Mazda RX-7 | klasyki
Wciąż pozostają najbardziej znaną bronią ninja. Nazywane przez Japończyków „ostrzem ukrytym w dłoni” były pociskami do ręcznego miotania, służącymi przede wszystkim do ranienia podczas ucieczki. Rzucając shurikeny, wojownik zawsze zostawiał sobie jedną gwiazdę dla obrony przy bezpośrednim starciu z przeciwnikiem. Składały się przynajmniej z 3 ostrzy pokrytych trucizną, przez co nawet najmniejsze zadrapanie mogło zakończyć się śmiercią. Dokładnie tak samo jest z Mazdą RX-7.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Artur Woszak
Mazda RX-7 | 2 cylindry, 1.1l, 105KM przyjemności
Jej właściciel, Marek Procajło, mimo że na co dzień mieszka w Lublinie, był dla nas mocno nieuchwytny, niczym ninja. Kiedy w końcu udało nam się spotkać, na miejscu okazało się, że auto o kształcie pocisku jest starannie ukryte. Potrzebował jednak tylko chwili, by było gotowe do jazdy, albo raczej – do ataku.
Gdybyśmy wówczas zdecydowali się na ucieczkę dowolnym autem średniej klasy ze średniej mocy silnikiem pod maską, dopadłby nas bez trudu i z pewnością zranił nasze ego.
Mazda RX-7 | silnik
Ten 35-letni bolid o pojemności 1,1 litra, napędzany dwoma tłokami o kształcie trójramiennych shurikenów ma kondycję młodziana, o czym świadczy zamykanie licznika z wartością 200 km/h i to bez zadyszki. W dodatku, jak przyznaje Marek, podczas bezpośredniego pojedynku na prostej zawsze zostawia sobie jednego shurikena w postaci trzeciego biegu:
„To przełożenie, na którym silnik jest najbardziej efektywny. Podczas ścigania z Porsche 928, czyli rywalem z epoki, na 1 i 2 zostaję nieco z tyłu, jednak później Niemiec odpada – i to wyraźnie”
Jego czułość wobec Mazdy RX-7 wskazuje na to, że nawet najmniejsze zadrapanie lakieru może skończyć się śmiercią nieszczęśnika.
Mazda RX-7 | jak to było?
Jest to w pełni zrozumiałe, ponieważ Mazda RX-7 to prawdziwa ikona motoryzacji, nie tylko w kraju Kwitnącej Wiśni. Model powstał w trudnej dla sportowych aut końcówce lat 70. Sytuację dyktował rynek amerykański, wymagający trzech rzeczy: bezpieczeństwa, komfortu i ekologii. Jednak Mazda sobie poradziła – stworzyła godnego konkurenta włoskich czy niemieckich superaut za jedną trzecią pieniędzy. Gaźnikowy, stukonny rotor lubi wkręcać się na wysokie obroty, niestety dziś jest już tylko wspomnieniem, podobnie jak chowane lampy, dzięki którym Mazda RX-7 mogła pochwalić się jednym z najlepszych współczynników oporu powietrza.
To właśnie wirujące serce oraz elegancka, ponadczasowa sylwetka skłoniły Marka do poszukania tego modelu. Kupił go w Polsce od… Japończyka. W ramach oszczędności poprzedni właściciel zamontował światła ledowe, by obniżyć spalanie, dołożył drewnianą kierownicę i, nie wiedzieć czemu, lusterka od Malucha. Po krótkim czasie od zakupu Mazda RX-7 powróciła do oryginału. Choć najważniejsze dopiero przed nią.
Mazda RX-7 | plany
Mimo pięknej czerwieni, która niewątpliwie jeszcze bardziej poprawia osiągi Mazdy, Marek planuje przywrócenie jej pierwotnego koloru o nazwie Solar Gold. Wielu ta decyzja może dziwić, jednak trzeba mu zaufać. Zresztą, kto ośmieli się skrytykować gościa, który pod maską wciąż będzie skrywał dwa wirujące shurikeny.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Mazda RX-7 | klasyki
Wciąż pozostają najbardziej znaną bronią ninja. Nazywane przez Japończyków „ostrzem ukrytym w dłoni” były pociskami do ręcznego miotania, służącymi przede wszystkim do ranienia podczas ucieczki. Rzucając shurikeny, wojownik zawsze zostawiał sobie jedną gwiazdę dla obrony przy bezpośrednim starciu z przeciwnikiem. Składały się przynajmniej z 3 ostrzy pokrytych trucizną, przez co nawet najmniejsze zadrapanie mogło zakończyć się śmiercią. Dokładnie tak samo jest z Mazdą RX-7.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Artur Woszak
Mazda RX-7 | 2 cylindry, 1.1l, 105KM przyjemności
Jej właściciel, Marek Procajło, mimo że na co dzień mieszka w Lublinie, był dla nas mocno nieuchwytny, niczym ninja. Kiedy w końcu udało nam się spotkać, na miejscu okazało się, że auto o kształcie pocisku jest starannie ukryte. Potrzebował jednak tylko chwili, by było gotowe do jazdy, albo raczej – do ataku.
Gdybyśmy wówczas zdecydowali się na ucieczkę dowolnym autem średniej klasy ze średniej mocy silnikiem pod maską, dopadłby nas bez trudu i z pewnością zranił nasze ego.
Mazda RX-7 | silnik
Ten 35-letni bolid o pojemności 1,1 litra, napędzany dwoma tłokami o kształcie trójramiennych shurikenów ma kondycję młodziana, o czym świadczy zamykanie licznika z wartością 200 km/h i to bez zadyszki. W dodatku, jak przyznaje Marek, podczas bezpośredniego pojedynku na prostej zawsze zostawia sobie jednego shurikena w postaci trzeciego biegu:
„To przełożenie, na którym silnik jest najbardziej efektywny. Podczas ścigania z Porsche 928, czyli rywalem z epoki, na 1 i 2 zostaję nieco z tyłu, jednak później Niemiec odpada – i to wyraźnie”
Jego czułość wobec Mazdy RX-7 wskazuje na to, że nawet najmniejsze zadrapanie lakieru może skończyć się śmiercią nieszczęśnika.
Mazda RX-7 | jak to było?
Jest to w pełni zrozumiałe, ponieważ Mazda RX-7 to prawdziwa ikona motoryzacji, nie tylko w kraju Kwitnącej Wiśni. Model powstał w trudnej dla sportowych aut końcówce lat 70. Sytuację dyktował rynek amerykański, wymagający trzech rzeczy: bezpieczeństwa, komfortu i ekologii. Jednak Mazda sobie poradziła – stworzyła godnego konkurenta włoskich czy niemieckich superaut za jedną trzecią pieniędzy. Gaźnikowy, stukonny rotor lubi wkręcać się na wysokie obroty, niestety dziś jest już tylko wspomnieniem, podobnie jak chowane lampy, dzięki którym Mazda RX-7 mogła pochwalić się jednym z najlepszych współczynników oporu powietrza.
To właśnie wirujące serce oraz elegancka, ponadczasowa sylwetka skłoniły Marka do poszukania tego modelu. Kupił go w Polsce od… Japończyka. W ramach oszczędności poprzedni właściciel zamontował światła ledowe, by obniżyć spalanie, dołożył drewnianą kierownicę i, nie wiedzieć czemu, lusterka od Malucha. Po krótkim czasie od zakupu Mazda RX-7 powróciła do oryginału. Choć najważniejsze dopiero przed nią.
Mazda RX-7 | plany
Mimo pięknej czerwieni, która niewątpliwie jeszcze bardziej poprawia osiągi Mazdy, Marek planuje przywrócenie jej pierwotnego koloru o nazwie Solar Gold. Wielu ta decyzja może dziwić, jednak trzeba mu zaufać. Zresztą, kto ośmieli się skrytykować gościa, który pod maską wciąż będzie skrywał dwa wirujące shurikeny.