Z Kubą Piątkiem, zawodnikiem Orlen Teamu, rozmawiał Maciej Magiera.
Motór: Kuba, gratulujemy drugiego tytułu Mistrza Świata Juniorów w rajdach Cross Country. Był to realny cel na ten sezon czy może plan minimum?
Kuba Piątek: To był plan pół minimum, bo wiedzieliśmy, że w tym roku pojawi się większa konkurencja w tej klasyfikacji, sprawdzani są nowi zawodnicy przez zespoły fabryczne. W tym roku jechałem jako obrońca trofeum, więc już była jakaś presja, musiałem mocno się sprężać na każdych zawodach. Przez to popełniłem więcej błędów niż w zeszłym roku. Teraz udało się wygrać trzy rundy w mistrzostwach świata, w tamtym roku nie wygrałem, więc na pewno w klasyfikacji juniorów jest progres. Przede wszystkim to są mistrzostwa świata seniorów, a ta klasyfikacja juniorów jest jakby dodatkową. Ja patrzyłem na wynik, jaki osiągnąłem w rajdzie ogólnie, a te były dość niezłe, wygrana w Rajdzie Faraonów była wielką niespodzianką. Ogólnie należy się cieszyć, zająłem szóste miejsce w seniorach i wygrałem w juniorach, więc uważam sezon za bardzo udany.
Udany, ale też trudny ze względu na upadki jakie zaliczyłeś oraz chorobę chociażby z ostatniego rajdu. Czy tych trudności w tym sezonie rzeczywiście było więcej niż w poprzednim?
Na pewno było dużo więcej. W zeszłym roku jechałem na kompletnym luzie i tych błędów się wystrzegałem, bo też takie było założenie, że w każdym rajdzie muszę dojechać do mety bezpiecznie, nie wywracać się. Teraz już te założenia były inne, trzeba było walczyć o wynik i często przy tej walce pojawiały się jakieś błędy, jakieś wywrotki, więc było dużo trudniej, pojawiły się też niestety defekty motocykla. Na ostatnim rajdzie w Maroku rozkręcił mi się motocykl praktycznie kompletnie, w każdej chwili mógł się rozjechać na dwa i byłoby po rajdzie. Na Sardynii miałem problem z oponami, przez co też musiałem się wycofać z jednego dnia rywalizacji. Na pewno było dużo trudniej, dlatego tym bardziej się cieszę, że udało się to przezwyciężyć i ten wynik osiągnąć.
Czy to prawda, że wraz z zakończeniem Dakaru rozpoczynają się przygotowania do kolejnego?
Może są dwa dni przerwy, musisz dojść do siebie. Ale po tych dwóch dniach zaczynasz myśleć o kolejnym Dakarze, analizujesz to, co zrobiłeś na poprzednim, co wyszło, a co nie wyszło, jak to zrobić, żeby przyszły poszedł jeszcze lepiej i powolutku zaczynasz wdrażać się w plan treningowy, żeby na następnym Dakarze jeszcze polepszyć swój rezultat.
Rozumiem, że starty w mistrzostwach były bezpośrednimi przygotowaniami do Dakaru. Jak będą one wyglądały teraz, na ostatniej prostej?
Przeprowadzam się do Hiszpanii, bo tam są lepsze warunki do trenowania. W tej chwili w Polsce jest już ciapa, błoto, a tego nie ma na Dakarze. W Hiszpanii będę przygotowywał się po okiem najlepszych: Jordiego Viladomsa oraz Armanda Monleóna, więc jest to czołówka z Dakaru. Będę razem z nimi trenował i poświęcę się zarówno przygotowaniom kondycyjnym, fizycznym jak i jeździe na motocyklu. Teraz listopad będzie dla mnie ciężkim fizycznie miesiącem, grudzień to już będzie zwolnienie tego wszystkiego, święta to już typowy relaks i potem wylot do Buenos Aires.
Co myślisz o tym, że w najbliższym Dakarze pojedziecie tylko przez Argentynę i Boliwię? Czy rajd coś na tym straci?
Szkoda, bo mnie się akurat podobało Chile, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Tam mieliśmy do czynienia z pustynią Atakamą, teraz jej nie będzie. Na pewno nie straci, bo w tej chwili odpowiedzialny za trasę jest Marc Coma i, znając go, na pewno nie będzie nam odpuszczał i nie będzie chciał zrobić jakiejś łatwiejszej trasy dla motocyklistów, wręcz przeciwnie, teraz jak już zakończył karierę motocyklową, to będzie chciał się bardziej odegrać w stylu: „A teraz wam pokażę” (śmiech). Spodziewam się bardzo trudnego rajdu, zresztą on zawsze jest trudny i raczej jak ma się zmienić to chyba tylko na gorsze.
Dakar będzie już twoją drugą imprezą, czego się spodziewasz, czego od siebie wymagasz, jaki jest plan minimum na ten rajd?
Dajmy minimum miesiąc, by te plany ustalić, mniej więcej wiem, w jakim miejscu teraz jestem po ostatnim Rajdzie Maroka. Jeszcze ta strata do czołówki jest, ale mam miesiąc na nadrobienie zaległości. Na pewno muszę teraz dojechać do mety. W zeszłym roku się nie udało, teraz nie ma już miejsca na błąd. Myślę, że na ten moment miejsce w 20 jest w moim zasięgu. Zobaczymy, jak się to wszystko potoczy. Na pewno będzie jeden taki odcinek, który będzie przesądzał o rywalizacji, na którym odpadnie sporo zawodników i na tym odcinku mam nadzieje pokazać się z dobrej strony i rozstrzygnąć rywalizację na swoją korzyść.
Czy do Ameryki Południowej dociera wsparcie od kibiców z Lublina?
Mega wsparcie! Podczas rajdu jestem skupiony tylko na rajdzie i żyję w swoim własnym świecie, ale przed rajdem w zeszłym roku miałem mnóstwo wiadomości na Facebooku, otrzymałem mnóstwo smsów i maili z życzeniami powodzenia. Widzę, że sporo ludzi z Lublina i Lubelszczyzny mi kibicuje, za co bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że odwdzięczę im się za to jak najlepszym występem.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Z Kubą Piątkiem, zawodnikiem Orlen Teamu, rozmawiał Maciej Magiera.
Motór: Kuba, gratulujemy drugiego tytułu Mistrza Świata Juniorów w rajdach Cross Country. Był to realny cel na ten sezon czy może plan minimum?
Kuba Piątek: To był plan pół minimum, bo wiedzieliśmy, że w tym roku pojawi się większa konkurencja w tej klasyfikacji, sprawdzani są nowi zawodnicy przez zespoły fabryczne. W tym roku jechałem jako obrońca trofeum, więc już była jakaś presja, musiałem mocno się sprężać na każdych zawodach. Przez to popełniłem więcej błędów niż w zeszłym roku. Teraz udało się wygrać trzy rundy w mistrzostwach świata, w tamtym roku nie wygrałem, więc na pewno w klasyfikacji juniorów jest progres. Przede wszystkim to są mistrzostwa świata seniorów, a ta klasyfikacja juniorów jest jakby dodatkową. Ja patrzyłem na wynik, jaki osiągnąłem w rajdzie ogólnie, a te były dość niezłe, wygrana w Rajdzie Faraonów była wielką niespodzianką. Ogólnie należy się cieszyć, zająłem szóste miejsce w seniorach i wygrałem w juniorach, więc uważam sezon za bardzo udany.
Udany, ale też trudny ze względu na upadki jakie zaliczyłeś oraz chorobę chociażby z ostatniego rajdu. Czy tych trudności w tym sezonie rzeczywiście było więcej niż w poprzednim?
Na pewno było dużo więcej. W zeszłym roku jechałem na kompletnym luzie i tych błędów się wystrzegałem, bo też takie było założenie, że w każdym rajdzie muszę dojechać do mety bezpiecznie, nie wywracać się. Teraz już te założenia były inne, trzeba było walczyć o wynik i często przy tej walce pojawiały się jakieś błędy, jakieś wywrotki, więc było dużo trudniej, pojawiły się też niestety defekty motocykla. Na ostatnim rajdzie w Maroku rozkręcił mi się motocykl praktycznie kompletnie, w każdej chwili mógł się rozjechać na dwa i byłoby po rajdzie. Na Sardynii miałem problem z oponami, przez co też musiałem się wycofać z jednego dnia rywalizacji. Na pewno było dużo trudniej, dlatego tym bardziej się cieszę, że udało się to przezwyciężyć i ten wynik osiągnąć.
Czy to prawda, że wraz z zakończeniem Dakaru rozpoczynają się przygotowania do kolejnego?
Może są dwa dni przerwy, musisz dojść do siebie. Ale po tych dwóch dniach zaczynasz myśleć o kolejnym Dakarze, analizujesz to, co zrobiłeś na poprzednim, co wyszło, a co nie wyszło, jak to zrobić, żeby przyszły poszedł jeszcze lepiej i powolutku zaczynasz wdrażać się w plan treningowy, żeby na następnym Dakarze jeszcze polepszyć swój rezultat.
Rozumiem, że starty w mistrzostwach były bezpośrednimi przygotowaniami do Dakaru. Jak będą one wyglądały teraz, na ostatniej prostej?
Przeprowadzam się do Hiszpanii, bo tam są lepsze warunki do trenowania. W tej chwili w Polsce jest już ciapa, błoto, a tego nie ma na Dakarze. W Hiszpanii będę przygotowywał się po okiem najlepszych: Jordiego Viladomsa oraz Armanda Monleóna, więc jest to czołówka z Dakaru. Będę razem z nimi trenował i poświęcę się zarówno przygotowaniom kondycyjnym, fizycznym jak i jeździe na motocyklu. Teraz listopad będzie dla mnie ciężkim fizycznie miesiącem, grudzień to już będzie zwolnienie tego wszystkiego, święta to już typowy relaks i potem wylot do Buenos Aires.
Co myślisz o tym, że w najbliższym Dakarze pojedziecie tylko przez Argentynę i Boliwię? Czy rajd coś na tym straci?
Szkoda, bo mnie się akurat podobało Chile, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Tam mieliśmy do czynienia z pustynią Atakamą, teraz jej nie będzie. Na pewno nie straci, bo w tej chwili odpowiedzialny za trasę jest Marc Coma i, znając go, na pewno nie będzie nam odpuszczał i nie będzie chciał zrobić jakiejś łatwiejszej trasy dla motocyklistów, wręcz przeciwnie, teraz jak już zakończył karierę motocyklową, to będzie chciał się bardziej odegrać w stylu: „A teraz wam pokażę” (śmiech). Spodziewam się bardzo trudnego rajdu, zresztą on zawsze jest trudny i raczej jak ma się zmienić to chyba tylko na gorsze.
Dakar będzie już twoją drugą imprezą, czego się spodziewasz, czego od siebie wymagasz, jaki jest plan minimum na ten rajd?
Dajmy minimum miesiąc, by te plany ustalić, mniej więcej wiem, w jakim miejscu teraz jestem po ostatnim Rajdzie Maroka. Jeszcze ta strata do czołówki jest, ale mam miesiąc na nadrobienie zaległości. Na pewno muszę teraz dojechać do mety. W zeszłym roku się nie udało, teraz nie ma już miejsca na błąd. Myślę, że na ten moment miejsce w 20 jest w moim zasięgu. Zobaczymy, jak się to wszystko potoczy. Na pewno będzie jeden taki odcinek, który będzie przesądzał o rywalizacji, na którym odpadnie sporo zawodników i na tym odcinku mam nadzieje pokazać się z dobrej strony i rozstrzygnąć rywalizację na swoją korzyść.
Czy do Ameryki Południowej dociera wsparcie od kibiców z Lublina?
Mega wsparcie! Podczas rajdu jestem skupiony tylko na rajdzie i żyję w swoim własnym świecie, ale przed rajdem w zeszłym roku miałem mnóstwo wiadomości na Facebooku, otrzymałem mnóstwo smsów i maili z życzeniami powodzenia. Widzę, że sporo ludzi z Lublina i Lubelszczyzny mi kibicuje, za co bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że odwdzięczę im się za to jak najlepszym występem.