Robert Jucha |
Przed laty zdobywał ligowe punkty dla Motoru Lublin, z którym w 1991 roku wywalczył srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Pięć lat później w barwach Włókniarza Częstochowa sięgnął po złoto. Teraz, po latach przerwy, wraca do żużla. Będzie zajmował się szkoleniem młodzieży w odradzającej się szkółce dla adeptów speedway’a.
tekst: Tomek Maciuszczak, foto: archiwum Piotra Więckowskiego
Robert Jucha, rocznik 1970. Wychowanek Motoru Lublin, w którym startował w sezonach 1987-1995 i 1999, z przerwą na występy w Częstochowie. W 2000 roku trafił do KSM Krosno, który był jego ostatnim klubem. Karierę przerwał przez makabrycznie wyglądający wypadek.
Robert Jucha | “Wiedział o tym od małego”
Przygodę z żużlem rozpoczął jako nastolatek.
– Już jako mały chłopak wiedziałem, że chcę się ścigać na żużlu. Kiedy podrosłem, miałem 14, może 15 lat, zacząłem poważniej się tym interesować. Zobaczyłem ogłoszenie w gazecie i poszedłem z ojcem zapisać się do szkółki – wspomina.
W jego grupie było ok. 30 młodych zawodników. Egzamin na licencję żużlową zdał tylko on. Było to w sierpniu 1986 roku na torze w Rybniku. Rok później zaczął jeździć na ligowych torach.
– Nie pamiętam swojego pierwszego meczu w lidze. W pamięci pozostają raczej wygrane z najlepszymi zawodnikami, albo zdobyte komplety punktów – opowiada.
Robert Jucha | Złoto to złoto
Z Motorem w 1991 roku wywalczył wicemistrzostwo Polski. W lubelskiej drużynie startowali wtedy m. in. Hans Nielsen, Leigh Adams, Antonin Kasper, Jerzy Głogowski, Marek Kępa, Marek Muszyński, Dariusz Śledź czy Jerzy Mordel. Za swój najlepszy uważa jednak sezon 1993.
– Wygrywałem wtedy z zawodnikami ze światowej czołówki. Miałem świetny sprzęt przygotowany przez Klausa Lauscha, jednego z najbardziej uznanych tunerów – mówi Robert Jucha.
Trzy lata później trafił do Włókniarza Częstochowa i już w swoim pierwszym sezonie pod Jasną Górą świętował złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Czy to złoto smakowało lepiej niż srebro wywalczone w rodzinnym Lublinie?
– Złoto to zawsze złoto – odpowiada bez namysłu. – Byłem już wtedy dojrzalszy. W Częstochowie nie byłem gwiazdą, nie notowałem dużych zdobyczy punktowych. Byłem skazany na rywalizację z najlepszymi parami przeciwnych drużyn, jeździłem w parze ze Sławkiem Drabikiem albo Sebastianem Ułamkiem. Jak któryś z nich wygrywał, a ja przyjeżdżałem dopiero trzeci, to były to bardzo ważne punkty – wspomina.
Robert Jucha | "Nie ma co rozpamiętywać"
W sezonie 1999 wrócił do Lublina i w jego ocenie był to udany rok. Następnie odszedł do Krosna. Zespół, wówczas startujący pod nazwą ŻKS, okazał się jego ostatnim klubem. Robert Jucha karierę przerwał po makabrycznie wyglądającym wypadku. Trzeciego maja 2000 roku w 13. biegu meczu z Gwardią Warszawa zabrakło dla niego miejsca na pierwszym łuku. Jucha wpadł w bandę, przebił się przez nią i wylądował na siatce okalającej tor. W wyniku upadku złamał kość udową i przechodził długą rehabilitację. Po niej już nigdy nie powrócił na tor.
– Nie pamiętam tego. To nie były udane zawody. Złapałem kontuzję i to był koniec. Nie ma co rozpamiętywać – ucina. Przyznaje jednak, że poważnie myślał o powrocie. – Byłem na to mocno napalony, ale po roku wciąż miałem problemy z chodzeniem. Po dwóch latach mogłem biegać, ale wciąż nie czułem się najlepiej, byłem już po trzydziestce. Nie miałem żadnych propozycji, więc stwierdziłem, że 15 lat przygody z żużlem wystarczy. Więcej bym już chyba nie osiągnął – mówi.
Robert Jucha | Trochę się obraził"
W kolejnych latach zerwał z żużlem. – Chodziłem na mecze, ale nie na wszystkie. Może przez tę kontuzję trochę się obraziłem na ten sport. Ale doszedłem do pełnej sprawności i całe szczęście, bo przecież słyszeliśmy o tragicznych wypadkach na torze. Ten mój także mógł skończyć się gorzej, bo faktycznie nie wyglądało to ciekawie – przyznaje.
Robert Jucha zapewnia, że nie żałuje decyzji o rozpoczęciu przygody z czarnym sportem. – Zawsze chciałem jeździć i miło wspominam ten okres. Może teraz podejmowałbym trochę inne decyzje, wiedziałbym co zrobić, ale to przyszło z wiekiem. Gdybym znowu był młody, drugi raz poszedłbym do szkółki – przyznaje. Co istotne, lubelscy kibice go nie zapomnieli. – Jestem bardzo mile zaskoczony, bo zdarza się, ze rozpoznają mnie na ulicy. Czasem ktoś podejdzie, porozmawia, zapyta co u mnie. To miłe uczucie.
Robert Jucha: "Żeby trening znów był świętem."
Przez ostatnie lata wychowanek lubelskiego Motoru odsunął się od środowiska żużlowego. – Miałem kilka propozycji, by współpracować z klubem, ale nic z tego nie wychodziło. Później pracowałem w motocrossowym KM Cross, więc kontakt z motocyklami wciąż miałem – podkreśla.
Robert Jucha | Powrót
Robert Jucha wraca teraz do żużla. Ma szkolić adeptów czarnego sportu w szkółce żużlowej, której odbudowaniem chce zająć się właśnie KM Cross.
– Jest tam grupa kilkunastoletnich chłopaków, którzy na motocrossie jeżdżą nawet od ósmego roku życia i chcą spróbować swoich sił w żużlu. Ja zaczynałem jako 14-latek, oni mają już spore doświadczenie, niektórzy maja w dorobku po kilka tytułów mistrza Polski – mówi Robert Jucha. Jego zdaniem dobrze zorganizowana szkółka pozwoli odbudować lubelski żużel.
– Kiedyś nawet treningi były świętem. Wiadomo było, że odbywały się one we wtorki i czwartki i na stadion przychodziły tłumy. Teraz jest tak, że zawodnicy przyjadą do Lublina w sobotę, zrobią dwa kółka i jest po wszystkim. Gdyby w składzie byli rodowici lublinianie, na trybuny z pewnością przychodziłoby więcej ludzi. A obecnie w drużynie nie ma żadnego wychowanka. To trochę wstyd – podsumowuje.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Robert Jucha |
Przed laty zdobywał ligowe punkty dla Motoru Lublin, z którym w 1991 roku wywalczył srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Pięć lat później w barwach Włókniarza Częstochowa sięgnął po złoto. Teraz, po latach przerwy, wraca do żużla. Będzie zajmował się szkoleniem młodzieży w odradzającej się szkółce dla adeptów speedway’a.
tekst: Tomek Maciuszczak, foto: archiwum Piotra Więckowskiego
Robert Jucha, rocznik 1970. Wychowanek Motoru Lublin, w którym startował w sezonach 1987-1995 i 1999, z przerwą na występy w Częstochowie. W 2000 roku trafił do KSM Krosno, który był jego ostatnim klubem. Karierę przerwał przez makabrycznie wyglądający wypadek.
Robert Jucha | “Wiedział o tym od małego”
Przygodę z żużlem rozpoczął jako nastolatek.
– Już jako mały chłopak wiedziałem, że chcę się ścigać na żużlu. Kiedy podrosłem, miałem 14, może 15 lat, zacząłem poważniej się tym interesować. Zobaczyłem ogłoszenie w gazecie i poszedłem z ojcem zapisać się do szkółki – wspomina.
W jego grupie było ok. 30 młodych zawodników. Egzamin na licencję żużlową zdał tylko on. Było to w sierpniu 1986 roku na torze w Rybniku. Rok później zaczął jeździć na ligowych torach.
– Nie pamiętam swojego pierwszego meczu w lidze. W pamięci pozostają raczej wygrane z najlepszymi zawodnikami, albo zdobyte komplety punktów – opowiada.
Robert Jucha | Złoto to złoto
Z Motorem w 1991 roku wywalczył wicemistrzostwo Polski. W lubelskiej drużynie startowali wtedy m. in. Hans Nielsen, Leigh Adams, Antonin Kasper, Jerzy Głogowski, Marek Kępa, Marek Muszyński, Dariusz Śledź czy Jerzy Mordel. Za swój najlepszy uważa jednak sezon 1993.
– Wygrywałem wtedy z zawodnikami ze światowej czołówki. Miałem świetny sprzęt przygotowany przez Klausa Lauscha, jednego z najbardziej uznanych tunerów – mówi Robert Jucha.
Trzy lata później trafił do Włókniarza Częstochowa i już w swoim pierwszym sezonie pod Jasną Górą świętował złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Czy to złoto smakowało lepiej niż srebro wywalczone w rodzinnym Lublinie?
– Złoto to zawsze złoto – odpowiada bez namysłu. – Byłem już wtedy dojrzalszy. W Częstochowie nie byłem gwiazdą, nie notowałem dużych zdobyczy punktowych. Byłem skazany na rywalizację z najlepszymi parami przeciwnych drużyn, jeździłem w parze ze Sławkiem Drabikiem albo Sebastianem Ułamkiem. Jak któryś z nich wygrywał, a ja przyjeżdżałem dopiero trzeci, to były to bardzo ważne punkty – wspomina.
Robert Jucha | "Nie ma co rozpamiętywać"
W sezonie 1999 wrócił do Lublina i w jego ocenie był to udany rok. Następnie odszedł do Krosna. Zespół, wówczas startujący pod nazwą ŻKS, okazał się jego ostatnim klubem. Robert Jucha karierę przerwał po makabrycznie wyglądającym wypadku. Trzeciego maja 2000 roku w 13. biegu meczu z Gwardią Warszawa zabrakło dla niego miejsca na pierwszym łuku. Jucha wpadł w bandę, przebił się przez nią i wylądował na siatce okalającej tor. W wyniku upadku złamał kość udową i przechodził długą rehabilitację. Po niej już nigdy nie powrócił na tor.
– Nie pamiętam tego. To nie były udane zawody. Złapałem kontuzję i to był koniec. Nie ma co rozpamiętywać – ucina. Przyznaje jednak, że poważnie myślał o powrocie. – Byłem na to mocno napalony, ale po roku wciąż miałem problemy z chodzeniem. Po dwóch latach mogłem biegać, ale wciąż nie czułem się najlepiej, byłem już po trzydziestce. Nie miałem żadnych propozycji, więc stwierdziłem, że 15 lat przygody z żużlem wystarczy. Więcej bym już chyba nie osiągnął – mówi.
Robert Jucha | Trochę się obraził"
W kolejnych latach zerwał z żużlem. – Chodziłem na mecze, ale nie na wszystkie. Może przez tę kontuzję trochę się obraziłem na ten sport. Ale doszedłem do pełnej sprawności i całe szczęście, bo przecież słyszeliśmy o tragicznych wypadkach na torze. Ten mój także mógł skończyć się gorzej, bo faktycznie nie wyglądało to ciekawie – przyznaje.
Robert Jucha zapewnia, że nie żałuje decyzji o rozpoczęciu przygody z czarnym sportem. – Zawsze chciałem jeździć i miło wspominam ten okres. Może teraz podejmowałbym trochę inne decyzje, wiedziałbym co zrobić, ale to przyszło z wiekiem. Gdybym znowu był młody, drugi raz poszedłbym do szkółki – przyznaje. Co istotne, lubelscy kibice go nie zapomnieli. – Jestem bardzo mile zaskoczony, bo zdarza się, ze rozpoznają mnie na ulicy. Czasem ktoś podejdzie, porozmawia, zapyta co u mnie. To miłe uczucie.
Robert Jucha: "Żeby trening znów był świętem."
Przez ostatnie lata wychowanek lubelskiego Motoru odsunął się od środowiska żużlowego. – Miałem kilka propozycji, by współpracować z klubem, ale nic z tego nie wychodziło. Później pracowałem w motocrossowym KM Cross, więc kontakt z motocyklami wciąż miałem – podkreśla.
Robert Jucha | Powrót
Robert Jucha wraca teraz do żużla. Ma szkolić adeptów czarnego sportu w szkółce żużlowej, której odbudowaniem chce zająć się właśnie KM Cross.
– Jest tam grupa kilkunastoletnich chłopaków, którzy na motocrossie jeżdżą nawet od ósmego roku życia i chcą spróbować swoich sił w żużlu. Ja zaczynałem jako 14-latek, oni mają już spore doświadczenie, niektórzy maja w dorobku po kilka tytułów mistrza Polski – mówi Robert Jucha. Jego zdaniem dobrze zorganizowana szkółka pozwoli odbudować lubelski żużel.
– Kiedyś nawet treningi były świętem. Wiadomo było, że odbywały się one we wtorki i czwartki i na stadion przychodziły tłumy. Teraz jest tak, że zawodnicy przyjadą do Lublina w sobotę, zrobią dwa kółka i jest po wszystkim. Gdyby w składzie byli rodowici lublinianie, na trybuny z pewnością przychodziłoby więcej ludzi. A obecnie w drużynie nie ma żadnego wychowanka. To trochę wstyd – podsumowuje.