Rat Tigra by Pirat | Przyzwyczailiśmy się już do wytartych dżinsów, postarzanych mebli czy filtrów retro z Instagrama, jednak estetyka samochodów popowodziowych wciąż nie może przebić się do mainstreamu. Wyglądają jak zatopione statki wyciągnięte po latach na suchy ląd. Zazwyczaj jeżdżą nimi osoby, którym w młodości marzyła się żegluga pod piracką banderą. Jedną z nich jest lubelski Jack Sparrow.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Michał Węgrzynek, Artur Woszak
Daniel Piróg, znany szerzej jako Pirat, jest jednym z bardziej rozpoznawalnych lubelskich motocelebrytów. Skąd ten przydomek? Wszystko zaczęło się jeszcze w podstawówce, kiedy nauczycielka przekręciła jego nazwisko i zamiast Piróga wywołała do tablicy Pirata.
Rat Tigra – jak to się zaczęło?
Nie wiedziała jeszcze wtedy, że wcale tak bardzo się nie pomyliła. Długie dredy, kolczyki, broda, tatuaże – z czasem rzeczywiście upodobnił się do bohatera filmu „Piraci z Karaibów”, podobno nieświadomie. A na statek, chociaż bardziej kuter, a właściwie małą tratwę, wybrał sobie Opla Tigrę.
Trafili na siebie przez przypadek. Kiedy pięć lat temu Daniel siedział z kolegami w barze, poradził jednemu z nich, żeby zrobił swój samochód w stylu pokrytego rdzą rata. Ten popukał się w czoło i powiedział: „Sam sobie zrób”. No i zrobił.
W tym celu odkupił od znajomego Tigrę. Miała kierownicę po złej stronie i, choć trudno w to uwierzyć, wyglądała jeszcze gorzej niż teraz. Prace tuningowe odbywały się u babci Pirata. Tarcze do szlifierki zdzierające lakier zużywały się równie szybko, co butelki piwa. Bywało, że Opel zsuwał się z podnośnika i wpadał do babcinego ogródka, niszcząc świeżo opielone grządki. A przecież można go było zakopać.
Rat Tigra – zmiany, zmiany
W ciągu tych pięciu lat Tigra przywdziewała sezonowe body kity. Były zielone felgi, stickerbomby, kolorowe felgi, pickupowa klapa (która mi podobała się najbardziej), czerwone felgi, walizka na dachu, a ostatnio także i rower, który jednak Daniel szybko zdjął, bo nie podobał się mamie kolegi. Teraz chce odejść od nieco cukierkowego wizerunku swojego auta na rzecz ciemnych kolorów, brudu i jeszcze większego „zeszczurzenia”.
Rat Tigra – rust, rat, rost style
Kolejna, niezrozumiała dla zwykłego Kowalskiego rzecz, to prześwit. Wysokość wydechu i zderzaka nad poziomem asfaltu wynosi około 2 cm, a bywało, o zgrozo, nawet mniej. Dlaczego tak nisko? Bo niżej już się nie da. To maksimum dla zawieszenia z Alledrogo, przy którym nie trzeba przerabiać amortyzatorów.
Gdy ktoś pyta, jak tym jeździć po nierównych lubelskich ulicach, odpowiada wymijająco: „Zawsze z kamienną twarzą”.
Styl Tigry wywołuje skrajne emocje. Jej właściciel może pochwalić się licznymi pucharami, zdobytymi na różnych zlotach i imprezach w całej Polsce. Na ulicy spotyka się z uśmiechami i machaniem przechodniów, ale zdarzają się też wyrazy dezaprobaty dla rost style’u. Pewnego razu po wyjściu z domu Daniel zobaczył na masce swojego zardzewiałego Opla obfitego pawia, jakiego zostawił mu nieznajomy. Widocznie był wyjątkowo zniesmaczony.
Jak zapewnia Pirat, Tigra, mimo wielu wad, ma u niego dożywocie i zapewne jeszcze nie raz zaskoczy lubelską publiczność. Jak to się mówi: stara miłość nie rdzewieje, chociaż w tym przypadku to chyba nie najlepsze określenie.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Rat Tigra by Pirat | Przyzwyczailiśmy się już do wytartych dżinsów, postarzanych mebli czy filtrów retro z Instagrama, jednak estetyka samochodów popowodziowych wciąż nie może przebić się do mainstreamu. Wyglądają jak zatopione statki wyciągnięte po latach na suchy ląd. Zazwyczaj jeżdżą nimi osoby, którym w młodości marzyła się żegluga pod piracką banderą. Jedną z nich jest lubelski Jack Sparrow.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Michał Węgrzynek, Artur Woszak
Daniel Piróg, znany szerzej jako Pirat, jest jednym z bardziej rozpoznawalnych lubelskich motocelebrytów. Skąd ten przydomek? Wszystko zaczęło się jeszcze w podstawówce, kiedy nauczycielka przekręciła jego nazwisko i zamiast Piróga wywołała do tablicy Pirata.
Rat Tigra – jak to się zaczęło?
Nie wiedziała jeszcze wtedy, że wcale tak bardzo się nie pomyliła. Długie dredy, kolczyki, broda, tatuaże – z czasem rzeczywiście upodobnił się do bohatera filmu „Piraci z Karaibów”, podobno nieświadomie. A na statek, chociaż bardziej kuter, a właściwie małą tratwę, wybrał sobie Opla Tigrę.
Trafili na siebie przez przypadek. Kiedy pięć lat temu Daniel siedział z kolegami w barze, poradził jednemu z nich, żeby zrobił swój samochód w stylu pokrytego rdzą rata. Ten popukał się w czoło i powiedział: „Sam sobie zrób”. No i zrobił.
W tym celu odkupił od znajomego Tigrę. Miała kierownicę po złej stronie i, choć trudno w to uwierzyć, wyglądała jeszcze gorzej niż teraz. Prace tuningowe odbywały się u babci Pirata. Tarcze do szlifierki zdzierające lakier zużywały się równie szybko, co butelki piwa. Bywało, że Opel zsuwał się z podnośnika i wpadał do babcinego ogródka, niszcząc świeżo opielone grządki. A przecież można go było zakopać.
Rat Tigra – zmiany, zmiany
W ciągu tych pięciu lat Tigra przywdziewała sezonowe body kity. Były zielone felgi, stickerbomby, kolorowe felgi, pickupowa klapa (która mi podobała się najbardziej), czerwone felgi, walizka na dachu, a ostatnio także i rower, który jednak Daniel szybko zdjął, bo nie podobał się mamie kolegi. Teraz chce odejść od nieco cukierkowego wizerunku swojego auta na rzecz ciemnych kolorów, brudu i jeszcze większego „zeszczurzenia”.
Rat Tigra – rust, rat, rost style
Kolejna, niezrozumiała dla zwykłego Kowalskiego rzecz, to prześwit. Wysokość wydechu i zderzaka nad poziomem asfaltu wynosi około 2 cm, a bywało, o zgrozo, nawet mniej. Dlaczego tak nisko? Bo niżej już się nie da. To maksimum dla zawieszenia z Alledrogo, przy którym nie trzeba przerabiać amortyzatorów.
Gdy ktoś pyta, jak tym jeździć po nierównych lubelskich ulicach, odpowiada wymijająco: „Zawsze z kamienną twarzą”.
Styl Tigry wywołuje skrajne emocje. Jej właściciel może pochwalić się licznymi pucharami, zdobytymi na różnych zlotach i imprezach w całej Polsce. Na ulicy spotyka się z uśmiechami i machaniem przechodniów, ale zdarzają się też wyrazy dezaprobaty dla rost style’u. Pewnego razu po wyjściu z domu Daniel zobaczył na masce swojego zardzewiałego Opla obfitego pawia, jakiego zostawił mu nieznajomy. Widocznie był wyjątkowo zniesmaczony.
Jak zapewnia Pirat, Tigra, mimo wielu wad, ma u niego dożywocie i zapewne jeszcze nie raz zaskoczy lubelską publiczność. Jak to się mówi: stara miłość nie rdzewieje, chociaż w tym przypadku to chyba nie najlepsze określenie.