachód Europy to dobry kierunek?
Nie najgorszy, wydawał nam się najbezpieczniejszy, jak na pierwszą wyprawę, a tak naprawdę dużo bezpieczniej czuliśmy się na wschodzie. Można tam rozbić się wszędzie na dziko i ludzie podchodzą z serdecznością, natomiast na zachodzie zaraz wzywają policje, mandaty i mogą być problemy za rozbijanie się na dziko.
Najgorsze jest to, że jedziesz na zachód, masz 120 Euro
i czujesz się po prostu jak dziad, nagle okazuje się, że nie stać cię, żeby zwiedzić te podstawowe miejsca i atrakcje. Za to jak pojedziesz na wschód, to czujesz się jak pan. Zwłaszcza Dominik nie czuł limitów, kiedy byliśmy na Ukrainie, głównie dlatego, że płacił kartą brata (śmiech).
Ile kosztowała was pierwsza wyprawa?
2500 złotych na osobę z kupnem busa. Ale wszystko to, co przeżyliśmy, było bezcenne, łącznie z odbiorem ludzi. Fanpage na Facebooku założyliśmy jakoś tak przed samym wyjazdem do Europy Zachodniej, by pokazywać znajomym, gdzie jesteśmy. Lokalne media to podchwyciły. Filmik z pierwszej podróży obejrzało 130 tysięcy osób. Pozytywne komentarze mobilizowały nas do tego, by zrobić coś jeszcze większego.
Druga wyprawa rok później, część chce jechać na północ, część na południe. Kto wpadł na pomysł, żeby to połączyć?
Było to możliwe dzięki wygranej w Familiadzie. Braliśmy udział w konkursach, czy to w radiu, czy na Facebooku. Determinacja, by wyjechać na ten drugi trip, była duża, no i w końcu się udało.
Najpierw była północ. Skandynawia… Piękne widoki, drogo, ale w zamian można odpocząć, poobcować z naturą. Potem przyjechaliśmy do Polski, zmieniliśmy trochę skład. Dwie dziewczyny zamieniliśmy na trzech chłopaków. Organizacyjnie świetny wyjazd, znakomicie się dogadywaliśmy.
Podróż na południe zaczęliśmy od Ukrainy, potem Krym, Rosja, Gruzja, Turcja, Grecja, Macedonia, Bułgaria, Rumunia, Węgry i Słowacja. Pierwszy raz zaczęliśmy odkrywać nowe atrakcje, np. jak podróżowaliśmy przez Gruzję, to zaczęliśmy się zastanawiać nad historią tego kraju, jak jechaliśmy daną drogą wojenną, to czytaliśmy artykuły dotyczące jej nazwy, historia Osetii i Abchazji, zaczęło nas to kręcić w taki sposób nie turystyczny a podróżniczy. Nie interesowały nas tylko piękne widoczki, ale też kultura i obyczaje państwa, w którym akurat byliśmy.
Po powrocie spotykaliśmy się codziennie przez 2 miesiące, to był trudny powrót do rzeczywistości.
W zeszłym roku zaplanowaliście mega wielki wyjazd BUSiMY do Ameryki Południowej, co się stało z jego realizacją?
Tu nie wystarczyło wsiąść w busa i pojechać, to nie było takie proste, bo wywiezienie busa do Ameryki Południowej to ogromny koszt. Byliśmy już wszyscy po studiach i każdy myślał w innych kategoriach, to czas, kiedy trzeba brać się za normalne życie. Wyprawa zajęłaby nam minimum 3 miesiące. Ale najważniejsze było to, że nie mieliśmy ekipy, zostały trzy osoby, a potrzebowaliśmy chociaż pięciu. Nie wszyscy chcieli się porwać na taki trip.
Gdyby skład się zebrał, to wtedy już koszty nie byłyby problemem?
Bankowo. To było tak, że już mieliśmy jechać, już strona z biletami była otwarta, już we czwórkę mieliśmy kupować i wtedy Przemek zrezygnował.
Czy ekipa bardzo na tym ucierpiała?
Nie, były potem jeszcze dwa wyjazdy na majówki po Bałkanach na 2 busy w 18 osób. Zabawa była przednia. (westchnienia)
Jak wyglądają relacje damsko-męskie podczas takiego wyjazdu?
Jakieś flirciki się zdarzają (śmiech). Generalnie dobieraliśmy tak ludzi, żeby się dogadywali, nie było z tym problemów. Jest ryzyko, że nawet jak kogoś znasz, to jednak podczas tak długiej podróży może wyjść jego nieciekawy charakter, ale nie było ekstremalnych sytuacji. Mieliśmy szczęście, mogło być dużo, dużo gorzej. Z wyprawy na wyprawę było coraz mniej problemów, a przygotowania trwały coraz krócej.
Czy inspirowaliście się jakąś ekipą, która też tak podróżuje?
Niektórzy nam to zarzucają, że naśladujemy ekipę Busem przez Świat, jednak kiedy kupowaliśmy busa, to nie wiedzieliśmy o nich, dopiero potem pojawiły się takie sugestie, że czerpiemy z pomysłów innych.
Po naszych podróżach powstało sporo takich ekip, może niekoniecznie wzorowali się na nas, ale idea, jaka im przyświeca, jest taka sama. Jak najbardziej popieramy nowe inicjatywy. To piękne urozmaicenie codziennego bytu. Jeden z ciekawszych okresów życia, miło wracać do tego i w naszym przypadku smutno, że to już minęło. Przez parę lat zobaczyliśmy tyle, co sporo osób nie zobaczy przez całe życie. Niestety, jest i ryzyko takich podróży, że chce się jeszcze więcej, można się od tego uzależnić.
Wielu z was mówi z nostalgią o tych wyprawach, widziałem, że niektórym łezka zakręciła się w oku.
Wróciliśmy do tego szarego życia, jesteśmy niczym nie wyróżniającymi się osobami. Ale tego, co przeżyliśmy i zobaczyliśmy, nikt nam nie zabierze. Takie wspomnienia są warte każdych pieniędzy, chociaż my ich akurat dużo nie wydaliśmy. W dodatku dużo się nauczyliśmy, podejścia do życia, spojrzenia trochę szerzej niż tylko na swoje własne podwórko, podróżowanie poszerza światopogląd. Do tego nauka współpracy z ludźmi, to na pewno procentuje później w pracy czy w rodzinie.
<Słuchając was, mam wrażenie, że wy jeszcze gdzieś pojedziecie wspólnie i przywieziecie podobne filmy, zdjęcia, historie.
Cały czas mamy nadzieje, że jeszcze gdzieś kiedyś pojedziemy, jeśli tylko będzie czas na to, może nie na tak długo, ale 2-3 tygodnie.
Dobrze, to jaki kierunek?
Jeśli chodzi o Europe, to kończą się regiony, gdzie można by pojechać. Może druga półkula, większość pracuje w branży budowlanej i w zimie jest martwy sezon, więc można wtedy wybrać się tam, gdzie jest ciepło i po prostu na miejscu kupić busa.
To jakie macie plany na sierpień? (śmiech)
A! Jeszcze jedno. Naprawdę nie mieliście żadnych awarii w 20-letnim, wysłużonym busie na dystansie 60 tys. km?!
Nie, a nawet jak już coś się zaczynało dziać na ostatnich podróżach, mówiliśmy do Przemka, który jest mechanikiem, „Ej, chyba coś się zepsuło, coś tak dziwnie stuka”, a on na to „Oj przeeestań, podgłośnij muzykę” (śmiech).
Chyba nie musimy dodawać, że nasz Transit przejechał ten dystans na jednym silniku. I zrobi jeszcze z milion. Co prawda, nie można go mocno piłować, bo sika olejem, staraliśmy się jeździć z górki na 6 biegu, czyli na luzie. Ogólnie sprawuje się bardzo dobrze, tylko nie wolno mu przeszkadzać.
Trzeba powiedzieć, że największy wkład w to, że nam się udało to wszystko zobaczyć i przeżyć, ma Transit. Brawo! (oklaski)
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Kieszenie wypchane marzeniami, trochę wolnego czasu i studencka kreatywność. Okazuje się, że to wystarczy, by w 3 lata odwiedzić 34 państwa i przejechać wysłużonym busem 60 tysięcy kilometrów, czyli dystans półtorej długości równika. Przed wami: Andrzej, Arek, Piotrek, Przemek, Piotrek, Kamil i Dominik, czyli ekipa BUSiMY, która dzisiaj wyjątkowo mówiła jednym głosem.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Andrzej Bzowski
Czym są dla Was podróże?
Jest to pewien założony kilometraż plus dziesięć procent. Niektórzy z nas faktycznie nie potrafią usiedzieć kilku dni w domu, niesie nas czasami gdzieś w świat. Podróże to wyjazdy poza granicę kraju. Warto zaznaczyć, że przy wszystkich naszych wyjazdach nigdy nie nocowaliśmy w kraju, pierwsze kilkanaście godzin było po to, by odjechać jak najdalej, więc podróże dla nas rozpoczynają się już poza Polską.
Lubimy podróże, które sami organizujemy, nigdy nie interesowały nas wycieczki z biur podróży. Najbardziej znane atrakcje turystyczne przeważnie okazywały się najgorszymi podczas całego wyjazdu. Było tam mnóstwo ludzi, hałasu. Najciekawsze miejsca to te, które są wyszukane przez nas przypadkiem, które sami gdzieś odnajdujemy.
Jaka jest więc różnica między turystą a podróżnikiem.
Podróżnikowi nie przeszkadza to, że nie ma pieniędzy. Jak sobie założy jakiś plan, to na pewno uda mu się go zrealizować, tak było w naszym przypadku. No i zostaje coś jak wrócisz, bo jak jedziesz na wycieczkę dwutygodniową do Egiptu, to wrócisz co najwyżej opalony. Mógłbyś równie dobrze być nad jeziorem Zagłębocze. Turysta chce coś zobaczyć i wypocząć, a podróżnik chce coś przeżyć. Podróżnik nie do końca wie, co go spotka w podróży a turysta raczej tak.
Dlaczego zdecydowaliście się na podróżowanie starym Transitem?
Z lenistwa i z biedy (śmiech). Bo jak inaczej przejechać kilka tysięcy kilometrów tanim kosztem? Tym bardziej w dziewięć osób. Kolejna sprawa – jakbyś pojechał bez samochodu, to byś nie przywiózł z Bułgarii 30 butelek wina… na osobę (śmiech).
Byliśmy u kolegi w zimie i zastanawialiśmy się, co zrobić w wakacje, żeby jak najwięcej zwiedzić, pomyśleliśmy, że zrobimy coś szalonego. Obgadaliśmy pociągi, samoloty, stopa i kolega zaproponował, że można kupić busa dziewięcioosobowego na kategorię B.
A dlaczego akurat Ford? Chłopaki szukali najlepszego rozwiązania, najlepszego modelu samochodu, czytali różne opinie w Internecie. Prawdopodobnie wpisali w Google „Najlepszy samochód na świecie” i wyskoczył im stary Ford. Bo pokaż nam lepsze auto za 5 tys. zł, które pomieści 9 osób i będzie wręcz bezawaryjne. Teraz większość podróżników wybiera takie samochody, które uderzają w klasykę i lans, ale dla nas liczyła się niezawodność. Jak zaczynaliśmy, to nie nastawialiśmy się na media czy odbiór publiki, tylko chcieliśmy to zrobić dla nas samych. Był rok 2011, a my byliśmy na 3 roku studiów. Chcieliśmy się przejechać na wyprawę i sprzedać busa zaraz po niej. Ale za bardzo nam się spodobało.
Powiedzcie coś jeszcze na temat samego auta.
Busa kupiliśmy pod Włodawą. Rocznik 1995, 2,5 diesel. W przeszłości dowoził warzywa do sklepu spożywczego. Zapłaciliśmy za niego 5400 złotych. Zbieraliśmy co do grosza, we 4 się spłukaliśmy zupełnie, więc można dojść do wniosku, że bogaci nie byliśmy. Dopiero potem szukaliśmy ekipy.
Pomalowaliśmy go w barwy wakacyjne i po pierwszej wyprawie postanowiliśmy, że go zatrzymujemy i będziemy dalej podróżować. Po kolejnej zimie cały zardzewiał i musieliśmy większość karoserii wymienić i jeszcze raz pomalować, jak to Transit.
Ja chciałbym wrócić jeszcze do waszej pierwszej podróży, bo rozumiem, że nie mieliście dużego doświadczenia w podróżowaniu.
Cieszyliśmy się, jak wyjeżdżaliśmy z województwa, później jak przekraczaliśmy pierwszą granicę, ale dopiero jak minęliśmy Warszawę i Poznań, to uwierzyliśmy, że jedziemy. Rodzina i znajomi mówili, że nie zdążymy wyjechać za granicę, bo to się rozleci.
Co was w takim razie napędzało, żeby jechać dalej?
Diesel (śmiech). Sami siebie napędzaliśmy. Przed każdą wyprawą, jak już ją wcześniej planujemy, to są okresy, kiedy jesteśmy już nakręceni i chcemy jechać, np. w zimie już chcielibyśmy ruszyć, a potem jest chwila takiego zwątpienia, potem znowu się nakręcamy i tak naprawdę, dlatego, że tak duże jest nasze grono, ktoś coś działa i od razu druga osoba chce mu pomóc. Sami się nakręcamy w działaniu.
Niemcy, Holandia, Belgia, Francja, Hiszpania, ponownie Francja, Monako, Włochy, Austria, Czechy i do domu. Jak wam się udało to przejechać?
Szybko (śmiech). A dokładnie jechaliśmy 24 dni. Brakowało nam doświadczenia. Dużo rzeczy niepotrzebnych wzięliśmy, a dużo też brakowało. Przede wszystkim za dużo ubrań, brakowało większej kuchenki, lepszej organizacji, każdy robił dla siebie zakupy i wyglądało to tak, że jak zatrzymaliśmy się w jakimś mieście, to torby wylatywały z bagażnika, wyglądaliśmy jak stado cyganów. Każdy gotował sobie, a to zajmowało sporo czasu. Nie mieliśmy wody, dopiero później zamontowaliśmy 20-litrowe baniaki i mogliśmy wspólnie gotować, brać prysznic. Na pierwszej wyprawie jeździliśmy i szukaliśmy na polach namiotowych albo przy plaży miejsca, gdzie możemy wziąć prysznic, czasami traciliśmy na to cały dzień. I na każdym postoju trzeba było tę zgraje, która się rozpierzchła, zbierać. Aż dziwne, że po pierwszej wyprawie nam się nie odechciało.
Pomysł na trip na zachód Europy to dobry kierunek?
Nie najgorszy, wydawał nam się najbezpieczniejszy, jak na pierwszą wyprawę, a tak naprawdę dużo bezpieczniej czuliśmy się na wschodzie. Można tam rozbić się wszędzie na dziko i ludzie podchodzą z serdecznością, natomiast na zachodzie zaraz wzywają policje, mandaty i mogą być problemy za rozbijanie się na dziko.
Najgorsze jest to, że jedziesz na zachód, masz 120 Euro
i czujesz się po prostu jak dziad, nagle okazuje się, że nie stać cię, żeby zwiedzić te podstawowe miejsca i atrakcje. Za to jak pojedziesz na wschód, to czujesz się jak pan. Zwłaszcza Dominik nie czuł limitów, kiedy byliśmy na Ukrainie, głównie dlatego, że płacił kartą brata (śmiech).
Ile kosztowała was pierwsza wyprawa?
2500 złotych na osobę z kupnem busa. Ale wszystko to, co przeżyliśmy, było bezcenne, łącznie z odbiorem ludzi. Fanpage na Facebooku założyliśmy jakoś tak przed samym wyjazdem do Europy Zachodniej, by pokazywać znajomym, gdzie jesteśmy. Lokalne media to podchwyciły. Filmik z pierwszej podróży obejrzało 130 tysięcy osób. Pozytywne komentarze mobilizowały nas do tego, by zrobić coś jeszcze większego.
Druga wyprawa rok później, część chce jechać na północ, część na południe. Kto wpadł na pomysł, żeby to połączyć?
Było to możliwe dzięki wygranej w Familiadzie. Braliśmy udział w konkursach, czy to w radiu, czy na Facebooku. Determinacja, by wyjechać na ten drugi trip, była duża, no i w końcu się udało.
Najpierw była północ. Skandynawia… Piękne widoki, drogo, ale w zamian można odpocząć, poobcować z naturą. Potem przyjechaliśmy do Polski, zmieniliśmy trochę skład. Dwie dziewczyny zamieniliśmy na trzech chłopaków. Organizacyjnie świetny wyjazd, znakomicie się dogadywaliśmy.
Podróż na południe zaczęliśmy od Ukrainy, potem Krym, Rosja, Gruzja, Turcja, Grecja, Macedonia, Bułgaria, Rumunia, Węgry i Słowacja. Pierwszy raz zaczęliśmy odkrywać nowe atrakcje, np. jak podróżowaliśmy przez Gruzję, to zaczęliśmy się zastanawiać nad historią tego kraju, jak jechaliśmy daną drogą wojenną, to czytaliśmy artykuły dotyczące jej nazwy, historia Osetii i Abchazji, zaczęło nas to kręcić w taki sposób nie turystyczny a podróżniczy. Nie interesowały nas tylko piękne widoczki, ale też kultura i obyczaje państwa, w którym akurat byliśmy.
Po powrocie spotykaliśmy się codziennie przez 2 miesiące, to był trudny powrót do rzeczywistości.
W zeszłym roku zaplanowaliście mega wielki wyjazd BUSiMY do Ameryki Południowej, co się stało z jego realizacją?
Tu nie wystarczyło wsiąść w busa i pojechać, to nie było takie proste, bo wywiezienie busa do Ameryki Południowej to ogromny koszt. Byliśmy już wszyscy po studiach i każdy myślał w innych kategoriach, to czas, kiedy trzeba brać się za normalne życie. Wyprawa zajęłaby nam minimum 3 miesiące. Ale najważniejsze było to, że nie mieliśmy ekipy, zostały trzy osoby, a potrzebowaliśmy chociaż pięciu. Nie wszyscy chcieli się porwać na taki trip.
Gdyby skład się zebrał, to wtedy już koszty nie byłyby problemem?
Bankowo. To było tak, że już mieliśmy jechać, już strona z biletami była otwarta, już we czwórkę mieliśmy kupować i wtedy Przemek zrezygnował.
Czy ekipa bardzo na tym ucierpiała?
Nie, były potem jeszcze dwa wyjazdy na majówki po Bałkanach na 2 busy w 18 osób. Zabawa była przednia. (westchnienia)
Jak wyglądają relacje damsko-męskie podczas takiego wyjazdu?
Jakieś flirciki się zdarzają (śmiech). Generalnie dobieraliśmy tak ludzi, żeby się dogadywali, nie było z tym problemów. Jest ryzyko, że nawet jak kogoś znasz, to jednak podczas tak długiej podróży może wyjść jego nieciekawy charakter, ale nie było ekstremalnych sytuacji. Mieliśmy szczęście, mogło być dużo, dużo gorzej. Z wyprawy na wyprawę było coraz mniej problemów, a przygotowania trwały coraz krócej.
Czy inspirowaliście się jakąś ekipą, która też tak podróżuje?
Niektórzy nam to zarzucają, że naśladujemy ekipę Busem przez Świat, jednak kiedy kupowaliśmy busa, to nie wiedzieliśmy o nich, dopiero potem pojawiły się takie sugestie, że czerpiemy z pomysłów innych.
Po naszych podróżach powstało sporo takich ekip, może niekoniecznie wzorowali się na nas, ale idea, jaka im przyświeca, jest taka sama. Jak najbardziej popieramy nowe inicjatywy. To piękne urozmaicenie codziennego bytu. Jeden z ciekawszych okresów życia, miło wracać do tego i w naszym przypadku smutno, że to już minęło. Przez parę lat zobaczyliśmy tyle, co sporo osób nie zobaczy przez całe życie. Niestety, jest i ryzyko takich podróży, że chce się jeszcze więcej, można się od tego uzależnić.
Wielu z was mówi z nostalgią o tych wyprawach, widziałem, że niektórym łezka zakręciła się w oku.
Wróciliśmy do tego szarego życia, jesteśmy niczym nie wyróżniającymi się osobami. Ale tego, co przeżyliśmy i zobaczyliśmy, nikt nam nie zabierze. Takie wspomnienia są warte każdych pieniędzy, chociaż my ich akurat dużo nie wydaliśmy. W dodatku dużo się nauczyliśmy, podejścia do życia, spojrzenia trochę szerzej niż tylko na swoje własne podwórko, podróżowanie poszerza światopogląd. Do tego nauka współpracy z ludźmi, to na pewno procentuje później w pracy czy w rodzinie.
<Słuchając was, mam wrażenie, że wy jeszcze gdzieś pojedziecie wspólnie i przywieziecie podobne filmy, zdjęcia, historie.
Cały czas mamy nadzieje, że jeszcze gdzieś kiedyś pojedziemy, jeśli tylko będzie czas na to, może nie na tak długo, ale 2-3 tygodnie.
Dobrze, to jaki kierunek?
Jeśli chodzi o Europe, to kończą się regiony, gdzie można by pojechać. Może druga półkula, większość pracuje w branży budowlanej i w zimie jest martwy sezon, więc można wtedy wybrać się tam, gdzie jest ciepło i po prostu na miejscu kupić busa.
To jakie macie plany na sierpień? (śmiech)
A! Jeszcze jedno. Naprawdę nie mieliście żadnych awarii w 20-letnim, wysłużonym busie na dystansie 60 tys. km?!
Nie, a nawet jak już coś się zaczynało dziać na ostatnich podróżach, mówiliśmy do Przemka, który jest mechanikiem, „Ej, chyba coś się zepsuło, coś tak dziwnie stuka”, a on na to „Oj przeeestań, podgłośnij muzykę” (śmiech).
Chyba nie musimy dodawać, że nasz Transit przejechał ten dystans na jednym silniku. I zrobi jeszcze z milion. Co prawda, nie można go mocno piłować, bo sika olejem, staraliśmy się jeździć z górki na 6 biegu, czyli na luzie. Ogólnie sprawuje się bardzo dobrze, tylko nie wolno mu przeszkadzać.
Trzeba powiedzieć, że największy wkład w to, że nam się udało to wszystko zobaczyć i przeżyć, ma Transit. Brawo! (oklaski)