Adam Brzezowski, Aerograf Lublin
To był jeden z przyjemniejszych wywiadów, jakie przyszło mi przeprowadzać. W pokoju szybko zrobiło się ciemno, a my byliśmy tak pochłonięci rozmową, że nie mieliśmy czasu zapalić światła. W takich momentach doceniasz ciężar słów, bo przecież tylko one były nam potrzebne. Czułem się trochę jak dziecko na kolonii, podczas całonocnej rozmowy z kumplem, który maluje aerografem, a rozmawialiśmy o sztuce, choć momentami wydawało mi się, że też o motoryzacji.
rozmawiał: Mateusz Cieślak, foto: Artur Woszak, archiwum prac Adama
Motór: Czy motoryzacja jest sztuką?
Adam Brzezowski: Tak. Uważam, że motoryzacja jest sztuką, ponieważ jest bryła i na dobrą sprawę niektóre obiekty motoryzacyjne wyglądają jak rzeźby. Tam i proporcje, i kolory są świetnie dobrane. Ja patrzę na to jak plastyk, tylko że to jest sztuka estetyczna, a nie konceptualna. Często łapię się na tym, że podziwiam jakiś samochód czy motocykl i jaram się, jakbym był w galerii i oglądał obrazy. Chociaż muszę przyznać, że bardziej podobają mi się motocykle, bo
w nich jest więcej tej rzeźby. Kiedy byłem na mistrzostwach custom bike’ów w Essen dwa lata temu, to niektóre motocykle były robione czysto ręcznie, rzeźbione ręcznie, w ornamentach i to już podchodzi pod sztukę klasyczną. Ale sam fakt, że patrzysz na motocykl i widzisz, że to wszystko jest zgrane – te proporcje, brak świateł pomiędzy elementami – wszystko jest spójne. A do tego plastyka taka obrazowa, że nie jest to kolorystyczny monolit, jest to fajnie rozbite, te kolory działają. Ja się tym właśnie najbardziej jaram. Czasami, gdy komuś o tym opowiadam, to patrzy na mnie jak na wariata i mówi: „Co ty opowiadasz, motór jak motór”.
Auta też, ale tu bardziej klasyczne, szczególnie jeśli są fajnie zrobione. Wtedy patrząc na nie, czuję się, jakbym oglądał obraz czy rzeźbę starego mistrza. Ale więcej plastyczności jest w motocyklach chyba.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Motór: Czy nie uważasz, że nowe samochody zatraciły gdzieś ten artyzm, romantyczny wymiar? Kiedyś dekada miała swój styl w projektowaniu – samochody były albo kanciaste, albo obłe. Dzisiaj wszystkie są praktycznie takie same.
Adam Brzezowski: Tak, tak właśnie jest. Ale to zapożyczanie jest widoczne także w sztuce. Współcześni artyści mniej tworzą, a więcej odnoszą się do innych, nie wszyscy oczywiście. Odnoszą się do Leonarda da Vinci w swoich obrazach, odnoszą się do Picassa i wielu innych znanych artystów, bazując na ich pomyśle, dlatego, że jest dużo bezpieczniej skorzystać ze sprawdzonej linii, niż zrobić coś nowego. Z drugiej strony wiele rzeczy zostało już zrobione i teraz trudniej jest stworzyć coś oryginalnego, co zrobi wrażenie. Owszem, da się, ale to wymaga większego wysiłku i większego nakładu pieniędzy.
Motór: Czy jesteśmy więc świadkami artystycznego upadku motoryzacji?
Adam Brzezowski: Sztuka zawsze rozwijała się na kanwie starych stylów, ale wywołana przez bunt. Wczesne prace Picassa były utrzymane w bardzo dobrym warsztacie, ale to właśnie indywidualizm, poszukiwania i eksperymenty wprowadziły go na trop kubizmu. Dzisiaj nie ma buntu, dzisiaj wszyscy ze sobą współpracują i powielają to, co już było. Mam na myśli zarówno motoryzację, jak i sztukę. Dlatego przestałem chodzić na wystawy do galerii. Nie odnajduję tam tego, na czym tak bardzo mi zależy i za czym coraz bardziej tęsknie. Dużo bardziej doceniam projekt starego motocykla, bo widzę tam przynajmniej ogrom pracy, jaki ktoś w niego włożył.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Motór: Skończyłeś wydział artystyczny UMCS, zapewne uważasz się za artystę...
Adam Brzezowski: Nie! Artysta to jest złe słowo. Zapytaj się na ulicy, kim jest artysta, to usłyszysz, że to ktoś dziwnie ubrany, dziwak. A co tworzy? Nie wiadomo. Aerograf to bardziej takie rzemiosło. Chciałem być kiedyś artystą, chciałem malować, malowałem zresztą, niektóre obrazy możesz zobaczyć na ścianie za sobą, ale zderzyłem się ze ścianą dziwnych układów i zależności. Trochę męczyli mnie mnie za to, że realistycznie malowałem, najlepiej gdybym podszedł do płótna, wziął pędzel, machnął nim ciap ciap i wtedy byłbym gość.
Nie lubię abstrakcji, bo nie lubię się zastanawiać, czy namalował to gość, puszczając pawia na płótno rano po imprezie, czy on miał jakiś zamysł. Jeszcze na tych pierwszych obrazach abstrakcyjnych było widać taką prawdę w nich, a teraz jest tylko naśladowanie. A ludzie to kupują, bo wygląda jak tamten. A już najbardziej jeśli czegoś nie rozumieją – „O, to już na pewno musi być sztuka”.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Motór: Co jeszcze widzisz swoim artystycznym okiem, kiedy patrzysz na motocykl lub samochód? Otwórz oczy mi i naszym czytelnikom.
Adam Brzezowski: Kiedy patrzysz na obiekt, to w twoim mózgu rodzi się emocja i niektórych emocji po prostu nie można opisać. Ja najbardziej patrzę na detale, wykończenia. Tak samo jest w malarstwie, gdzie na podstawie szczegółów możesz stwierdzić, czy jego twórca przyłożył się, czy nie. Są motocykle, na które patrzysz i już, wszystko widziałeś, nic nie przykuło twojej uwagi. A są też takie, na które możesz patrzeć godzinami i co chwilę coś będzie cię zaskakiwać – a to dźwigienka, a to jakieś zakończenie.
Jeśli chodzi o samochody, to najważniejsze są proporcje. Czasami patrzę na samochód i widzę, że dane rozciągnięcie ma sens, a czasami wydaje mi się, że komuś się machnęło, np. tył jest za krótki w proporcji do dachu itd. Wiadomo, figurę samochodu można zamykać w różnych bryłach – w prostokącie, trójkącie. To tak jak w malarstwie, Picasso zawsze zamykał figury w kole. Nasze oko lubi, jak coś jest proporcjonalne, symetryczne i zrównoważone. Już starożytni na to wpadli i tak jest do dzisiaj, taka już nasza natura.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Kiedy mówisz o tych detalach wykończenia, to przypomina mi się Steve Jobs, który mówił, że jeździ Mercedesem, ponieważ docenia to, że każdy element tego samochodu jest starannie zaprojektowany, że ktoś tworząc go, zastanawiał się, jak on ma wyglądać, do czego ma służyć i jeszcze raz jak on ma wyglądać.
W zupełności się z nim zgadzam, w dodatku sam przez dłuższy czas jeździłem „Beczką” i lubię Mercedesy (śmiech). Dzisiaj niestety element wykończenia ma wyglądać, ale przede wszystkim ma funkcjonować i być tani w produkcji. W samochodach 20-letnich i starszych czuć, że zostały wykonane manufakturowo, bardziej ręcznie, czuć ten romantyzm, o którym wspomniałeś, to dobre słowo. Kiedy dotykasz wnętrza starszych samochodów, czujesz dotyk dłoni, które je składały. Natomiast w nowych czuć tylko prasę, maszynę i komputer. Boli mnie to, że motoryzacja została spłycona, ogranicza się do maszyn, które mają być wygodne, funkcjonalne.
Dzisiaj twórcy, i to we wszystkich w zasadzie dziedzinach, uciekają od wysiłku manualnego. Kiedyś można było zweryfikować artystę po tym, jak budował portret trzema pociągnięciami szerokiego pędzla, precyzyjnym ruchem dłoni, która zbierała to doświadczenie przez wiele lat pracy. Dzisiaj często sztuka rozpoczyna się na etapie trzech pociągnięć, ale wówczas brakuje tego doświadczenia, tej ręki i tylko próbuje się nieudolnie naśladować. To samo widzę w motoryzacji.
Czy z motórami też się źle dzieje?
Raczej tak, ale może to wynika z tego, że nie lubię plastiku, nigdy nie lubiłem. Uwielbiam metal, drewno, skórę. W plastiku nie ma tego ciepła, tej iskry bożej, tego romantyzmu.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
No dobrze, ale zobacz, że w tej samej bryle samochodu czy motocykla z roku na rok trzeba zmieścić coraz więcej rzeczy – systemów bezpieczeństwa, udogodnień itd. I to wszystko musi być od siebie oddzielone i żyć własnym życiem.
Tak, ale po co tam jeszcze więcej tych rzeczy?
(śmiech) Jesteśmy po tej samej stronie barykady, ale OK, będę na moment rzecznikiem prasowym „nowoczesności”. Umieszczamy w samochodach więcej rzeczy, żeby je ulepszać, oraz czynić je bezpieczniejszymi.
Ale jaka jest wtedy przyjemność z jazdy, technologia ją nam odbiera. Jako nastoletni chłopak znalazłem na strychu ramę WSK-i 125. Mama nie chciała mi dać pieniędzy na motór, żebym się na nim nie zabił, więc poprosiłem przyjaciół o pomoc w skompletowaniu części. Kiedy już je miałem, za pomocą młotka i przecinaka wyciąłem kawałek ramy, żeby ja wygiąć. Z tyłu zmieściło się koło od malucha. Zbiornik założyłem od Junaka, przód od WSK-i Bąk, taki chopperowaty i kierownicę od amerykańskiego Cruisera, nóżki przeniosłem na przód. Pomalowałem go na czarno z czerwonym płomieniem. Jeździł dalej jak WSK, ale wyglądał jak prawdziwy amerykański chopper.
I wiesz co? Tam nie było technologii i dlatego wspominam go teraz z takim sentymentem.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Czym więc dla ciebie jest motocykl?
Motocykl jest synonimem wolności, którą w życiu cenię najbardziej. Motocykl to credo mojego życia. Gdy jedziesz motocyklem, to nie jesteś otoczony jakąś puszką, tylko czujesz świat dookoła, żyjesz. Zawsze kiedy miałem jakiś problem, to siadałem na motór, jechałem przed siebie
i pomagało.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Pochodzisz z Podkarpacia. Czym dla ciebie jest Lublin?
Lublin jest jak moja pierwsza WSK – trochę zardzewiały, można go nieco nagiąć, podmalować i dopasować do siebie, żeby żyło się tu przyjemnie. Lubię to miasto. Jest mnóstwo pracowni customowych, o których nie przypuszczałem, że istnieją. Duże firmy, które robią grube projekty na Zachód czy za granicę. Fajne jest to, że działają w takim swoim podziemiu, mam dużą frajdę, kiedy odkrywam nową. W zasadzie to większość tych firm łączy się ze mną, bo albo już dla nich coś malowałem, albo mamy wspólne projekty do zrealizowania.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Jak zacząłeś łączyć sztukę z motoryzacją?
Kiedyś byłem u znajomego i pokazał mi aerograf. Miałem go w rękach, pokazał jak to działa, efekty bardzo mi się spodobały. To doświadczenie dojrzewało we mnie przez rok. Wtedy kolega odnawiał gitarę i chciał, abym namalował mu na niej portret synka. Pędzlem nie wychodziło tak, jak chciałem, a że katował mnie mocno, to kupiłem w końcu ten aerograf, sprężarkę i namalowałem mu to. Z czasem zacząłem malować coraz więcej. W końcu postanowiłem pomalować swoją WSK-ę, na baku namalowałem wtedy dziewczynę. Zauważyłem, że zaczyna mi to wychodzić coraz lepiej. Zacząłem więcej czytać na ten temat i coraz bardziej się tym jarałem. Jednocześnie pracowałem w agencji reklamowej, w której pracowało mi się bardzo dobrze. Pewnego razu wyszedłem z ciemnego biura w podpiwniczeniu, by złapać zasięg i nagle uderzyło mnie w twarz takie mocne wiosenne słońce. Pomyślałem sobie wtedy: „I ja mam spędzić resztę życia w tej piwnicy?”. Od dłuższego czasu męczyła mnie już rutyna i brakowało mi tej wolności. Pomyślałem, że mógłbym rozwinąć tę raczkującą pasję do malowania aerografem. Trafił się w międzyczasie kask do pomalowania i zaświeciła mi się taka lampka, żeby zacząć to robić na serio. Z czasem zaczęło się pojawiać coraz więcej zamówień. Wyjechałem na Mistrzostwa Świata konstruktorów motocykli do Essen w Niemczech w 2013 roku i tam zobaczyłem, że to moje malowanie stoi jednak na jakimś przyzwoitym poziomie. Prawdziwy boom pojawił się w tym roku, kiedy malowałem kaski lubelskim żużlowcom. Dzisiaj mogę już przebierać w projektach.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Jak teraz wygląda twoje życie?
Jest podporządkowane motocyklom, co bardzo mnie cieszy. Chociaż czuję już coraz bardziej, że pasja przeradza się w pracę. Ale fajne w tym co robię, jest to, że każdy projekt jest czymś nowym, cały czas eksperymentuję, nie da się wpaść w rutynę. Maluję od klasyków po kompletnie schizowane projekty. Teraz przykładowo maluję m.in. rower w stylu Gwiezdnych wrót. Miałem rower, który klientka zażyczyła sobie w stylu pralki Frani, malowałem różowy motocykl z Królikiem Bugsem. Każdy jest inny. Jest stres, ale jest też przygoda. Poznaję dzięki temu mnóstwo osób, z którymi później utrzymuję kontakt.
To, co robisz, nie da się zamknąć w ramy jakiejś konwencji czasowej, tematycznej, ale też chyba i cenowej?
Adam Brzezowski: To jest najtrudniejsze. Chciałbym wygrać w totka
i malować ludziom za darmo, nie miałbym problemu wyceniania swojej pracy, czego bardzo nie lubię, bo z pomalowaniem roweru jest tyle samo pracy, co z pomalowaniem motocykla. Im bardziej jest coś drobnego, tym dłużej musisz nad tym posiedzieć. Mam zawsze dylemat, jak to wycenić, a każdy najpierw chce wiedzieć, ile to go będzie kosztowało, normalne. Dlatego czasami robię tak, że zawyżam cenę, żeby ewentualnie potem ją opuścić i kogoś pozytywnie zaskoczyć. Chociaż często mówię cenę minimalną, a potem tego żałuję, jak za długo maluję. Ale ja nie robię tego dla pieniędzy. Miłości nie da się zamienić na pieniądze.
Jesteś bardzo skromny, ale słyszałem, że masz pokaźne osiągnięcia na swoim koncie.
Adam Brzezowski: Motocykl, który malowałem, wygrał główną nagrodę w konkursie Crazy Bike na Scandinavian Motor Show-West Fredericia w Danii oraz Custombike 2013 w Niemczech. Byłem w szoku, ale zmotywowało mnie to do dalszego malowania. Tylko że ja nie umiem się z tego cieszyć. Mnie jara tworzenie, nie efekt końcowy. Jara mnie działanie, a nie to, co osiągnę.
Ale jesteś z tego dumny?
Jestem dumny z tego, że na chwilę udało mi się odzyskać wolność. Na chwilę, bo znowu praca zaczyna mnie przytłaczać. Muszę ją sobie uporządkować, muszę nauczyć swoich klientów cierpliwości, nie chcę pracować z terminem w głowie, chciałbym, aby oni to zrozumieli. To pewien zamach na moją wolność, do której uciekałem.
A wstydzisz się któregoś ze swoich projektów? Czy są rzeczy, których nigdy byś nie pomalował? Załóżmy, że przychodzi do ciebie pani z wibratorem, co robisz?
Adam Brzezowski: Nie, nie (śmiech). Ważny jest proces malowania, a nie przedmiot, który maluję. Czy to motocykl, rower, kask czy zapalniczka. Powiem więcej: może mi się nie podobać pomysł, ale ja to muszę tak pomalować, żeby mi się podobało, świetnym przykładem jest Królik Bugs na różowym tle.
Masz niesamowity talent, mógłbyś wyrobić sobie markę. Wydaje mi się, że nie zależy ci na tym, aby wyrobić sobie nazwisko, markę i tworzyć rzeczy klimatyczne, tak jak to robisz teraz, ale na większą skalę. Dlaczego?
Adam Brzezowski: Bo to nie jest zależne ode mnie, to przychodzi samo. Czasami widzę gdzieś w Internecie swoje prace i jest mi miło, ale nie przywiązuję do tego uwagi. Fajnie jest mieć markę, fajnie jest być rozpoznawalnym, ale są też koszty tego w przyszłości, boję się, że wpadnę w tę sieć grubych zleceń i tych ludzi typu „ĄĘ”. Niech to się dalej toczy samo.
A co chciałbyś pomalować?
Adam Brzezowski: Nie wiem, nigdy o tym nie myślałem, chciałbym pomalować swój motór, bo stoi od roku i nie mam na niego czasu. A co chciałbym na nim namalować? Obraz, prawdziwy obraz, który będzie wyglądał, jakby ktoś go zdjął ze ściany i nałożył na silnik, ramę, bak. Kiedyś widziałem tak przeniesione kobiety Rubensa na motocykl i bardzo mi się spodobało. Nie wybiegam jednak zbytnio myślami do przodu, bo to mnie czyni wolnym. Wybieganie w przyszłość zniewala. Cieszę się tylko z tego, że mogę łączyć swoje dwie największe pasje – aerograf i motocykl. I nie zmusisz mnie do wybiegania w przyszłość (śmiech).
Wolność, motocykl, wiatr we włosach, wiatr, powietrze, aero, aerograf.
Adam Brzezowski: Hah! Świetnie to połączyłeś... Nawet nie wiem jak mógłbym to skomentować.
Nie musisz – jesteś wolny.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Adam Brzezowski, Aerograf Lublin
To był jeden z przyjemniejszych wywiadów, jakie przyszło mi przeprowadzać. W pokoju szybko zrobiło się ciemno, a my byliśmy tak pochłonięci rozmową, że nie mieliśmy czasu zapalić światła. W takich momentach doceniasz ciężar słów, bo przecież tylko one były nam potrzebne. Czułem się trochę jak dziecko na kolonii, podczas całonocnej rozmowy z kumplem, który maluje aerografem, a rozmawialiśmy o sztuce, choć momentami wydawało mi się, że też o motoryzacji.
rozmawiał: Mateusz Cieślak, foto: Artur Woszak, archiwum prac Adama
Motór: Czy motoryzacja jest sztuką?
Adam Brzezowski: Tak. Uważam, że motoryzacja jest sztuką, ponieważ jest bryła i na dobrą sprawę niektóre obiekty motoryzacyjne wyglądają jak rzeźby. Tam i proporcje, i kolory są świetnie dobrane. Ja patrzę na to jak plastyk, tylko że to jest sztuka estetyczna, a nie konceptualna. Często łapię się na tym, że podziwiam jakiś samochód czy motocykl i jaram się, jakbym był w galerii i oglądał obrazy. Chociaż muszę przyznać, że bardziej podobają mi się motocykle, bo
w nich jest więcej tej rzeźby. Kiedy byłem na mistrzostwach custom bike’ów w Essen dwa lata temu, to niektóre motocykle były robione czysto ręcznie, rzeźbione ręcznie, w ornamentach i to już podchodzi pod sztukę klasyczną. Ale sam fakt, że patrzysz na motocykl i widzisz, że to wszystko jest zgrane – te proporcje, brak świateł pomiędzy elementami – wszystko jest spójne. A do tego plastyka taka obrazowa, że nie jest to kolorystyczny monolit, jest to fajnie rozbite, te kolory działają. Ja się tym właśnie najbardziej jaram. Czasami, gdy komuś o tym opowiadam, to patrzy na mnie jak na wariata i mówi: „Co ty opowiadasz, motór jak motór”.
Auta też, ale tu bardziej klasyczne, szczególnie jeśli są fajnie zrobione. Wtedy patrząc na nie, czuję się, jakbym oglądał obraz czy rzeźbę starego mistrza. Ale więcej plastyczności jest w motocyklach chyba.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Motór: Czy nie uważasz, że nowe samochody zatraciły gdzieś ten artyzm, romantyczny wymiar? Kiedyś dekada miała swój styl w projektowaniu – samochody były albo kanciaste, albo obłe. Dzisiaj wszystkie są praktycznie takie same.
Adam Brzezowski: Tak, tak właśnie jest. Ale to zapożyczanie jest widoczne także w sztuce. Współcześni artyści mniej tworzą, a więcej odnoszą się do innych, nie wszyscy oczywiście. Odnoszą się do Leonarda da Vinci w swoich obrazach, odnoszą się do Picassa i wielu innych znanych artystów, bazując na ich pomyśle, dlatego, że jest dużo bezpieczniej skorzystać ze sprawdzonej linii, niż zrobić coś nowego. Z drugiej strony wiele rzeczy zostało już zrobione i teraz trudniej jest stworzyć coś oryginalnego, co zrobi wrażenie. Owszem, da się, ale to wymaga większego wysiłku i większego nakładu pieniędzy.
Motór: Czy jesteśmy więc świadkami artystycznego upadku motoryzacji?
Adam Brzezowski: Sztuka zawsze rozwijała się na kanwie starych stylów, ale wywołana przez bunt. Wczesne prace Picassa były utrzymane w bardzo dobrym warsztacie, ale to właśnie indywidualizm, poszukiwania i eksperymenty wprowadziły go na trop kubizmu. Dzisiaj nie ma buntu, dzisiaj wszyscy ze sobą współpracują i powielają to, co już było. Mam na myśli zarówno motoryzację, jak i sztukę. Dlatego przestałem chodzić na wystawy do galerii. Nie odnajduję tam tego, na czym tak bardzo mi zależy i za czym coraz bardziej tęsknie. Dużo bardziej doceniam projekt starego motocykla, bo widzę tam przynajmniej ogrom pracy, jaki ktoś w niego włożył.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Motór: Skończyłeś wydział artystyczny UMCS, zapewne uważasz się za artystę...
Adam Brzezowski: Nie! Artysta to jest złe słowo. Zapytaj się na ulicy, kim jest artysta, to usłyszysz, że to ktoś dziwnie ubrany, dziwak. A co tworzy? Nie wiadomo. Aerograf to bardziej takie rzemiosło. Chciałem być kiedyś artystą, chciałem malować, malowałem zresztą, niektóre obrazy możesz zobaczyć na ścianie za sobą, ale zderzyłem się ze ścianą dziwnych układów i zależności. Trochę męczyli mnie mnie za to, że realistycznie malowałem, najlepiej gdybym podszedł do płótna, wziął pędzel, machnął nim ciap ciap i wtedy byłbym gość.
Nie lubię abstrakcji, bo nie lubię się zastanawiać, czy namalował to gość, puszczając pawia na płótno rano po imprezie, czy on miał jakiś zamysł. Jeszcze na tych pierwszych obrazach abstrakcyjnych było widać taką prawdę w nich, a teraz jest tylko naśladowanie. A ludzie to kupują, bo wygląda jak tamten. A już najbardziej jeśli czegoś nie rozumieją – „O, to już na pewno musi być sztuka”.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Motór: Co jeszcze widzisz swoim artystycznym okiem, kiedy patrzysz na motocykl lub samochód? Otwórz oczy mi i naszym czytelnikom.
Adam Brzezowski: Kiedy patrzysz na obiekt, to w twoim mózgu rodzi się emocja i niektórych emocji po prostu nie można opisać. Ja najbardziej patrzę na detale, wykończenia. Tak samo jest w malarstwie, gdzie na podstawie szczegółów możesz stwierdzić, czy jego twórca przyłożył się, czy nie. Są motocykle, na które patrzysz i już, wszystko widziałeś, nic nie przykuło twojej uwagi. A są też takie, na które możesz patrzeć godzinami i co chwilę coś będzie cię zaskakiwać – a to dźwigienka, a to jakieś zakończenie.
Jeśli chodzi o samochody, to najważniejsze są proporcje. Czasami patrzę na samochód i widzę, że dane rozciągnięcie ma sens, a czasami wydaje mi się, że komuś się machnęło, np. tył jest za krótki w proporcji do dachu itd. Wiadomo, figurę samochodu można zamykać w różnych bryłach – w prostokącie, trójkącie. To tak jak w malarstwie, Picasso zawsze zamykał figury w kole. Nasze oko lubi, jak coś jest proporcjonalne, symetryczne i zrównoważone. Już starożytni na to wpadli i tak jest do dzisiaj, taka już nasza natura.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Kiedy mówisz o tych detalach wykończenia, to przypomina mi się Steve Jobs, który mówił, że jeździ Mercedesem, ponieważ docenia to, że każdy element tego samochodu jest starannie zaprojektowany, że ktoś tworząc go, zastanawiał się, jak on ma wyglądać, do czego ma służyć i jeszcze raz jak on ma wyglądać.
W zupełności się z nim zgadzam, w dodatku sam przez dłuższy czas jeździłem „Beczką” i lubię Mercedesy (śmiech). Dzisiaj niestety element wykończenia ma wyglądać, ale przede wszystkim ma funkcjonować i być tani w produkcji. W samochodach 20-letnich i starszych czuć, że zostały wykonane manufakturowo, bardziej ręcznie, czuć ten romantyzm, o którym wspomniałeś, to dobre słowo. Kiedy dotykasz wnętrza starszych samochodów, czujesz dotyk dłoni, które je składały. Natomiast w nowych czuć tylko prasę, maszynę i komputer. Boli mnie to, że motoryzacja została spłycona, ogranicza się do maszyn, które mają być wygodne, funkcjonalne.
Dzisiaj twórcy, i to we wszystkich w zasadzie dziedzinach, uciekają od wysiłku manualnego. Kiedyś można było zweryfikować artystę po tym, jak budował portret trzema pociągnięciami szerokiego pędzla, precyzyjnym ruchem dłoni, która zbierała to doświadczenie przez wiele lat pracy. Dzisiaj często sztuka rozpoczyna się na etapie trzech pociągnięć, ale wówczas brakuje tego doświadczenia, tej ręki i tylko próbuje się nieudolnie naśladować. To samo widzę w motoryzacji.
Czy z motórami też się źle dzieje?
Raczej tak, ale może to wynika z tego, że nie lubię plastiku, nigdy nie lubiłem. Uwielbiam metal, drewno, skórę. W plastiku nie ma tego ciepła, tej iskry bożej, tego romantyzmu.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
No dobrze, ale zobacz, że w tej samej bryle samochodu czy motocykla z roku na rok trzeba zmieścić coraz więcej rzeczy – systemów bezpieczeństwa, udogodnień itd. I to wszystko musi być od siebie oddzielone i żyć własnym życiem.
Tak, ale po co tam jeszcze więcej tych rzeczy?
(śmiech) Jesteśmy po tej samej stronie barykady, ale OK, będę na moment rzecznikiem prasowym „nowoczesności”. Umieszczamy w samochodach więcej rzeczy, żeby je ulepszać, oraz czynić je bezpieczniejszymi.
Ale jaka jest wtedy przyjemność z jazdy, technologia ją nam odbiera. Jako nastoletni chłopak znalazłem na strychu ramę WSK-i 125. Mama nie chciała mi dać pieniędzy na motór, żebym się na nim nie zabił, więc poprosiłem przyjaciół o pomoc w skompletowaniu części. Kiedy już je miałem, za pomocą młotka i przecinaka wyciąłem kawałek ramy, żeby ja wygiąć. Z tyłu zmieściło się koło od malucha. Zbiornik założyłem od Junaka, przód od WSK-i Bąk, taki chopperowaty i kierownicę od amerykańskiego Cruisera, nóżki przeniosłem na przód. Pomalowałem go na czarno z czerwonym płomieniem. Jeździł dalej jak WSK, ale wyglądał jak prawdziwy amerykański chopper.
I wiesz co? Tam nie było technologii i dlatego wspominam go teraz z takim sentymentem.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Czym więc dla ciebie jest motocykl?
Motocykl jest synonimem wolności, którą w życiu cenię najbardziej. Motocykl to credo mojego życia. Gdy jedziesz motocyklem, to nie jesteś otoczony jakąś puszką, tylko czujesz świat dookoła, żyjesz. Zawsze kiedy miałem jakiś problem, to siadałem na motór, jechałem przed siebie
i pomagało.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Pochodzisz z Podkarpacia. Czym dla ciebie jest Lublin?
Lublin jest jak moja pierwsza WSK – trochę zardzewiały, można go nieco nagiąć, podmalować i dopasować do siebie, żeby żyło się tu przyjemnie. Lubię to miasto. Jest mnóstwo pracowni customowych, o których nie przypuszczałem, że istnieją. Duże firmy, które robią grube projekty na Zachód czy za granicę. Fajne jest to, że działają w takim swoim podziemiu, mam dużą frajdę, kiedy odkrywam nową. W zasadzie to większość tych firm łączy się ze mną, bo albo już dla nich coś malowałem, albo mamy wspólne projekty do zrealizowania.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Jak zacząłeś łączyć sztukę z motoryzacją?
Kiedyś byłem u znajomego i pokazał mi aerograf. Miałem go w rękach, pokazał jak to działa, efekty bardzo mi się spodobały. To doświadczenie dojrzewało we mnie przez rok. Wtedy kolega odnawiał gitarę i chciał, abym namalował mu na niej portret synka. Pędzlem nie wychodziło tak, jak chciałem, a że katował mnie mocno, to kupiłem w końcu ten aerograf, sprężarkę i namalowałem mu to. Z czasem zacząłem malować coraz więcej. W końcu postanowiłem pomalować swoją WSK-ę, na baku namalowałem wtedy dziewczynę. Zauważyłem, że zaczyna mi to wychodzić coraz lepiej. Zacząłem więcej czytać na ten temat i coraz bardziej się tym jarałem. Jednocześnie pracowałem w agencji reklamowej, w której pracowało mi się bardzo dobrze. Pewnego razu wyszedłem z ciemnego biura w podpiwniczeniu, by złapać zasięg i nagle uderzyło mnie w twarz takie mocne wiosenne słońce. Pomyślałem sobie wtedy: „I ja mam spędzić resztę życia w tej piwnicy?”. Od dłuższego czasu męczyła mnie już rutyna i brakowało mi tej wolności. Pomyślałem, że mógłbym rozwinąć tę raczkującą pasję do malowania aerografem. Trafił się w międzyczasie kask do pomalowania i zaświeciła mi się taka lampka, żeby zacząć to robić na serio. Z czasem zaczęło się pojawiać coraz więcej zamówień. Wyjechałem na Mistrzostwa Świata konstruktorów motocykli do Essen w Niemczech w 2013 roku i tam zobaczyłem, że to moje malowanie stoi jednak na jakimś przyzwoitym poziomie. Prawdziwy boom pojawił się w tym roku, kiedy malowałem kaski lubelskim żużlowcom. Dzisiaj mogę już przebierać w projektach.
Adam Brzezowski, aerograf Lublin
Jak teraz wygląda twoje życie?
Jest podporządkowane motocyklom, co bardzo mnie cieszy. Chociaż czuję już coraz bardziej, że pasja przeradza się w pracę. Ale fajne w tym co robię, jest to, że każdy projekt jest czymś nowym, cały czas eksperymentuję, nie da się wpaść w rutynę. Maluję od klasyków po kompletnie schizowane projekty. Teraz przykładowo maluję m.in. rower w stylu Gwiezdnych wrót. Miałem rower, który klientka zażyczyła sobie w stylu pralki Frani, malowałem różowy motocykl z Królikiem Bugsem. Każdy jest inny. Jest stres, ale jest też przygoda. Poznaję dzięki temu mnóstwo osób, z którymi później utrzymuję kontakt.
To, co robisz, nie da się zamknąć w ramy jakiejś konwencji czasowej, tematycznej, ale też chyba i cenowej?
Adam Brzezowski: To jest najtrudniejsze. Chciałbym wygrać w totka
i malować ludziom za darmo, nie miałbym problemu wyceniania swojej pracy, czego bardzo nie lubię, bo z pomalowaniem roweru jest tyle samo pracy, co z pomalowaniem motocykla. Im bardziej jest coś drobnego, tym dłużej musisz nad tym posiedzieć. Mam zawsze dylemat, jak to wycenić, a każdy najpierw chce wiedzieć, ile to go będzie kosztowało, normalne. Dlatego czasami robię tak, że zawyżam cenę, żeby ewentualnie potem ją opuścić i kogoś pozytywnie zaskoczyć. Chociaż często mówię cenę minimalną, a potem tego żałuję, jak za długo maluję. Ale ja nie robię tego dla pieniędzy. Miłości nie da się zamienić na pieniądze.
Jesteś bardzo skromny, ale słyszałem, że masz pokaźne osiągnięcia na swoim koncie.
Adam Brzezowski: Motocykl, który malowałem, wygrał główną nagrodę w konkursie Crazy Bike na Scandinavian Motor Show-West Fredericia w Danii oraz Custombike 2013 w Niemczech. Byłem w szoku, ale zmotywowało mnie to do dalszego malowania. Tylko że ja nie umiem się z tego cieszyć. Mnie jara tworzenie, nie efekt końcowy. Jara mnie działanie, a nie to, co osiągnę.
Ale jesteś z tego dumny?
Jestem dumny z tego, że na chwilę udało mi się odzyskać wolność. Na chwilę, bo znowu praca zaczyna mnie przytłaczać. Muszę ją sobie uporządkować, muszę nauczyć swoich klientów cierpliwości, nie chcę pracować z terminem w głowie, chciałbym, aby oni to zrozumieli. To pewien zamach na moją wolność, do której uciekałem.
A wstydzisz się któregoś ze swoich projektów? Czy są rzeczy, których nigdy byś nie pomalował? Załóżmy, że przychodzi do ciebie pani z wibratorem, co robisz?
Adam Brzezowski: Nie, nie (śmiech). Ważny jest proces malowania, a nie przedmiot, który maluję. Czy to motocykl, rower, kask czy zapalniczka. Powiem więcej: może mi się nie podobać pomysł, ale ja to muszę tak pomalować, żeby mi się podobało, świetnym przykładem jest Królik Bugs na różowym tle.
Masz niesamowity talent, mógłbyś wyrobić sobie markę. Wydaje mi się, że nie zależy ci na tym, aby wyrobić sobie nazwisko, markę i tworzyć rzeczy klimatyczne, tak jak to robisz teraz, ale na większą skalę. Dlaczego?
Adam Brzezowski: Bo to nie jest zależne ode mnie, to przychodzi samo. Czasami widzę gdzieś w Internecie swoje prace i jest mi miło, ale nie przywiązuję do tego uwagi. Fajnie jest mieć markę, fajnie jest być rozpoznawalnym, ale są też koszty tego w przyszłości, boję się, że wpadnę w tę sieć grubych zleceń i tych ludzi typu „ĄĘ”. Niech to się dalej toczy samo.
A co chciałbyś pomalować?
Adam Brzezowski: Nie wiem, nigdy o tym nie myślałem, chciałbym pomalować swój motór, bo stoi od roku i nie mam na niego czasu. A co chciałbym na nim namalować? Obraz, prawdziwy obraz, który będzie wyglądał, jakby ktoś go zdjął ze ściany i nałożył na silnik, ramę, bak. Kiedyś widziałem tak przeniesione kobiety Rubensa na motocykl i bardzo mi się spodobało. Nie wybiegam jednak zbytnio myślami do przodu, bo to mnie czyni wolnym. Wybieganie w przyszłość zniewala. Cieszę się tylko z tego, że mogę łączyć swoje dwie największe pasje – aerograf i motocykl. I nie zmusisz mnie do wybiegania w przyszłość (śmiech).
Wolność, motocykl, wiatr we włosach, wiatr, powietrze, aero, aerograf.
Adam Brzezowski: Hah! Świetnie to połączyłeś... Nawet nie wiem jak mógłbym to skomentować.
Nie musisz – jesteś wolny.