Skoda 110R – KLASYK | Nie kurczak, nie jeż, a indiański pióropusz i strzała widnieją w logo Skody. To wyjątkowe nakrycie głowy było uważane za magiczny talizman ochronny, symbol statusu społecznego oraz portfolio pokonanych wrogów. Taki a nie inny logotyp jest wynikiem podróży założyciela marki, Emila Skody, po Ameryce, gdzie jego przewodnikiem był wierny Indianin. Jaki ma to związek z modelem 110R? Jeszcze nie wiem.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Artur Woszak
Jej właściciel, Daniel Palonka, Sokole Oko naszej opowieści, to osoba znana w lubelskim światku motoryzacyjnym. Na co dzień specjalizuje się w budowie i obsłudze samochodów wyczynowych. Zainteresowanie motoryzacją w rodzinie rajdowców przyszło naturalnie: „Kiedy ojciec był aktywnym zawodnikiem, jeździłem z nim, będąc jeszcze w brzuchu matki, to nie mogło się inaczej skończyć”.
Oprócz Trabanta, który był jego pierwszym autem, Daniel zawsze polował na sportowe odmiany popularnych modeli – Renault 5 GTE oraz 19 1,8 16V, Mazda 323f 16V, Octavia RS. W końcu zauważył w swoim wigwamie brak klasycznego samochodu. „Zawsze chciałem mieć auto, którym mógłbym udać się na przejażdżkę bez pośpiechu, oderwaną od rzeczywistości, żeby odpocząć, jeżdżąc tym samochodem” – mówi rozmarzony. Pomysłów było wiele, przeważył sentyment do Skody i jej rajdowa przeszłość. A jeśli chodzi o 110R to wersja RS była przecież bezkonkurencyjna na trasach lat 70.
Skoda 110r na zwykłych szosach pojawiła się w 1970 roku, a jej okres produkcji idealnie pokrywał się z rządami polskiego szamana, Edwarda Gierka.
Przypadek? Z pewnością. Samochód pod względem konstrukcyjnym był niemal identyczny z modelem 100/110, główną zmianą był wygląd nadwozia. Było niższe o 4 cm od wersji sedan, z przodu pojazdu pojawił się szerszy chromowany pas pomiędzy reflektorami, a szersze drzwi ułatwiały wsiadanie do tylnego rzędu siedzeń. Skoro już o tym mowa, to szyby w drzwiach nie posiadały obramowań, silnik został umieszczony za tylną osią, co w połączeniu z okrągłymi lampami i opadającym tyłem nadało mu przydomek czeskiego Porsche.
Rokujący egzemplarz w rozsądnej cenie Danielowi udało się znaleźć na Słowacji. Niestety poprzedni właściciel okazał się być fanem tuningu: „Miał obrzydliwe laminatowe progi, klapę ze spojlerem, dodatkowe lampy i neony. Fotele były porwane, zegary od nowszego modelu, przełączniki także wymienione na niby sportowe”. Na szczęście blacha okazała się zdrowa, a mechanika wymagała jedynie ogólniej kosmetyki. Po oskalpowaniu Skody z niepotrzebnych elementów, auto zyskało nowe życie.
Niektórzy proponowali mu obniżenie zawieszenia i zamontowanie dużych felg, ale założenie jest inne – ma być w oryginale i jak najlepiej służyć rodzinie. „Skoda cieszy nie tylko mnie, córka uwielbia nią jeździć, podobne jak żona. Zawsze można w takim ciekawym stylu przejechać się, poodpoczywać i pobyć ze sobą”.
Skoda 110R, kupiona w wakacje 2013 roku, wyjechała na lubelskie drogi na początku sezonu 2014. “Jest to egzotyczny egzemplarz, mimo wszystko. Oprócz mojej, w Lublinie jest tylko jedna taka. Dużo osób nie zdaje sobie sprawy, że Czesi mieli taki samochód, nie wie, co to jest to czeskie Porsche”. I tu pojawia się największa analogia między Skodą a Indianami. Jeszcze 20 lat temu model 110R był bardzo dobrze znany w tej części Europy, jednak w wyniku kolonizacji koncernów samochodowych musiał ustąpić miejsca i omal nie zginął. Na szczęście wciąż możemy podziwiać pojedyncze sztuki, będące dzisiaj jeżdżącymi pióropuszami wśród zachodnich czapek.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Skoda 110R – KLASYK | Nie kurczak, nie jeż, a indiański pióropusz i strzała widnieją w logo Skody. To wyjątkowe nakrycie głowy było uważane za magiczny talizman ochronny, symbol statusu społecznego oraz portfolio pokonanych wrogów. Taki a nie inny logotyp jest wynikiem podróży założyciela marki, Emila Skody, po Ameryce, gdzie jego przewodnikiem był wierny Indianin. Jaki ma to związek z modelem 110R? Jeszcze nie wiem.
tekst: Mateusz Cieślak, foto: Artur Woszak
Jej właściciel, Daniel Palonka, Sokole Oko naszej opowieści, to osoba znana w lubelskim światku motoryzacyjnym. Na co dzień specjalizuje się w budowie i obsłudze samochodów wyczynowych. Zainteresowanie motoryzacją w rodzinie rajdowców przyszło naturalnie: „Kiedy ojciec był aktywnym zawodnikiem, jeździłem z nim, będąc jeszcze w brzuchu matki, to nie mogło się inaczej skończyć”.
Oprócz Trabanta, który był jego pierwszym autem, Daniel zawsze polował na sportowe odmiany popularnych modeli – Renault 5 GTE oraz 19 1,8 16V, Mazda 323f 16V, Octavia RS. W końcu zauważył w swoim wigwamie brak klasycznego samochodu. „Zawsze chciałem mieć auto, którym mógłbym udać się na przejażdżkę bez pośpiechu, oderwaną od rzeczywistości, żeby odpocząć, jeżdżąc tym samochodem” – mówi rozmarzony. Pomysłów było wiele, przeważył sentyment do Skody i jej rajdowa przeszłość. A jeśli chodzi o 110R to wersja RS była przecież bezkonkurencyjna na trasach lat 70.
Skoda 110r na zwykłych szosach pojawiła się w 1970 roku, a jej okres produkcji idealnie pokrywał się z rządami polskiego szamana, Edwarda Gierka.
Przypadek? Z pewnością. Samochód pod względem konstrukcyjnym był niemal identyczny z modelem 100/110, główną zmianą był wygląd nadwozia. Było niższe o 4 cm od wersji sedan, z przodu pojazdu pojawił się szerszy chromowany pas pomiędzy reflektorami, a szersze drzwi ułatwiały wsiadanie do tylnego rzędu siedzeń. Skoro już o tym mowa, to szyby w drzwiach nie posiadały obramowań, silnik został umieszczony za tylną osią, co w połączeniu z okrągłymi lampami i opadającym tyłem nadało mu przydomek czeskiego Porsche.
Rokujący egzemplarz w rozsądnej cenie Danielowi udało się znaleźć na Słowacji. Niestety poprzedni właściciel okazał się być fanem tuningu: „Miał obrzydliwe laminatowe progi, klapę ze spojlerem, dodatkowe lampy i neony. Fotele były porwane, zegary od nowszego modelu, przełączniki także wymienione na niby sportowe”. Na szczęście blacha okazała się zdrowa, a mechanika wymagała jedynie ogólniej kosmetyki. Po oskalpowaniu Skody z niepotrzebnych elementów, auto zyskało nowe życie.
Niektórzy proponowali mu obniżenie zawieszenia i zamontowanie dużych felg, ale założenie jest inne – ma być w oryginale i jak najlepiej służyć rodzinie. „Skoda cieszy nie tylko mnie, córka uwielbia nią jeździć, podobne jak żona. Zawsze można w takim ciekawym stylu przejechać się, poodpoczywać i pobyć ze sobą”.
Skoda 110R, kupiona w wakacje 2013 roku, wyjechała na lubelskie drogi na początku sezonu 2014. “Jest to egzotyczny egzemplarz, mimo wszystko. Oprócz mojej, w Lublinie jest tylko jedna taka. Dużo osób nie zdaje sobie sprawy, że Czesi mieli taki samochód, nie wie, co to jest to czeskie Porsche”. I tu pojawia się największa analogia między Skodą a Indianami. Jeszcze 20 lat temu model 110R był bardzo dobrze znany w tej części Europy, jednak w wyniku kolonizacji koncernów samochodowych musiał ustąpić miejsca i omal nie zginął. Na szczęście wciąż możemy podziwiać pojedyncze sztuki, będące dzisiaj jeżdżącymi pióropuszami wśród zachodnich czapek.