Citroen C4 Cactus 1.2 test
Tak. I tu można zakończyć ten test, ale nie będę tak bezpośredni, tym bardziej, że przy okazji Cactusa jest o czym opowiadać. Samochód wciąż podtrzymuje trend szalonego dziecka, choć w tym wydaniu jest troszkę bardziej ułagodzony. Może to jednak wynikać z tego, że tych kilka lat temu, kiedy „Cactus właściwy” pojawił się w salonach, był jak przybysz z kosmosu, a przez ostatnich kilka sezonów na ulicach przybyło krzykliwych aut i następcy zawadiackiego Francuza ciężej się było przebić. To jednak wciąż atrakcyjne auto dla ludzi z fantazją. Zwraca uwagę już nieco mniej, ale dzielnie broni honoru szczeniackiej radości, która tak skutecznie skradła serca kilkuset tysięcy odbiorców od 2014 roku.
Citroen jednak już pół roku temu zapowiedział, że kres Cactusa jest bliski. Ciężko stwierdzić dlaczego, bo to wciąż udane auto (w dodatku druga generacja została zbudowana zupełnie od zera), choć chyba nieco zbyt pospolite, by kontynuować sukces poprzednika – wynormalniało i chyba straciło nieco polotu, jednak czy jako kompletne auto przestało być atrakcyjne?
Element charakterystyczny – plastikowe osłony Air Bumps wypełnione powietrzem, zmniejszono do symbolicznych rozmiarów, a więc kolejny punkt charakteru odszedł na bok, przybierając teraz wyłącznie funkcje dekoracyjne. No i właśnie takimi mniej lub bardziej udanymi próbami nawiązań do szaleństwa poprzednika Cactus próbuje kupić klienta, choć wszystko to wydaje się takie jakieś sztuczne, ale w ten mniej korzystny sposób (bo sam zamysł modelu jest nieco sztuczny i stworzony na siłę, ale klient przed paroma laty to kupił). Z oryginalnych rozwiązań pozostał jeszcze podcięty słupek C, przypominający płetwę rekina, uchylane, a nie otwierane tylne okna oraz typowy dla nowych Citroenów układ przednich świateł. Poza tym to raczej typowy crossover, a więc odpowiedź na nudnego hatchbacka i pospolite mini-SUVy (jak C3 czy C3 Aircross, które akurat aż tak nudne nie są), a więc coś, co może być rozwiązaniem dla poszukujących odrobiny polotu w aucie do codziennej miejskiej przygody.
Citroen C4 Cactus 1.2 test | Wnętrze
Wnętrze to minimalizm. Przed oczyma kierowcy pojawił się prostokątny wyświetlacz ciekłokrystaliczny, wskazujący jednak wyłącznie podstawowe informacje – prędkość, ograniczenia szybkości, poziom paliwa oraz „podpowiadacz” przełożeń. Całą resztę przeniesiono na centralny ekran, z odświeżonym układem inforozrywki. Co ciekawe, w końcu dodano dedykowany guzik odpowiadający za włączanie i wyłączanie klimatyzacji, choć jej ustawienia nadal odbywają się cyfrowo, dopiero po wejściu w odpowiednie menu – to nieco uciążliwe na codzień, choć można przywyknąć. Radiem i tak sterujemy dziś zazwyczaj z kierownicy, a więc wyświetlacz służyć może w głównej mierze do wyświetlania mapy nawigacji. Co więcej? Ciekawie zdobiona część deski rozdzielczej przez pasażerem, kryjąca otwierany do góry (airbag umieszczono w… suficie), przepastny schowek. Poza tym – sporo półek i schowków i przede wszystkim ciekawie wyglądające, a do tego niezwykle wygodne fotele.
A te przydają się, bo Cactus to nie tylko kolejny miejski wojownik, ale i – jak przystało na prawdziwego Francuza – auto niezwykle komfortowe. Producent chwali się układem zawieszenia, który wyposażony jest w amortyzatory, które pod obciążeniem nie dobijają o gumowy odbój, bo ten jest hydrauliczny i lepiej pochłania energię. To naprawdę działa i może być argumentem przeważającym przy wyborze samochodu w tym segmencie. Cierpi na tym nieco precyzja prowadzenia, bo C4 Cactus lubi się przychylać, ale przecież to nie auto sportowe, na dowód czego – przyspieszenie. 10 sekund do setki to dziś już rezultat średnio akceptowalny, choć przy miejskiej swobodnej jeździe wystarcza.
Citroen C4 Cactus 1.2 test | Spalanie
Citroen zużywa około 6 litrów benzyny przy prędkościach autostradowych i litr więcej w mieście. Mowa o 110-konnej jednostce 1.2 PureTech (3 cylindry), która sprawnie radzi sobie z nie tak znowu małym autem, choć w ofercie jest jeszcze 130-konna jej odmiana (a także 100- lub 120-konny diesel 1.5 BlueHDi). Słabsze jednostki parowane są z 6-biegowym manualem, a mocniejsze z automatem o takiej samej liczbie przełożeń. Auto posiada wyłącznie przedni napęd, ale Francuzi opracowali system Grip Control, który dzięki różnym trybom pracy kontroli trakcji, pozwala ułatwić nieco podróżowanie chociażby po sypkiej nawierzchni.
Citroen C4 Cactus 1.2 test | Cena
Cenniki startują od 64 740 zł, a więc ponad 8000 zł wyżej niż jeszcze rok temu, kiedy w ofercie dostępny był również 82-konny wariant jednostki PureTech. Testowany samochód to właśnie taki model z kilkoma przydatnymi dodatkami i muszę przyznać, że auto sprawiało wrażenie w miarę kompletnego, przy czym ponad bazową wersją Feel (tą ze zdjęć) stoją jeszcze Feel Pack, Origins, Shine oraz Shine Pack. Ta ostatnia, zestawiona z mocniejszym dieslem i automatem, to wydatek blisko 100 000 zł. Na tle rywali (Ford EcoSport, Fiat 500L czy zbliżony Peugeot 2008) Citroen pozostaje więc autem dobrze umiejscowionym na rynku – oferującym naprawdę sporo za względnie przyzwoite pieniądze. Jedyną wadą, jakiej dopatrywałbym się w nowym aucie, to paradoksalnie zbyt mało wad. Auto jest poprawne w wielu aspektach (niekiedy aż nadto, wręcz trąci Niemcem!) i czasami brakuje tego zabawnego podejścia projektantów i inżynierów, którzy zaserwowali nam prawdziwą dziecinnie beztroską ucztę przy poprzedniku, tu łagodząc mnóstwo rzeczy, dla samego sensu zachowania nazwy zachowując kilka zbieżnych cech. Szkoda, z drugiej jednak strony – klient jest coraz bardziej wymagający.