Kierowcy Formuły 1 i pech |
Na nasze życie wpływ ma każda decyzja, którą podejmujemy. Chcielibyśmy, żeby wszystko przebiegało “zgodnie z planem”, jednak często tak się nie dzieje. Szczególnie w świecie wyścigowym, gdzie najmniejszy błąd może zakończyć się, w najlepszym razie, zakończeniem rywalizacji. Przedstawiamy subiektywną listę dziesięciu kierowców, których kariera mogła potoczyć się w zupełnie innym, bardziej pomyślnym kierunku.
Autor: Klaudia Kowalczyk
Olivier Panis
Dlaczego? Nieszczęśliwy wypadek
Zwycięzca nieprzewidywalnego Grand Prix Monako z 1996 roku był nadzieją Francuzów na kolejne sukcesy w Królowej Sportów Motorowych. Od momentu debiutu za kierownicą Ligiera, gdzie plasował się regularnie na punktowanych pozycjach, po podia dla tego samego zespołu, ale wykupionego już przez Alaina Prosta – wszystko wydawało się układać po myśli Panisa.
Następny sezon – 1997 – zaczął z wysokiego C. Dwa podia w pięciu wyścigach oraz trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej tuż za Villeneuve’m i Schumacherem były ogromną niespodzianką. Pościg za Williamsem i Ferrari przerwała kraksa w końcówce wyścigu o Grand Prix Kanady. Wtedy to Prost JS45 Francuza na skutek usterki mechanicznej przy prędkości około 240 km/h uderzył w bandę. Na skutek wypadku Olivier Panis złamał obie nogi, a po powrocie w sezonie 1998 zarówno auto, jak i kierowca nie radzili sobie już tak dobrze.
Felipe Massa
Dlaczego? Timo Glock wybrał slicki na deszcz
Brazylijczyk hodowany był przez Ferrari najpierw w Sauberze, a potem już w samej stajni pod skrzydłami Michaela Schumachera. W 2006 roku został pierwszym Brazylijczykiem od czasów Senny, który wygrał domową rundę mistrzostw. Skromny kierowca zaskarbił sobie serca kibiców.
“Sympatyczny Brazylijczyk” – jak nazywał go Andrzej Borowczyk – wyróżniał się umiejętnościami i walecznością na tle stawki, szczególnie w 2008 roku. Losy tytułu wówczas miały rozstrzygnąć się w Brazylii. Massa do mety swojej domowej Grand Prix dojechał jako mistrz. Kilkanaście sekund później już nim nie był. Lewis Hamilton w środku stawki wyprzedził Timo Glocka ślizgajacego się w deszczu na oponach do jazdy na suchej nawierzchni, dzięki czemu zdobył wymaganą liczbę punktów, by wyprzedzić lokalnego bohatera.
W następnym roku, po zmianie przepisów, Ferrari nie było już takie silne, a sam Massa padł ofiarą śruby z auta swojego rodaka – Rubensa Barrichello. Uderzyła go ona w kask powodując duże obrażenia. Massa powrócił do ścigania w nowym sezonie, jednak nie na takim poziomie, jak w niemal mistrzowskim roku 2008.
Carlos Reutemann
Dlaczego? Niespodziewana wojna między Argentyną a Imperium Brytyjskim
Argentyńczyk już w debiucie w 1972 roku zdobył pole position. Znienawidzony przez Nikiego Laudę po tym, jak zastąpił go i podpisał kontrakt z Ferrari, gdy mistrz walczył o życie po wypadku na Nurburgringu w 1976 roku. Blisko mistrzostwa był kilkukrotnie (1975, 1978, 1980, 1981), a niepowodzenia tłumaczył jednym zdaniem: “Zespół nie dał z siebie 100%”.
Najbardziej bolesną porażkę Lole przeżył w Las Vegas w końcu sezonu 1981, gdy jednym punktem w klasyfikacji wyprzedził go Nelson Piquet. Reutemann nie punktował, bo przeżywał wówczas jedno z wielu załamań w karierze. Po latach, dziennikarz Autosportu Nigel Roebuck wspominał Argentyńczyka jako jednego z najbardziej wymagających kierowców w historii. Jednak nie chodziło mu o auto, a o wsparcie psychologiczne, którego potrzebował ze strony otoczenia. “Mając dobry dzień, Reutemann był praktycznie nie do pokonania” – przekonywał Roebuck.
Rok 1982 rozpoczął podium w Południowej Afryce. Sezon nie potrwał zbyt długo, bo Argentyńczyk jeżdżący dla brytyjskiego zespołu postanowił się wycofać tuż po wybuchu Wojny o Falklandy. Wojny pomiędzy Argentyną a Wielką Brytanią.
Jean Alesi
Dlaczego? Pójście za głosem serca nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem
Francuz przebojem wdarł sie do F1 walcząc z czołówką w dość słabym wówczas Tyrrellu. Do historii przeszła jego jazda koło w koło z Ayrtonem Senną podczas GP USA w 1990 roku. Pokazał się z najlepszej strony, co dało mu niebywałą, jak na debiutanta okazję: miał na stole oferty od Ferrari i Williamsa.
Mimo, że podpisał umowę z tym drugim teamem, Włosi wykupili go za bagatela cztery miliony dolarów. W ten sposób Alesi wylądował w cierpiącym na wszystkie możliwe kłopoty zespole. Z tego tonącego statku niemal natychmiast uciekł Alain Prost, który nazwał auto z 1991 roku “nie nadającą się do jazdy ciężarówką”. Zmienił zespół na… Williamsa. Jego rodak nie miał już gdzie uciec i pozostał z Ferrari próbując udźwignąć na swoich barkach legendę.
Pięć sezonów zamieniło się w koszmar przepełniony awariami auta oraz brawurową walką Alesiego z przeciwnościami losu. Ostatni rok w Maranello przyniósł jedyną, wyczekaną wygraną w karierze Francuza – podczas Grand Prix Kanady w 1995 roku. Jego auto zatrzymało się tuż za linią mety, bo zabrakło w nim paliwa. Tymczasem zespół Franka Williamsa niemal nieustannie zwyciężał.
Jean Alesi jednak ma specjalne miejsce w sercach wszystkich włoskich Tifosi. To zdecydowanie więcej niż potencjalne wygrane oraz mistrzostwa.
Tony Brooks
Dlaczego? Ferrari urządziło sobie strajk
Brytyjczyk w 1959 roku był kierowcą Ferrari i pewnie zmierzał po zwycięstwa za kierownicą Dino 246. Prawdopodobnie w tym sezonie zdominowałby Jacka Brabhama, ale na Grand Prix Wielkiej Brytanii musiał zmienić swoje auto. Zmusiły go do tego okoliczności. W lipcu 1959 roku cała załoga Ferrari strajkowała, by uzyskać podwyżki płac. W związku z tym wystartował starym, wolniejszym i bardziej zawodnym Vanwallem. Wyścigu nie ukończył ze względu na problem z silnikiem. To był pierwszy i ostatni rok Brooksa z Ferrari.
Didier Pironi
Dlaczego? Tragedia sezonu 1982
Po śmierci Gillesa Villeneuve’a podczas kwalifikacji do GP Belgii w 1982 roku Francuz został naturalnym liderem w Ferrari. Szybki oraz niezawodny samochód dał mu swobodną przewagę nad pozostałymi i niemal oczywistym było, że zwycięży w całym cyklu. Stawka była spora – pierwszy tytuł dla Francji. Sam Pironi w połowie sezonu powiedział, że zaczyna czuć, że ma już w rękach mistrzostwo świata.
Wszystko posypało się jak domek z kart podczas deszczowej rundy na Hockenheim, gdy próbując wyprzedzić Dereka Daly’ego w Williamsie, wjechał w tył Renault Alaina Prosta. Nie mógł zobaczyć auta swojego rodaka, bo bolidy wyposażone w tzw. “efekt przyziemny” w deszczu tworzyły za sobą mgłę, która sprawiała, że stawały się niewidzialne. Wypadek ten w swoim przebiegu był podobny do tego z belgijskiego Zolder. bo Ferrari wzleciało w powietrze na około 30 metrów. Wylądowało na nosie, niemalże miażdżąc nogi Pironiego. Oczywistym było, że Francuz nie dokończy sezonu. W klasyfikacji generalnej zaledwie pięcioma punktami wyprzedził go Keke Rosberg.
Didier Pironi chciał powrócić do ścigania po niemal czteroletniej rehabilitacji, jednak powstrzymało go… ubezpieczenie. Francuz musiałby spłacić całe swoje leczenie, jeśli zdecydowałby się powrócić do sportu.
Gilles Villeneuve
Dlaczego? Bratobójcza walka w Ferrari
Kanadyjczyk został zapamiętany jako waleczny i niezwykle szybki zawodnik. Wspomnieć tu trzeba choćby szkolny przykład walki na torze, czyli Grand Prix Francji 1979.
Liczono na to, że w nowym Ferrari 126C2 z pomocą Didiera Pironiego jako drugiego kierowcy wygra mistrzostwo indywidualne oraz zespołowe. Jego kolega miał inne plany. Gdy podczas GP San Marino jechali po pewny dublet, Francuz wyprzedził Villeneuve’a. Wygrał wyścig, a Kanadyjczyk poczuł się urażony takim obrotem spraw. To on był liderem zespołu. Świadkowie tamtych wydarzeń wspominają, że Villeneuve obiecał już nigdy nie odezwać się do Pironiego.
Kwalifikacje do następnego wyścigu, Grand Prix Belgii, były personalną potyczką między tymi dwoma zawodnikami. Villeneuve próbując poprawić czas natrafił na dużo wolniejszy samochód, Arrows Jochena Massa. Najechał na jego tylne koło, a auto oderwane ziemi i od “efektu przyziemnego” zachowało się jak katapulta. Kanadyjczyk zginął na miejscu. Dla włoskich Tifosi nadal pozostaje jednym z największych kierowców, którzy kiedykolwiek ścigali się Ferrari.
Ronnie Peterson
Dlaczego? Tragiczny wypadek przerwał karierę SuperSzweda
Przez swoich rywali z toru nazywany najszybszym kierowcą lat 70. Peterson był jednocześnie “fair” wobec zespołowych kolegów. W 1978 roku mógł spokojnie walczyć z Mario Andrettim o mistrzostwo. Pozostał na drugim miejscu, tak jak ustalili wcześniej – trzymał się zasad, prawdopodobnie licząc, że w przyszłym sezonie to on zostanie numerem jeden.
Start do Grand Prix Włoch nie poszedł po myśli Szweda. Spadł poza pierwszą dziesiątkę, gdzie trafił w karambol złożony z 10 aut. Lotus Petersona ucierpiał najmocniej, po uderzeniu w barierę zapalił się i powrócił na środek toru. Szybka akcja ratownicza Jamesa Hunta, Claya Regazzoniego oraz Patricka Depaillera powiodła się – kierowcę wyciągnięto na trawę. W tym czasie lekarze zajmowali się Vittorio Brambillą, który został uderzony kołem w głowę. Petersonem zajęto się później, nie wydawało się wówczas, że jego życie jest zagrożone. Dopiero w szpitalu prześwietlenie wykazało siedem złamań w jednej i trzy w drugiej nodze. Lekarze planowali zająć się nim na spokojnie rano. Jednak w nocy stan Szweda znacznie się pogorszył. Rano, z powodu zatoru tłuszczowego, który skutkował niewydolnością nerek, Ronnie Peterson zmarł.
Jacky Ickx
Dlaczego? Wolał ścigać się w rundach, które trwały trochę więcej niż dwie godziny
Prawdopodobnie najbardziej utytułowany kierowca w historii wyścigów, jednak na półce Belga brakuje jednego, najważniejszego trofeum. Jacky Ickx nigdy nie sięgnął po mistrzostwo Formuły 1, choć wielokrotnie był blisko, a winą za ten stan rzeczy należałoby obarczyć ówczesne auta, które często się psuły (choć można było je naprawić za pomocą dłuta i młotka). A swoich sił próbował bardzo długo, bo przez prawie 14 lat!
Największą batalię Jacky Ickx stoczył w 1970 roku z Jochenem Rindtem. Austriak zginął jednak na trzy rundy przed końcem sezonu. Jako jeden z najszczęśliwszych momentów w karierze Belg wymienia między innymi ten, gdy nie udało mu się wyprzedzić Rindta w klasyfikacji. Jak mówił: “Wolałbym wygrać z kimś, z kim mogę się ścigać”. A później został już Panem Le Mans. W latach 1975-1983 wygrał ten legendarny 24-godzinny wyścig pięciokrotnie, a trzykrotnie zdobywając drugie miejsce. W rundach mistrzostw świata pojawiał się regularnie, ale profesjonalizacja F1 spowodowała, że nie mógł się ścigać na najwyższym poziomie zarówno w endurance, jak i w wyścigach z cyklu Grand Prix.
Stirling Moss
Dlaczego? Chyba Bóg tak chciał
Legenda brytyjskich wyścigów, bohater powiedzeń (“Myśli pan, że jest pan drugim Stirlingiem Mossem?” Pytali piratów drogowych policjanci z Wysp) oraz największy pechowiec Formuły 1 zasługuje na pierwsze miejsce, przynajmniej tutaj.
W momencie, gdy Juan Manuel Fangio odszedł na sportową emeryturę, wiadomo było, kto jest najszybszy. Stirling Moss miał jednak swoje zasady: nie chciał jeździć dla zagranicznych stajni, preferował małe warsztaty ponad zespoły fabryczne. Prawdopodobnie ten wybór go zgubił, bo mistrzostwa kończył czterokrotnie na drugiej oraz trzykrotnie na trzeciej pozycji – zwykle jako pierwszy z “prywaciarzy”.
Może podiów byłoby więcej, ale w 1962 roku Sir Stirling zakończył karierę po niemal tragicznym wypadku. Rozbił swojego Lotusa podczas niewielkiej rundy spoza cyklu, która odbywała się na Goodwood. W wyniku uderzenia brytyjska legenda spędziła miesiąc w śpiączce i pół roku ze sparaliżowaną połową ciała. Od tamtego momentu już sir Stirling Moss startował jedynie w pojedynczych rundach. Ostatecznie kask na kołek odwiesił w… 2011 roku! W tamtym momencie miał 81 lat.
Stirling Moss przez ponad 30 lat był posiadaczem niechlubnego tytułu najlepszego angielskiego kierowcy bez tytułu mistrzowskiego. Gdy stracił go w 1991 roku na rzecz Nigela Mansella, z radości przysłał mu szampana.
BONUS: Robert Kubica
Dlaczego? Wypadek na trasie rajdu tuż przed nowym sezonem
Razem z Nico Rosbergiem i Lewisem Hamiltonem byli najlepiej zapowiadającymi się juniorami w nowym tysiącleciu. Robert Kubica poza obiektywnymi osiągnięciami: zwycięstwem oraz pole position, ma także na koncie Trofeum Lorenzo Bandiniego za 2007 rok i wielki respekt od rywali. Lewis Hamilton nazwał Polaka “najbardziej utalentowanym kierowcą, z którym walczył”.
Początek 2011 roku to prezentacja nowego bolidu Renault i testy, gdzie Kubica był najszybszy. Już tydzień później doszło do wypadku, który zawiesił karierę Polaka na niemal 8 lat. Podczas pierwszego odcinka specjalnego Ronde di Andora Kubica uderzył autem w barierę, a ta przebiła się do środka. Kierowca doznał wielomiejscowych złamań prawej ręki i nogi oraz uszkodzenia kości dłoni. Rekonwalescencja trwała prawie rok. Do 2018 roku, gdy został kierowcą rezerwowym Williamsa w F1, Kubica brał udział w różnych rajdach oraz testach bolidów.
Powrót do F1 wyczekiwany przez miliony kibiców na całym świecie nie przebiegł, tak jak wielu marzyło. Robert Kubica udowodnił jednak, że jest niezwykle zdeterminowanym zawodnikiem. Mimo to, do tej pory nie udało się Polakowi powrócić do wyników sprzed wypadku. Ten rozdział jednak jeszcze nie jest zamknięty.
POPRZEDNI
NASTĘPNY
Kierowcy Formuły 1 i pech |
Na nasze życie wpływ ma każda decyzja, którą podejmujemy. Chcielibyśmy, żeby wszystko przebiegało “zgodnie z planem”, jednak często tak się nie dzieje. Szczególnie w świecie wyścigowym, gdzie najmniejszy błąd może zakończyć się, w najlepszym razie, zakończeniem rywalizacji. Przedstawiamy subiektywną listę dziesięciu kierowców, których kariera mogła potoczyć się w zupełnie innym, bardziej pomyślnym kierunku.
Autor: Klaudia Kowalczyk
Olivier Panis
Dlaczego? Nieszczęśliwy wypadek
Zwycięzca nieprzewidywalnego Grand Prix Monako z 1996 roku był nadzieją Francuzów na kolejne sukcesy w Królowej Sportów Motorowych. Od momentu debiutu za kierownicą Ligiera, gdzie plasował się regularnie na punktowanych pozycjach, po podia dla tego samego zespołu, ale wykupionego już przez Alaina Prosta – wszystko wydawało się układać po myśli Panisa.
Następny sezon – 1997 – zaczął z wysokiego C. Dwa podia w pięciu wyścigach oraz trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej tuż za Villeneuve’m i Schumacherem były ogromną niespodzianką. Pościg za Williamsem i Ferrari przerwała kraksa w końcówce wyścigu o Grand Prix Kanady. Wtedy to Prost JS45 Francuza na skutek usterki mechanicznej przy prędkości około 240 km/h uderzył w bandę. Na skutek wypadku Olivier Panis złamał obie nogi, a po powrocie w sezonie 1998 zarówno auto, jak i kierowca nie radzili sobie już tak dobrze.
Felipe Massa
Dlaczego? Timo Glock wybrał slicki na deszcz
Brazylijczyk hodowany był przez Ferrari najpierw w Sauberze, a potem już w samej stajni pod skrzydłami Michaela Schumachera. W 2006 roku został pierwszym Brazylijczykiem od czasów Senny, który wygrał domową rundę mistrzostw. Skromny kierowca zaskarbił sobie serca kibiców.
“Sympatyczny Brazylijczyk” – jak nazywał go Andrzej Borowczyk – wyróżniał się umiejętnościami i walecznością na tle stawki, szczególnie w 2008 roku. Losy tytułu wówczas miały rozstrzygnąć się w Brazylii. Massa do mety swojej domowej Grand Prix dojechał jako mistrz. Kilkanaście sekund później już nim nie był. Lewis Hamilton w środku stawki wyprzedził Timo Glocka ślizgajacego się w deszczu na oponach do jazdy na suchej nawierzchni, dzięki czemu zdobył wymaganą liczbę punktów, by wyprzedzić lokalnego bohatera.
W następnym roku, po zmianie przepisów, Ferrari nie było już takie silne, a sam Massa padł ofiarą śruby z auta swojego rodaka – Rubensa Barrichello. Uderzyła go ona w kask powodując duże obrażenia. Massa powrócił do ścigania w nowym sezonie, jednak nie na takim poziomie, jak w niemal mistrzowskim roku 2008.
Carlos Reutemann
Dlaczego? Niespodziewana wojna między Argentyną a Imperium Brytyjskim
Argentyńczyk już w debiucie w 1972 roku zdobył pole position. Znienawidzony przez Nikiego Laudę po tym, jak zastąpił go i podpisał kontrakt z Ferrari, gdy mistrz walczył o życie po wypadku na Nurburgringu w 1976 roku. Blisko mistrzostwa był kilkukrotnie (1975, 1978, 1980, 1981), a niepowodzenia tłumaczył jednym zdaniem: “Zespół nie dał z siebie 100%”.
Najbardziej bolesną porażkę Lole przeżył w Las Vegas w końcu sezonu 1981, gdy jednym punktem w klasyfikacji wyprzedził go Nelson Piquet. Reutemann nie punktował, bo przeżywał wówczas jedno z wielu załamań w karierze. Po latach, dziennikarz Autosportu Nigel Roebuck wspominał Argentyńczyka jako jednego z najbardziej wymagających kierowców w historii. Jednak nie chodziło mu o auto, a o wsparcie psychologiczne, którego potrzebował ze strony otoczenia. “Mając dobry dzień, Reutemann był praktycznie nie do pokonania” – przekonywał Roebuck.
Rok 1982 rozpoczął podium w Południowej Afryce. Sezon nie potrwał zbyt długo, bo Argentyńczyk jeżdżący dla brytyjskiego zespołu postanowił się wycofać tuż po wybuchu Wojny o Falklandy. Wojny pomiędzy Argentyną a Wielką Brytanią.
Jean Alesi
Dlaczego? Pójście za głosem serca nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem
Francuz przebojem wdarł sie do F1 walcząc z czołówką w dość słabym wówczas Tyrrellu. Do historii przeszła jego jazda koło w koło z Ayrtonem Senną podczas GP USA w 1990 roku. Pokazał się z najlepszej strony, co dało mu niebywałą, jak na debiutanta okazję: miał na stole oferty od Ferrari i Williamsa.
Mimo, że podpisał umowę z tym drugim teamem, Włosi wykupili go za bagatela cztery miliony dolarów. W ten sposób Alesi wylądował w cierpiącym na wszystkie możliwe kłopoty zespole. Z tego tonącego statku niemal natychmiast uciekł Alain Prost, który nazwał auto z 1991 roku “nie nadającą się do jazdy ciężarówką”. Zmienił zespół na… Williamsa. Jego rodak nie miał już gdzie uciec i pozostał z Ferrari próbując udźwignąć na swoich barkach legendę.
Pięć sezonów zamieniło się w koszmar przepełniony awariami auta oraz brawurową walką Alesiego z przeciwnościami losu. Ostatni rok w Maranello przyniósł jedyną, wyczekaną wygraną w karierze Francuza – podczas Grand Prix Kanady w 1995 roku. Jego auto zatrzymało się tuż za linią mety, bo zabrakło w nim paliwa. Tymczasem zespół Franka Williamsa niemal nieustannie zwyciężał.
Jean Alesi jednak ma specjalne miejsce w sercach wszystkich włoskich Tifosi. To zdecydowanie więcej niż potencjalne wygrane oraz mistrzostwa.
Tony Brooks
Dlaczego? Ferrari urządziło sobie strajk
Brytyjczyk w 1959 roku był kierowcą Ferrari i pewnie zmierzał po zwycięstwa za kierownicą Dino 246. Prawdopodobnie w tym sezonie zdominowałby Jacka Brabhama, ale na Grand Prix Wielkiej Brytanii musiał zmienić swoje auto. Zmusiły go do tego okoliczności. W lipcu 1959 roku cała załoga Ferrari strajkowała, by uzyskać podwyżki płac. W związku z tym wystartował starym, wolniejszym i bardziej zawodnym Vanwallem. Wyścigu nie ukończył ze względu na problem z silnikiem. To był pierwszy i ostatni rok Brooksa z Ferrari.
Didier Pironi
Dlaczego? Tragedia sezonu 1982
Po śmierci Gillesa Villeneuve’a podczas kwalifikacji do GP Belgii w 1982 roku Francuz został naturalnym liderem w Ferrari. Szybki oraz niezawodny samochód dał mu swobodną przewagę nad pozostałymi i niemal oczywistym było, że zwycięży w całym cyklu. Stawka była spora – pierwszy tytuł dla Francji. Sam Pironi w połowie sezonu powiedział, że zaczyna czuć, że ma już w rękach mistrzostwo świata.
Wszystko posypało się jak domek z kart podczas deszczowej rundy na Hockenheim, gdy próbując wyprzedzić Dereka Daly’ego w Williamsie, wjechał w tył Renault Alaina Prosta. Nie mógł zobaczyć auta swojego rodaka, bo bolidy wyposażone w tzw. “efekt przyziemny” w deszczu tworzyły za sobą mgłę, która sprawiała, że stawały się niewidzialne. Wypadek ten w swoim przebiegu był podobny do tego z belgijskiego Zolder. bo Ferrari wzleciało w powietrze na około 30 metrów. Wylądowało na nosie, niemalże miażdżąc nogi Pironiego. Oczywistym było, że Francuz nie dokończy sezonu. W klasyfikacji generalnej zaledwie pięcioma punktami wyprzedził go Keke Rosberg.
Didier Pironi chciał powrócić do ścigania po niemal czteroletniej rehabilitacji, jednak powstrzymało go… ubezpieczenie. Francuz musiałby spłacić całe swoje leczenie, jeśli zdecydowałby się powrócić do sportu.
Gilles Villeneuve
Dlaczego? Bratobójcza walka w Ferrari
Kanadyjczyk został zapamiętany jako waleczny i niezwykle szybki zawodnik. Wspomnieć tu trzeba choćby szkolny przykład walki na torze, czyli Grand Prix Francji 1979.
Liczono na to, że w nowym Ferrari 126C2 z pomocą Didiera Pironiego jako drugiego kierowcy wygra mistrzostwo indywidualne oraz zespołowe. Jego kolega miał inne plany. Gdy podczas GP San Marino jechali po pewny dublet, Francuz wyprzedził Villeneuve’a. Wygrał wyścig, a Kanadyjczyk poczuł się urażony takim obrotem spraw. To on był liderem zespołu. Świadkowie tamtych wydarzeń wspominają, że Villeneuve obiecał już nigdy nie odezwać się do Pironiego.
Kwalifikacje do następnego wyścigu, Grand Prix Belgii, były personalną potyczką między tymi dwoma zawodnikami. Villeneuve próbując poprawić czas natrafił na dużo wolniejszy samochód, Arrows Jochena Massa. Najechał na jego tylne koło, a auto oderwane ziemi i od “efektu przyziemnego” zachowało się jak katapulta. Kanadyjczyk zginął na miejscu. Dla włoskich Tifosi nadal pozostaje jednym z największych kierowców, którzy kiedykolwiek ścigali się Ferrari.
Ronnie Peterson
Dlaczego? Tragiczny wypadek przerwał karierę SuperSzweda
Przez swoich rywali z toru nazywany najszybszym kierowcą lat 70. Peterson był jednocześnie “fair” wobec zespołowych kolegów. W 1978 roku mógł spokojnie walczyć z Mario Andrettim o mistrzostwo. Pozostał na drugim miejscu, tak jak ustalili wcześniej – trzymał się zasad, prawdopodobnie licząc, że w przyszłym sezonie to on zostanie numerem jeden.
Start do Grand Prix Włoch nie poszedł po myśli Szweda. Spadł poza pierwszą dziesiątkę, gdzie trafił w karambol złożony z 10 aut. Lotus Petersona ucierpiał najmocniej, po uderzeniu w barierę zapalił się i powrócił na środek toru. Szybka akcja ratownicza Jamesa Hunta, Claya Regazzoniego oraz Patricka Depaillera powiodła się – kierowcę wyciągnięto na trawę. W tym czasie lekarze zajmowali się Vittorio Brambillą, który został uderzony kołem w głowę. Petersonem zajęto się później, nie wydawało się wówczas, że jego życie jest zagrożone. Dopiero w szpitalu prześwietlenie wykazało siedem złamań w jednej i trzy w drugiej nodze. Lekarze planowali zająć się nim na spokojnie rano. Jednak w nocy stan Szweda znacznie się pogorszył. Rano, z powodu zatoru tłuszczowego, który skutkował niewydolnością nerek, Ronnie Peterson zmarł.
Jacky Ickx
Dlaczego? Wolał ścigać się w rundach, które trwały trochę więcej niż dwie godziny
Prawdopodobnie najbardziej utytułowany kierowca w historii wyścigów, jednak na półce Belga brakuje jednego, najważniejszego trofeum. Jacky Ickx nigdy nie sięgnął po mistrzostwo Formuły 1, choć wielokrotnie był blisko, a winą za ten stan rzeczy należałoby obarczyć ówczesne auta, które często się psuły (choć można było je naprawić za pomocą dłuta i młotka). A swoich sił próbował bardzo długo, bo przez prawie 14 lat!
Największą batalię Jacky Ickx stoczył w 1970 roku z Jochenem Rindtem. Austriak zginął jednak na trzy rundy przed końcem sezonu. Jako jeden z najszczęśliwszych momentów w karierze Belg wymienia między innymi ten, gdy nie udało mu się wyprzedzić Rindta w klasyfikacji. Jak mówił: “Wolałbym wygrać z kimś, z kim mogę się ścigać”. A później został już Panem Le Mans. W latach 1975-1983 wygrał ten legendarny 24-godzinny wyścig pięciokrotnie, a trzykrotnie zdobywając drugie miejsce. W rundach mistrzostw świata pojawiał się regularnie, ale profesjonalizacja F1 spowodowała, że nie mógł się ścigać na najwyższym poziomie zarówno w endurance, jak i w wyścigach z cyklu Grand Prix.
Stirling Moss
Dlaczego? Chyba Bóg tak chciał
Legenda brytyjskich wyścigów, bohater powiedzeń (“Myśli pan, że jest pan drugim Stirlingiem Mossem?” Pytali piratów drogowych policjanci z Wysp) oraz największy pechowiec Formuły 1 zasługuje na pierwsze miejsce, przynajmniej tutaj.
W momencie, gdy Juan Manuel Fangio odszedł na sportową emeryturę, wiadomo było, kto jest najszybszy. Stirling Moss miał jednak swoje zasady: nie chciał jeździć dla zagranicznych stajni, preferował małe warsztaty ponad zespoły fabryczne. Prawdopodobnie ten wybór go zgubił, bo mistrzostwa kończył czterokrotnie na drugiej oraz trzykrotnie na trzeciej pozycji – zwykle jako pierwszy z “prywaciarzy”.
Może podiów byłoby więcej, ale w 1962 roku Sir Stirling zakończył karierę po niemal tragicznym wypadku. Rozbił swojego Lotusa podczas niewielkiej rundy spoza cyklu, która odbywała się na Goodwood. W wyniku uderzenia brytyjska legenda spędziła miesiąc w śpiączce i pół roku ze sparaliżowaną połową ciała. Od tamtego momentu już sir Stirling Moss startował jedynie w pojedynczych rundach. Ostatecznie kask na kołek odwiesił w… 2011 roku! W tamtym momencie miał 81 lat.
Stirling Moss przez ponad 30 lat był posiadaczem niechlubnego tytułu najlepszego angielskiego kierowcy bez tytułu mistrzowskiego. Gdy stracił go w 1991 roku na rzecz Nigela Mansella, z radości przysłał mu szampana.
BONUS: Robert Kubica
Dlaczego? Wypadek na trasie rajdu tuż przed nowym sezonem
Razem z Nico Rosbergiem i Lewisem Hamiltonem byli najlepiej zapowiadającymi się juniorami w nowym tysiącleciu. Robert Kubica poza obiektywnymi osiągnięciami: zwycięstwem oraz pole position, ma także na koncie Trofeum Lorenzo Bandiniego za 2007 rok i wielki respekt od rywali. Lewis Hamilton nazwał Polaka “najbardziej utalentowanym kierowcą, z którym walczył”.
Początek 2011 roku to prezentacja nowego bolidu Renault i testy, gdzie Kubica był najszybszy. Już tydzień później doszło do wypadku, który zawiesił karierę Polaka na niemal 8 lat. Podczas pierwszego odcinka specjalnego Ronde di Andora Kubica uderzył autem w barierę, a ta przebiła się do środka. Kierowca doznał wielomiejscowych złamań prawej ręki i nogi oraz uszkodzenia kości dłoni. Rekonwalescencja trwała prawie rok. Do 2018 roku, gdy został kierowcą rezerwowym Williamsa w F1, Kubica brał udział w różnych rajdach oraz testach bolidów.
Powrót do F1 wyczekiwany przez miliony kibiców na całym świecie nie przebiegł, tak jak wielu marzyło. Robert Kubica udowodnił jednak, że jest niezwykle zdeterminowanym zawodnikiem. Mimo to, do tej pory nie udało się Polakowi powrócić do wyników sprzed wypadku. Ten rozdział jednak jeszcze nie jest zamknięty.