1967 Ford Mustang Cabrio | Mustang jaki jest, każdy widzi. Historię magicznego coupe, które w latach 60. XX wieku zawładnęło Ameryką, zna nawet twoja babcia. Jest jak Marilyn Monroe – seksowna ikona popkultury, którą mimo wad każdy facet chciałby choć raz w życiu mieć.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Michał Węgrzynek, Artur Woszak
Wystarczyło kilka minut, by mieć ważenie, że z Arkiem Jędrzejewskim znamy się jak łyse konie. Jego przygoda z Mustangami zaczęła się od kupna w Stanach jednego z nowszych egzemplarzy, jednak by nie jechał sam w kontenerze, Arek dokupił mu starszego towarzysza. Z czasem to klasyki coraz bardziej zaczęły go kręcić. W ciągu ostatnich 3 lat ściągnął zza wielkiej wody 37 aut klasycznych, z których 4 mają u niego dożywocie.
1967 Ford Mustang Cabrio – 4,7 V8 289 small block
Jednym z nich jest niebieski Mustang Cabrio rocznik 1967. Znalazł go na aukcji ubezpieczeniowej po lekkiej stłuczce z przodu. Silnik to typowe 289 o pojemności 4,7 litra, z ośmioma cylindrami w układzie V. Wymienił maskę i klapę bagażnika, poprawił blacharkę, polakierował, a dwugardzielowy gaźnik zastąpił czterogardzielowym, dzięki czemu moc wzrosła do nieco ponad 200 KM. „W dodatku Cabrio to gatunek na wymarciu, są droższe od coupe, oczywiście najdroższy jest fastback, ale ich ceny są już kosmiczne”.
1967 Ford Mustang Cabrio - renowacja
Kosmiczna bywa także renowacja muscle cara. Największy problem jest z częściami, ponieważ wszystko trzeba sprowadzać ze Stanów. Mustangi były produkowane masowo, przez co do dziś kryją mnóstwo wad produkcyjnych.
„Często jest tak, że odkręcasz część, później chcesz ją przykręcić w to samo miejsce i nie pasuje. Jestem w stanie rozebrać Mustanga do śrubki w dwa dni, ale na złożenie z tych samych części potrzeba 3 tygodni”.
Koniem trojańskim może okazać się auto naprawiane w USA. Tamtejsi mechanicy zamiast spawać – nitują, nie wyciągają wgnieceń, a ich hasło przewodnie to „Szpachla, szpachla i jeszcze raz szpachla”.
1967 Ford Mustang Cabrio - wyposażenie
Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc szybko wskoczyłem do środka. Znajdziemy tam winyl zamiast skóry, który przy wysokiej temperaturze lubi przytulać się do ubrań. Nawet przy zamkniętym dachu i klimie w środku robi się sauna, ale to są już bardziej uroki niż wady. „Owszem, podczas jazdy samochód trochę pływa przez resor z tyłu, ale mój drugi Mustang ma wspomaganie, klimę, tarcze hamulcowe, servo – jeździ się nim jak zwyczajnym nowszym autem i uważam, że prowadzi się dużo lepiej niż np. jakiś Golf II”.
1967 Ford Mustang Cabrio - wehikuł czasu
Konia z rzędem temu, kto po bliższym spotkaniu z tym samochodem stwierdzi, że nie chciałby go mieć. Bulgot silnika, charakterystyczne dla dużych pojemności bujanie nadwoziem, ostre krawędzie, połysk amerykańskiego chromu oraz ten magnes na wzrok przechodniów są najlepszym wehikułem czasu, jaki można sobie wyobrazić.
„Patrzę na samochód jak na sposób na dobrą zabawę, ale też i pewną inwestycje. Lubię nim pojeździć w słoneczną pogodę po Kazimierzu czy Lublinie, chociaż największą zabawką będzie torowy fastback GT, którego powoli buduję”.
Niestety, Mustangów z roku na rok jest coraz mniej. Odkrywane są co prawda kolejne złomowiska, na których znajduje się po kilkadziesiąt poukładanych jeden na drugim Mustangów, ale szansa na to, że znajdziemy tanią bazę do odrestaurowania, jest coraz mniejsza. Ich ceny od początku obecnego stulecia pną się w górę, głównie za sprawą filmu 60 sekund. Zaczynają się od kilku tysięcy dolarów w stanie agonalnym do kilkudziesięciu tysięcy dolarów, a w nadwoziu fastback nawet powyżej 100 tys. dolarów.
1967 Ford Mustang Cabrio - ile to pali?
Podobno najgorsze pytanie, jakie może usłyszeć właściciel Amcara, to „Ile to pali?”. „Nie, lubię odpowiadać na wszystkie zapytania, chociaż faktycznie to jest najczęstsze. Palą sporo, chociaż nie ma się czemu dziwić, jeśli w układzie paliwowym nie ma powrotu dla paliwa, które nie spali się w gaźniku. Ile zassie, tyle musi spalić, to taka podróż w jedną stronę, jak u wszystkich Mustangów, które jakoś przetrwały do dzisiejszych czasów”.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
1967 Ford Mustang Cabrio | Mustang jaki jest, każdy widzi. Historię magicznego coupe, które w latach 60. XX wieku zawładnęło Ameryką, zna nawet twoja babcia. Jest jak Marilyn Monroe – seksowna ikona popkultury, którą mimo wad każdy facet chciałby choć raz w życiu mieć.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Michał Węgrzynek, Artur Woszak
Wystarczyło kilka minut, by mieć ważenie, że z Arkiem Jędrzejewskim znamy się jak łyse konie. Jego przygoda z Mustangami zaczęła się od kupna w Stanach jednego z nowszych egzemplarzy, jednak by nie jechał sam w kontenerze, Arek dokupił mu starszego towarzysza. Z czasem to klasyki coraz bardziej zaczęły go kręcić. W ciągu ostatnich 3 lat ściągnął zza wielkiej wody 37 aut klasycznych, z których 4 mają u niego dożywocie.
1967 Ford Mustang Cabrio – 4,7 V8 289 small block
Jednym z nich jest niebieski Mustang Cabrio rocznik 1967. Znalazł go na aukcji ubezpieczeniowej po lekkiej stłuczce z przodu. Silnik to typowe 289 o pojemności 4,7 litra, z ośmioma cylindrami w układzie V. Wymienił maskę i klapę bagażnika, poprawił blacharkę, polakierował, a dwugardzielowy gaźnik zastąpił czterogardzielowym, dzięki czemu moc wzrosła do nieco ponad 200 KM. „W dodatku Cabrio to gatunek na wymarciu, są droższe od coupe, oczywiście najdroższy jest fastback, ale ich ceny są już kosmiczne”.
1967 Ford Mustang Cabrio - renowacja
Kosmiczna bywa także renowacja muscle cara. Największy problem jest z częściami, ponieważ wszystko trzeba sprowadzać ze Stanów. Mustangi były produkowane masowo, przez co do dziś kryją mnóstwo wad produkcyjnych.
„Często jest tak, że odkręcasz część, później chcesz ją przykręcić w to samo miejsce i nie pasuje. Jestem w stanie rozebrać Mustanga do śrubki w dwa dni, ale na złożenie z tych samych części potrzeba 3 tygodni”.
Koniem trojańskim może okazać się auto naprawiane w USA. Tamtejsi mechanicy zamiast spawać – nitują, nie wyciągają wgnieceń, a ich hasło przewodnie to „Szpachla, szpachla i jeszcze raz szpachla”.
1967 Ford Mustang Cabrio - wyposażenie
Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc szybko wskoczyłem do środka. Znajdziemy tam winyl zamiast skóry, który przy wysokiej temperaturze lubi przytulać się do ubrań. Nawet przy zamkniętym dachu i klimie w środku robi się sauna, ale to są już bardziej uroki niż wady. „Owszem, podczas jazdy samochód trochę pływa przez resor z tyłu, ale mój drugi Mustang ma wspomaganie, klimę, tarcze hamulcowe, servo – jeździ się nim jak zwyczajnym nowszym autem i uważam, że prowadzi się dużo lepiej niż np. jakiś Golf II”.
1967 Ford Mustang Cabrio - wehikuł czasu
Konia z rzędem temu, kto po bliższym spotkaniu z tym samochodem stwierdzi, że nie chciałby go mieć. Bulgot silnika, charakterystyczne dla dużych pojemności bujanie nadwoziem, ostre krawędzie, połysk amerykańskiego chromu oraz ten magnes na wzrok przechodniów są najlepszym wehikułem czasu, jaki można sobie wyobrazić.
„Patrzę na samochód jak na sposób na dobrą zabawę, ale też i pewną inwestycje. Lubię nim pojeździć w słoneczną pogodę po Kazimierzu czy Lublinie, chociaż największą zabawką będzie torowy fastback GT, którego powoli buduję”.
Niestety, Mustangów z roku na rok jest coraz mniej. Odkrywane są co prawda kolejne złomowiska, na których znajduje się po kilkadziesiąt poukładanych jeden na drugim Mustangów, ale szansa na to, że znajdziemy tanią bazę do odrestaurowania, jest coraz mniejsza. Ich ceny od początku obecnego stulecia pną się w górę, głównie za sprawą filmu 60 sekund. Zaczynają się od kilku tysięcy dolarów w stanie agonalnym do kilkudziesięciu tysięcy dolarów, a w nadwoziu fastback nawet powyżej 100 tys. dolarów.
1967 Ford Mustang Cabrio - ile to pali?
Podobno najgorsze pytanie, jakie może usłyszeć właściciel Amcara, to „Ile to pali?”. „Nie, lubię odpowiadać na wszystkie zapytania, chociaż faktycznie to jest najczęstsze. Palą sporo, chociaż nie ma się czemu dziwić, jeśli w układzie paliwowym nie ma powrotu dla paliwa, które nie spali się w gaźniku. Ile zassie, tyle musi spalić, to taka podróż w jedną stronę, jak u wszystkich Mustangów, które jakoś przetrwały do dzisiejszych czasów”.