Nowe Renault Captur to coś więcej niż podniesione Clio, choć ciężko być lepszym od znakomitego hatchbacka.
Tekst: Łukasz Kamiński, foto: Renault Polska
Nikt nie powiedział, że Captur jest lepszy. Lepszy to zresztą pojęcie względne. Nowe Clio, które testowaliśmy już kilkukrotnie dowiodło, że jest mocnym graczem segmentu (jeśli nie najmocniejszym), Captur z kolei dedykowany jest osobom poszukujących nieco więcej uniwersalności. Rzecz jasna w głównej mierze opiera się to o zwiększony prześwit oraz plastiki imitujące offroadera, ale Captur bogatszy jest też w kilka rozwiązań, które doceni nie tylko rodzina.
Nie odkrywamy niczego nowego, bo dotychczas hierarchia modelowa miała się podobnie. Captur był również jednym z pierwszych (razem z Nissanem Juke) crossoverów, czym zapoczątkował falę mody, za którą poszli niemal wszyscy producenci. Dziś ma więc do zgryzienia ciężki orzech, ale podobnie jak Clio w segmencie B, Captur w gronie crossoverów radzi sobie sprawnie. Już sam design kładzie rywali na łopatki – stylistyka to rzecz jasna osobiste preferencje odbiorców. Jednym bardziej spodoba się odwaga designerów, innym skromność czy prostota. Captur według mnie łączy cechy różnych charakterów, jest elegancji i zadziorny zarazem. Raczej dedykowany będzie osobom wyrazistym. W stylistyce dominują odważne kreski, strumień LED płynący zewsząd oraz dwubarwne malowanie – coś, czego rywale wciąż nie stosują powszechnie, a Captur zapoczątkował już w poprzedniej generacji. Sam producent uważa zresztą, że mógł być to jeden z powodów wyboru tego modelu przez klienta, ponieważ dwukolorowe lakierowanie stanowiło trzon sprzedaży.
Zobacz również: Renault Clio V
W środku to przede wszystkim korzystne rozwiązania funkcjonalne. Mnóstwo schowków, szuflada zamiast tradycyjnego schowka, czy przesuwna tylna kanapa, dzięki której możemy uzyskać nawet 536 litrów przestrzeni bagażowej bez składania foteli. Wówczas oczywiście wygodnie z tyłu będą miały głównie dzieci, ale wynik i tak robi wrażenie. W standardowym układzie (kanapa odsunięta maksymalnie do tyłu) nowy Captur oferuje przestrzeń aż o 50 litrów większą niż dotychczas. Osoby zajmujące miejsce z przodu mają ogrom przestrzeni do wykorzystania. Ktoś, kto miał już okazję siedzieć w nowym Clio, nie będzie zaskoczony, jednak dla osób, które nie weszły jeszcze z Renault w drugą połowę 2019 roku, wnętrze zrobi ogromne wrażenie.
Cyfryzacja wszystkiego. Z intuicją bywa różnie, trzeba się przyzwyczaić do pewnych funkcji, które nie są logiczne na pierwszy rzut oka. Tak bywa chociażby z regulacją głośności (mówię tu o operacji dokonywanej poza typowym dla Renault pilotem od audio pod kierownicą). Na szczęście w Renault ułatwili sobie i klientom sprawę serwując półki guzików stawiających przyjemny opór pod palcem, dzięki czemu bardziej podstawowe funkcje dostępne są poza menu dotykowego wyświetlacza. Spasowanie materiałów znacznie się poprawiło i sprawia wrażenie solidnego, pytanie tylko jak będzie zachowywało się po kilku latach, bo z tym poprzedni Captur miewał delikatne problemy.
Stylistycznie udany i komfortowy model może być zasilany silnikami TCe o mocach 100, 130 i 155 KM. Pierwszy z opcją fabrycznej instalacji LPG, środkowy z opcją znakomitej przekładni automatycznej EDC, a ostatni bez możliwości wybrania przekładni manualnej – i dobrze. Dla oszczędnych – 115-konny diesel 1.5 dCi z wariantem EDC lub bez. Jako opcja dostępna jest bardziej stylowa dźwignia zmiany biegów skrzyni automatycznej, która sporo zmienia w ogólnym odbiorze wnętrza. Na ten moment dostępne są tylko 2 warianty wyposażenia ZEN oraz Intens, różniące się 9000 zł ceny. Najtańsze Renault Captur to wydatek 66 900 zł (100-konna benzyna w odmianie ZEN), najdroższy z kolei jest diesel z automatem w wersji Intens – 94 900 zł. Po dodaniu opcji, kwota przekroczy 100 000 zł, co jest już niebezpieczną dość granicą. Po jeździe kilkoma wariantami (bez diesla i LPG) uważam, że najbardziej optymalnym modelem będzie 130-konna odmiana z automatem, w wersji Intens (91 900 zł). 2000 zł więcej kosztuje wersja o mocy 155 KM.
Różnica między odmianami 130 i 155 nie jest gigantyczna. Raczej odczuwalna w trasie, przy prędkościach autostradowych. Samochód jest optymalnym połączeniem między stabilizacją w zakrętach i komfortem. Auto nie wychyla się w zakrętach, choć zastrzeżenia można mieć do układu kierowniczego. Przy niskich prędkościach jest dość „twardy”, z kolei na autostradzie bywa ciężki do wyczucia i… nie do końca wiem skąd się to bierze, choć kilku kolegów jeżdżących ze mną Capturem miało podobne odczucia. Poza tym elementem (acz dość istotnym), Renault Captur jest przyjemnym w odbiorze crossoverem, pakownym i komfortowym. Uwzględniając znaczną sprzedaż poprzedniego modelu, Captur zapewne okaże się mocnym graczem swojego segmentu. Dorzucając do tego Clio, którym zachwycałem się już chwilę temu, Renault po raz kolejny może mocno tupnąć nogą w gamie aut miejskich, w latach 2020-2022. Czego mu rzecz jasna życzymy, z przymróżeniem oka patrząc jednak na ceny lepiej wyposażonych egzemplarzy. Podstawowo Captur bowiem wyposażony jest przyzwoicie (nawet lepiej niż rywale), ale Nissan Juke – pomimo tego, że pochodzi z Japonii, przez co z reguły powinien być droższy, w najbogatszej odmianie Tekna jest kilka tysięcy złotych tańszy. A to właśnie on najbardziej czai się na walkę z Capturem.
Zaobserwuj nas na naszym nowym koncie na Twitterze!
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Nowe Renault Captur to coś więcej niż podniesione Clio, choć ciężko być lepszym od znakomitego hatchbacka.
Tekst: Łukasz Kamiński, foto: Renault Polska
Nikt nie powiedział, że Captur jest lepszy. Lepszy to zresztą pojęcie względne. Nowe Clio, które testowaliśmy już kilkukrotnie dowiodło, że jest mocnym graczem segmentu (jeśli nie najmocniejszym), Captur z kolei dedykowany jest osobom poszukujących nieco więcej uniwersalności. Rzecz jasna w głównej mierze opiera się to o zwiększony prześwit oraz plastiki imitujące offroadera, ale Captur bogatszy jest też w kilka rozwiązań, które doceni nie tylko rodzina.
Nie odkrywamy niczego nowego, bo dotychczas hierarchia modelowa miała się podobnie. Captur był również jednym z pierwszych (razem z Nissanem Juke) crossoverów, czym zapoczątkował falę mody, za którą poszli niemal wszyscy producenci. Dziś ma więc do zgryzienia ciężki orzech, ale podobnie jak Clio w segmencie B, Captur w gronie crossoverów radzi sobie sprawnie. Już sam design kładzie rywali na łopatki – stylistyka to rzecz jasna osobiste preferencje odbiorców. Jednym bardziej spodoba się odwaga designerów, innym skromność czy prostota. Captur według mnie łączy cechy różnych charakterów, jest elegancji i zadziorny zarazem. Raczej dedykowany będzie osobom wyrazistym. W stylistyce dominują odważne kreski, strumień LED płynący zewsząd oraz dwubarwne malowanie – coś, czego rywale wciąż nie stosują powszechnie, a Captur zapoczątkował już w poprzedniej generacji. Sam producent uważa zresztą, że mógł być to jeden z powodów wyboru tego modelu przez klienta, ponieważ dwukolorowe lakierowanie stanowiło trzon sprzedaży.
Zobacz również: Renault Clio V
W środku to przede wszystkim korzystne rozwiązania funkcjonalne. Mnóstwo schowków, szuflada zamiast tradycyjnego schowka, czy przesuwna tylna kanapa, dzięki której możemy uzyskać nawet 536 litrów przestrzeni bagażowej bez składania foteli. Wówczas oczywiście wygodnie z tyłu będą miały głównie dzieci, ale wynik i tak robi wrażenie. W standardowym układzie (kanapa odsunięta maksymalnie do tyłu) nowy Captur oferuje przestrzeń aż o 50 litrów większą niż dotychczas. Osoby zajmujące miejsce z przodu mają ogrom przestrzeni do wykorzystania. Ktoś, kto miał już okazję siedzieć w nowym Clio, nie będzie zaskoczony, jednak dla osób, które nie weszły jeszcze z Renault w drugą połowę 2019 roku, wnętrze zrobi ogromne wrażenie.
Cyfryzacja wszystkiego. Z intuicją bywa różnie, trzeba się przyzwyczaić do pewnych funkcji, które nie są logiczne na pierwszy rzut oka. Tak bywa chociażby z regulacją głośności (mówię tu o operacji dokonywanej poza typowym dla Renault pilotem od audio pod kierownicą). Na szczęście w Renault ułatwili sobie i klientom sprawę serwując półki guzików stawiających przyjemny opór pod palcem, dzięki czemu bardziej podstawowe funkcje dostępne są poza menu dotykowego wyświetlacza. Spasowanie materiałów znacznie się poprawiło i sprawia wrażenie solidnego, pytanie tylko jak będzie zachowywało się po kilku latach, bo z tym poprzedni Captur miewał delikatne problemy.
Stylistycznie udany i komfortowy model może być zasilany silnikami TCe o mocach 100, 130 i 155 KM. Pierwszy z opcją fabrycznej instalacji LPG, środkowy z opcją znakomitej przekładni automatycznej EDC, a ostatni bez możliwości wybrania przekładni manualnej – i dobrze. Dla oszczędnych – 115-konny diesel 1.5 dCi z wariantem EDC lub bez. Jako opcja dostępna jest bardziej stylowa dźwignia zmiany biegów skrzyni automatycznej, która sporo zmienia w ogólnym odbiorze wnętrza. Na ten moment dostępne są tylko 2 warianty wyposażenia ZEN oraz Intens, różniące się 9000 zł ceny. Najtańsze Renault Captur to wydatek 66 900 zł (100-konna benzyna w odmianie ZEN), najdroższy z kolei jest diesel z automatem w wersji Intens – 94 900 zł. Po dodaniu opcji, kwota przekroczy 100 000 zł, co jest już niebezpieczną dość granicą. Po jeździe kilkoma wariantami (bez diesla i LPG) uważam, że najbardziej optymalnym modelem będzie 130-konna odmiana z automatem, w wersji Intens (91 900 zł). 2000 zł więcej kosztuje wersja o mocy 155 KM.
Różnica między odmianami 130 i 155 nie jest gigantyczna. Raczej odczuwalna w trasie, przy prędkościach autostradowych. Samochód jest optymalnym połączeniem między stabilizacją w zakrętach i komfortem. Auto nie wychyla się w zakrętach, choć zastrzeżenia można mieć do układu kierowniczego. Przy niskich prędkościach jest dość „twardy”, z kolei na autostradzie bywa ciężki do wyczucia i… nie do końca wiem skąd się to bierze, choć kilku kolegów jeżdżących ze mną Capturem miało podobne odczucia. Poza tym elementem (acz dość istotnym), Renault Captur jest przyjemnym w odbiorze crossoverem, pakownym i komfortowym. Uwzględniając znaczną sprzedaż poprzedniego modelu, Captur zapewne okaże się mocnym graczem swojego segmentu. Dorzucając do tego Clio, którym zachwycałem się już chwilę temu, Renault po raz kolejny może mocno tupnąć nogą w gamie aut miejskich, w latach 2020-2022. Czego mu rzecz jasna życzymy, z przymróżeniem oka patrząc jednak na ceny lepiej wyposażonych egzemplarzy. Podstawowo Captur bowiem wyposażony jest przyzwoicie (nawet lepiej niż rywale), ale Nissan Juke – pomimo tego, że pochodzi z Japonii, przez co z reguły powinien być droższy, w najbogatszej odmianie Tekna jest kilka tysięcy złotych tańszy. A to właśnie on najbardziej czai się na walkę z Capturem.