SsangYong Musso Grand 2.2 diesel
SsangYong stawiał małe kroki w przywracaniu swojego wizerunku. Nie będziemy się oszukiwali i mówili, że był niszową marką – po prostu Stary Kontynent nie przyjął go dobrze, z fatalną jakością wykonania, dramatycznym designem i wytrzymałością godną kartonu po mleku. Nowe tysiąclecie otworzyło jednak nieco dróg koreańskiej firmie i z licznymi potknięciami, przez kilkanaście lat walk z samymi sobą, w końcu mogą śmiało mierzyć w europejskiego klienta. Nie przesadzam – do maruderów należą nieustannie ci, którzy nawet nie spojrzeli na nowe modele SsangYonga.

Prawdziwą rewolucję zapoczątkował Rexton, którego przybliżymy Wam w ciągu najbliższych tygodni. Atrakcyjny design, a zwłaszcza przełomowe (jakością oraz funkcjonalnością i bogactwem) wnętrze były wabikiem, który musiał zostać jedynie dostrzeżony przez wzbraniających się rękami i nogami zagorzałych fanów popularnych marek. Model o tej nazwie próbował swoich sił w Europie kilkukrotnie, ale to dopiero czwarta generacje pokazana przed trzema laty przyciągnęła wzrok obywateli naszego kontynentu na dłużej. Od nieco ponad roku na rynku dostępny jest również pickup Musso (tak, tę nazwę też będziecie pamiętali, bo kwadratową terenówkę składano nawet przez chwilę w Polsce) – mocno zbieżny z Rextonem, choć przez swe robocze zastosowanie, nieco mniej ekstrawagancki.
Musso, podobnie jak Tivoli – najmniejsze auto w ofercie SsangYonga, to nazwa włoskich miejscowości. Ciężko powiedzieć dlaczego Koreańczycy wybrali sobie akurat Włochy jako źródło nazw swoich samochodów, ale fakt faktem to właśnie tam od lat powstają najpiękniejsze auta świata. SsangYong do nich nie należy, bo i chyba nigdy nie aspirował do grona takich producentów. Dziwi jednak ponowne użycie nazwy, którą przez wiele lat nosiła siermiężna terenówka, której zbyt wiele egzemplarzy nie przetrwało do dzisiaj. Owszem, jako Musso Sport model ten występował też jako pickup (później nieudolnie zastępowany modelem Actyon Sports), ale zawsze w pamięci zapadał jako kanciasty wóz w teren. Może był to po prostu ruch producenta w stronę sentymentalnych odbiorców. Oprócz designu auto dzieli również płytę podłogową z modelem Rexton (dość nowoczesny system Advanced High Strength Steel), dzięki czemu jest niezwykle wytrzymały, na czym delikatnie traci jednak komfort – ale akurat te proporcje właśnie w Musso sprawdzają się najlepiej.
SsangYong Musso Grand 2.2 diesel | Atrybuty
Firma nie kryje, że skupia się na użyteczności tego modelu, oferując klientom dwa warianty długości – ten większy, który przypadł nam do testu liczy sobie aż 5,4 metra. Nie jest to tylko większa przestrzeń ładunkowa, ale i powiększony delikatnie rozstaw osi. Przedsiębiorcom z pewnością spodoba się wersja Musso Grand, choć w obydwu wariantach praktyczność zaburzana jest przez wchodzące do wnętrza nadkola. W zależności od zawieszenia (w Grand resory piórowe lub układ wielowahaczowy), w modelu tym ładowność wynosi odpowiednio 1000 oraz 800 kg – raczej każdemu wystarczy. Szyny mocujące i zaczepy ułatwią kotwiczenie ładunku, choć pomimo zabudowy, nie pozostawiałbym w środku nic cennego. Biała skorupa po zamknięciu pozostawia spory otwór między oknem, a ścianami/tylną burtą i jako całość nie robi wrażenia solidnej.
Zadowala ogrom miejsca – nie miałem okazji jeździć krótkim Musso z tyłu, gdzie sytuacja może być zbliżona do rywali, ale model z przedłużonym rozstawem osi oferuje naprawdę wygodną przestrzeń do podróżowania. Nie umila jej oczywiście siedzisko oraz pionowe oparcie, ale to raczej zupełnie awaryjne miejsca i zapewne mało kto wybierze się na wakacje pickupem, choć… wszystko do przeżycia. Dla tylnych pasażerów przewidziano również podłokietnik z cupholderami i osobne nawiewy – to również nieoczywiste gadżety. Do jakości zastosowanych materiałów nikt nie będzie miał większych zastrzeżeń – w europejskich autach może i można by było kręcić nosem, a w Musso jest po prostu solidnie, ładnie i funkcjonalnie. Ostatnia cecha to nie tylko zasługa ułożenia przycisków, ale i ich wielkość umożliwiająca obsługę w rękawicach. Kokpit przy Rextonie nie wygląda tak okazale, ale to w końcu roboczy pickup. I tak na uznanie zasługuje opcjonalny, 8-calowy ekran dotykowy (niestety bez menu w języku polskim), który jest szybki i intuicyjny.
SsangYong Musso Grand 2.2 diesel | Cena
Odbiór SsangYonga Musso Grand jest dość specyficzny. Z jednej strony mamy całkiem nowoczesny design i rozwiązania pokładowe spotykane nawet w dużo droższych autach, z drugiej jednak zderzamy się z analogowym podejściem do wielu rozwiązań (to nie znaczy, że są gorsze). Poniekąd jednak kreuje to charakter auta, wywodzącego się jednak z ligi budżetowej. Podstawowe Musso to wydatek 109 900 zł (napęd wyłącznie na tył, manualna skrzynia, obydwie długości nadwozia w tej samej cenie). Chęć doposażenie auta w wydawałoby się obowiązkowy wręcz napęd obu osi to koszt 10 000 zł. Tyle samo kosztuje automat, niezbędny do dorzucenia jako opcji blokady tylnego mechanizmu różnicowego. W ofercie znajduje się tylko jeden silnik, za to całkiem udany – 2.2-litrowy turbodiesel o mocy 181 KM i 420 Nm (w krótszej odmianie – 400 Nm). Na pusto jest całkiem żwawy, choć w testowanej wersji z resorami piórowymi, lepiej prowadzi się pod obciążeniem. Miałbym spory dylemat, czy 10 000 zł wydać na wspomniany napęd czy przekładnię automatyczną – dziś wydawałoby się rzecz obowiązkową przy aucie o takich gabarytach. Ręczna przekładnia jest mało precyzyjna i ma gigantyczny skok lewarka, na szczęście dzięki elastycznemu silnikowi, nie trzeba do niego zbyt często sięgać. Spalanie – 10,5 litra w mieście i około 8,5 w trasie, oczywiście na pusto. Auto wówczas trzęsie, telepie, podskakuje, a więc jest typowym pickupem. Na pewno lepiej byłoby przy układzie wielowahaczowym, którym jednak nie dane mi było podróżować.

Podsumowując, SsangYong Musso Grand to pickup naprawdę godny polecenia. Nie ma zbyt wielu wad, poza tymi charakterystycznymi dla segmentu. No może wyjątkiem jest irytujący w każdym nowym SsangYongu dźwięk kierunkowskazów, choć spotkałem osoby, dla których jest przyjemny. Z opcjonalną kamerą cofania (lub nawet systemem z widokiem 360-stopni), można go użytkować nawet na codzień, choć wówczas raczej polecam krótszą o 40 cm odmianę. Nieustannie pozostaje to mało prestiżowy wybór, ale jeśli stawiasz przede wszystkim na funkcjonalność, wygodę i rozsądek, to ciężko o lepszą propozycję. Jeśli tym bardziej logotyp nie jest dla ciebie najważniejszy, to szczerze mówiąc, jest to jedna z najlepszych opcji na rynku.